Tak się dziś zgadaliśmy z Małżem w drodze do dziecek większych z porcyją słuszną pączków.
Co się jadało w młodych latach z darów ,,matki-natury''? I mimo zakazów mamino-babcinych...
W moim przypadku np. buczyna! Orzeszki trójkątne, ponoć bardzo niebezpieczne dla zdrowia - ,,oślepniesz, dziecino!''. Takie pyszne cuda! Do tego ,,zajęcza kapusta''. Podobna nieco do koniczyny, o zdecydowanie kwaśnym smaku. Młode źdźbła trawy - ,,nie jedz, kołowacizny owczej dostaniesz'' - przestrzegała Babcia. Ale takie to dobre było...
Wreszcie ,,chlebki''. Do dziś nie wiem, z jakiej rośliny się wywodziły. Ale pyszne były! Wyglądały jak bardzo-bardzo miniaturowe bułeczki kajzerki.
A co Wy konsumowaliście z dobrodziejstw natury? Poza jabłkami od sąsiada...
Też ten "chlebek". Ale najlepszy moment jaki pamiętam, to było któregoś lata gdy owoce bardzo słabo obrodziły u cioci w sadzie.A ja zawsze lubiłam zjadać takie żółte śliwki prosto z drzewa. Któregoś razu przyprowadziłam do sadu moją przyjaciółkę Gabrysię, która też lubiła te śliweczki. Skusiłyśmy się na dwie...
OdpowiedzUsuńWieczorem przy kolacji ciocia mówi do wujka "Nie wiem co się stało z dwiema śliwkami, bo wszystkich było sześć na drzewie" :)
Rozbawiło mnie to, że gospodarz wie ile ma owoców na drzewie - ale tamtego lata mozna to było zrozumieć :)
Chlebki! Co roku podczas wakacji spędzanych nad Wisłą lisewsko-tczewską.
OdpowiedzUsuńchlebki, szczaw zajęczy (tak się to u mnie nazywało), nektar z kwiatków, takie fiołkowate, wyrwało się i się wysysało, a buczyna to namiętnie, ale nikt mi nie mówił, że nie można, ani nie straszył
OdpowiedzUsuńsok brzozowy - wiosną wystarczyło obłamać gałązkę i kapał bardzo szybko na dłoń albo prosto na język
OdpowiedzUsuńTak myślę i myślę i wychodzi mi, że byłam takim niejadkiem wybrednym do tego, że nawet takich zakazanych rzeczy nie spożywałam;)
OdpowiedzUsuńKarpiele, do dziś nie wiem co to było- chłopi to sadzili pomiędzy kartoflami. Przypominało smakiem kalarepę i nigdzie więcej w okolicach
OdpowiedzUsuńOświęcimia tego nie spotkałam pomiędzy kartoflami. Kiedyś sądziłam,że to może była rzepa, ale gdy raz kupiłam rzepę, stwierdziłam, że karpiele to jednak było coś innego. Z natury to zjadałam ziarna pszenicy lub żyta prosto z kłosów. I kukurydzę na surowo, oczywiście odmianę cukrową. Mnie tylko zwracano uwagę,że od tych surowych ziaren można się nabawić promienicy- ale nie wiem co to ta promienica.
Miłego, ;)
I chlebek i zajęczy szczaw jadłem Pamietam
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Chlebki, młode trawki, a zdarzało się też nektar z mieczyków, był mniammm ale mama ścigała za to ;)
OdpowiedzUsuńU nas na chlebek mówiliśmy "chleb świętojański"(prawdopodobnie to ślaz dziki). Szczawik zajęczy też garściami się zrywało i jadło nie zważając na to jakie leśne zwierzątka na niego siusiały. Jadłam jeszcze końcówki wyrywanych źdźbeł trawy i końcówki kwiatów akacji. No i jeszcze żuło się żywicę z drzew .A moja mama robiła pyszny szpinak z lebiody(albo komosy jak kto woli).
