środa, 26 lutego 2014

Szczaw i mirabelki...

Tak się dziś zgadaliśmy z Małżem w drodze do dziecek większych z porcyją słuszną pączków.


Co się jadało w młodych latach z darów  ,,matki-natury''?  I mimo zakazów mamino-babcinych...


W moim przypadku np. buczyna! Orzeszki trójkątne, ponoć bardzo niebezpieczne dla zdrowia - ,,oślepniesz, dziecino!''. Takie pyszne cuda! Do tego ,,zajęcza kapusta''. Podobna nieco do koniczyny, o zdecydowanie kwaśnym smaku. Młode źdźbła trawy - ,,nie jedz, kołowacizny owczej dostaniesz'' - przestrzegała Babcia. Ale takie to dobre było...


Wreszcie ,,chlebki''. Do dziś nie wiem, z jakiej rośliny się wywodziły. Ale pyszne były! Wyglądały jak bardzo-bardzo miniaturowe bułeczki kajzerki.


A co Wy konsumowaliście z dobrodziejstw natury? Poza jabłkami od sąsiada...


33 komentarze:

  1. Też ten "chlebek". Ale najlepszy moment jaki pamiętam, to było któregoś lata gdy owoce bardzo słabo obrodziły u cioci w sadzie.A ja zawsze lubiłam zjadać takie żółte śliwki prosto z drzewa. Któregoś razu przyprowadziłam do sadu moją przyjaciółkę Gabrysię, która też lubiła te śliweczki. Skusiłyśmy się na dwie...
    Wieczorem przy kolacji ciocia mówi do wujka "Nie wiem co się stało z dwiema śliwkami, bo wszystkich było sześć na drzewie" :)
    Rozbawiło mnie to, że gospodarz wie ile ma owoców na drzewie - ale tamtego lata mozna to było zrozumieć :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Chlebki! Co roku podczas wakacji spędzanych nad Wisłą lisewsko-tczewską.

    OdpowiedzUsuń
  3. chlebki, szczaw zajęczy (tak się to u mnie nazywało), nektar z kwiatków, takie fiołkowate, wyrwało się i się wysysało, a buczyna to namiętnie, ale nikt mi nie mówił, że nie można, ani nie straszył

    OdpowiedzUsuń
  4. ~Klarka Mrozek27 lutego 2014 01:11

    sok brzozowy - wiosną wystarczyło obłamać gałązkę i kapał bardzo szybko na dłoń albo prosto na język

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak myślę i myślę i wychodzi mi, że byłam takim niejadkiem wybrednym do tego, że nawet takich zakazanych rzeczy nie spożywałam;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Karpiele, do dziś nie wiem co to było- chłopi to sadzili pomiędzy kartoflami. Przypominało smakiem kalarepę i nigdzie więcej w okolicach
    Oświęcimia tego nie spotkałam pomiędzy kartoflami. Kiedyś sądziłam,że to może była rzepa, ale gdy raz kupiłam rzepę, stwierdziłam, że karpiele to jednak było coś innego. Z natury to zjadałam ziarna pszenicy lub żyta prosto z kłosów. I kukurydzę na surowo, oczywiście odmianę cukrową. Mnie tylko zwracano uwagę,że od tych surowych ziaren można się nabawić promienicy- ale nie wiem co to ta promienica.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. ~Antoni Relski27 lutego 2014 02:56

    I chlebek i zajęczy szczaw jadłem Pamietam
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Chlebki, młode trawki, a zdarzało się też nektar z mieczyków, był mniammm ale mama ścigała za to ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. U nas na chlebek mówiliśmy "chleb świętojański"(prawdopodobnie to ślaz dziki). Szczawik zajęczy też garściami się zrywało i jadło nie zważając na to jakie leśne zwierzątka na niego siusiały. Jadłam jeszcze końcówki wyrywanych źdźbeł trawy i końcówki kwiatów akacji. No i jeszcze żuło się żywicę z drzew .A moja mama robiła pyszny szpinak z lebiody(albo komosy jak kto woli).