OdpowiedzUsuńKarpiel to brukiew :-) na hali targowej do kupienia - lubie duszona z majerankiem - ale i na surowo niezłe. Chlebki - to tasznik - wszystko co Zgago wymieniłaś, a ponadto wiele innych roslin (peluszka chociażby, kukurydza pastewna zwana końskim zębem, głąb kapusty pastewnej - a i haniebnie kwaśne mirabelki - samo zdrowie i witaminy! )
OdpowiedzUsuńJeeeesuuuuuuuuuuu o chlebkach mi Przypomniałaś - jadłam też
OdpowiedzUsuńwieczorowo macham
W moich "dziecięcych" stronach karpielami nazywano brukiew. To takie dużo większe od kalarepy, troszke podobne do buraków pastewnych, ale w smaku dość dobre.Moja Mama tego nie znosiła, i nic z tego nie gotowała,bo pamiętała zupę z brukwi z czasów okupacji.Miała do tego obrzydzenie.Mnie to smakowało, ale na surowo.Na pomorzu natomiast jesienią robi się zupę z brukwi ,obowiązkowo na gęsinie. Zobacz w internecie pod hasłem brukiew- może to jest to ???/
OdpowiedzUsuńU mnie jeszcze były owoce śliwy ozdobnej, owoce róży polnej zwane przez nas pomidorkami. Pod koniec sierpnia najsmaczniejsze od słońca. Trzeba było tylko delikatnie obgryzać przednimi ząbkami skórkę i ociupinkę miąższu spod skórki, bo w środku są pestki, które po wrzuceniu za koszulę mocno drażniły plecy.
OdpowiedzUsuńNatomiast szczególnie zabronione były jagody mahonii pospolitej. Straszono nas tak skutecznie, że używaliśmy jej jedynie do rysowania sobie ciemno-fioletowym sokiem twarzy, dłoni, torsów w zabawie w Indian.
Natka
Mak! Wyjadałyśmy go z siostrą prosto z makówek;)
OdpowiedzUsuńWtedy jeszcze było wolno sobie posiać...
OdpowiedzUsuńO mahonii nie słyszałam nigdy-przenigdy!
OdpowiedzUsuńZnam brukiew doskonale i też lubię na surowo! Moja koleżanka ze studiów kiedyś żywiła się wyłącznie tym warzywem przez kilka miesięcy... W ramach biedy!
OdpowiedzUsuńAle z jakiej rośliny te chlebki? Wiesz?
OdpowiedzUsuńOj tak, peluszka! Zdarzało się gdzieś w terenie, bo w Gdyni nie było szans...
OdpowiedzUsuńŻucie żywicy? Ciekawe...
OdpowiedzUsuńI się nikt nie przejmował, że zemrze w cierpieniach!
OdpowiedzUsuńFajne wspomnienia!
OdpowiedzUsuńJa też nie wiedziałam, co to kołowacizna!:)
OdpowiedzUsuńChyba masz czego żałować...
OdpowiedzUsuńSpróbuję za jakiś miesiąc, brzóz pod dostatkiem w okolicy!
OdpowiedzUsuńA oczęta zdrowe?:)
OdpowiedzUsuńW moim grajdołku nie spotkałam nigdy, szkoda!
OdpowiedzUsuńPrawie jak te jabłuszka w ,,Seksmisji''!
OdpowiedzUsuńMahonia to taki krzew ozdobny zimozielony, z kolcami na gałązkach.wiosną kwitnący na żółto.W okresie Wszystkich Świetych często na targowiskach widać gałązki mahonii przyzdobione sztucznymi kwiatami sprzedawane w celu ozdobienia grobu..
OdpowiedzUsuńOwoce ma faktycznie trujące /w kształcie owoców berberysu, tylko że granatowe /.
Dokładnie!
OdpowiedzUsuń:)
Sprawdziłam w Google- karpiele, czyli kwaki to rzeczywiście brukiew. A promienica jest chorobą bakteryjną odzwierzęcą i można się nią zarazić biorąc do ust np. żdżbła trawy.
OdpowiedzUsuńZ opisu wygląda,że wylęganie się tej choroby jest długie, leczenie trudne , nawet przy antybiotykach, które w tym wypadku stosuje się miejscowo. A zakażenie obejmuje okolice ust, żuchwę, policzki, czasem trzeba robić wręcz dość rozległą operację by draństwo wyciąć. No popatrz, wieki temu a babcia miała rację z tą promienicą.
Babcia straszyła kołowacizną wprawdzie, ale teraz już trawek gryźć nie będę!
OdpowiedzUsuńZaraz sobie wyświetlę na googlu, dzięki!
OdpowiedzUsuń