    OdpowiedzUsuń
  10. ~matka-dzieciom27 lutego 2014 10:31

    Karpiel to brukiew :-) na hali targowej do kupienia - lubie duszona z majerankiem - ale i na surowo niezłe. Chlebki - to tasznik - wszystko co Zgago wymieniłaś, a ponadto wiele innych roslin (peluszka chociażby, kukurydza pastewna zwana końskim zębem, głąb kapusty pastewnej - a i haniebnie kwaśne mirabelki - samo zdrowie i witaminy! )

    OdpowiedzUsuń
  11. Jeeeesuuuuuuuuuuu o chlebkach mi Przypomniałaś - jadłam też

    wieczorowo macham

    OdpowiedzUsuń
  12. W moich "dziecięcych" stronach karpielami nazywano brukiew. To takie dużo większe od kalarepy, troszke podobne do buraków pastewnych, ale w smaku dość dobre.Moja Mama tego nie znosiła, i nic z tego nie gotowała,bo pamiętała zupę z brukwi z czasów okupacji.Miała do tego obrzydzenie.Mnie to smakowało, ale na surowo.Na pomorzu natomiast jesienią robi się zupę z brukwi ,obowiązkowo na gęsinie. Zobacz w internecie pod hasłem brukiew- może to jest to ???/

    OdpowiedzUsuń
  13. U mnie jeszcze były owoce śliwy ozdobnej, owoce róży polnej zwane przez nas pomidorkami. Pod koniec sierpnia najsmaczniejsze od słońca. Trzeba było tylko delikatnie obgryzać przednimi ząbkami skórkę i ociupinkę miąższu spod skórki, bo w środku są pestki, które po wrzuceniu za koszulę mocno drażniły plecy.
    Natomiast szczególnie zabronione były jagody mahonii pospolitej. Straszono nas tak skutecznie, że używaliśmy jej jedynie do rysowania sobie ciemno-fioletowym sokiem twarzy, dłoni, torsów w zabawie w Indian.
    Natka

    OdpowiedzUsuń
  14. Mak! Wyjadałyśmy go z siostrą prosto z makówek;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Wtedy jeszcze było wolno sobie posiać...

    OdpowiedzUsuń
  16. O mahonii nie słyszałam nigdy-przenigdy!

    OdpowiedzUsuń
  17. Znam brukiew doskonale i też lubię na surowo! Moja koleżanka ze studiów kiedyś żywiła się wyłącznie tym warzywem przez kilka miesięcy... W ramach biedy!

    OdpowiedzUsuń
  18. Ale z jakiej rośliny te chlebki? Wiesz?

    OdpowiedzUsuń
  19. Oj tak, peluszka! Zdarzało się gdzieś w terenie, bo w Gdyni nie było szans...

    OdpowiedzUsuń
  20. Żucie żywicy? Ciekawe...

    OdpowiedzUsuń
  21. I się nikt nie przejmował, że zemrze w cierpieniach!

    OdpowiedzUsuń
  22. Fajne wspomnienia!

    OdpowiedzUsuń
  23. Ja też nie wiedziałam, co to kołowacizna!:)

    OdpowiedzUsuń
  24. Chyba masz czego żałować...

    OdpowiedzUsuń
  25. Spróbuję za jakiś miesiąc, brzóz pod dostatkiem w okolicy!

    OdpowiedzUsuń
  26. A oczęta zdrowe?:)

    OdpowiedzUsuń
  27. W moim grajdołku nie spotkałam nigdy, szkoda!

    OdpowiedzUsuń
  28. Prawie jak te jabłuszka w ,,Seksmisji''!

    OdpowiedzUsuń
  29. Mahonia to taki krzew ozdobny zimozielony, z kolcami na gałązkach.wiosną kwitnący na żółto.W okresie Wszystkich Świetych często na targowiskach widać gałązki mahonii przyzdobione sztucznymi kwiatami sprzedawane w celu ozdobienia grobu..
    Owoce ma faktycznie trujące /w kształcie owoców berberysu, tylko że granatowe /.

    OdpowiedzUsuń
  30. Sprawdziłam w Google- karpiele, czyli kwaki to rzeczywiście brukiew. A promienica jest chorobą bakteryjną odzwierzęcą i można się nią zarazić biorąc do ust np. żdżbła trawy.
    Z opisu wygląda,że wylęganie się tej choroby jest długie, leczenie trudne , nawet przy antybiotykach, które w tym wypadku stosuje się miejscowo. A zakażenie obejmuje okolice ust, żuchwę, policzki, czasem trzeba robić wręcz dość rozległą operację by draństwo wyciąć. No popatrz, wieki temu a babcia miała rację z tą promienicą.

    OdpowiedzUsuń
  31. Babcia straszyła kołowacizną wprawdzie, ale teraz już trawek gryźć nie będę!

    OdpowiedzUsuń
  32. Zaraz sobie wyświetlę na googlu, dzięki!

    OdpowiedzUsuń

Żyję,żyję

 Ale co to za życie... Moje trzydniowe chemie szpitalne, zakończone w kwietniu, nic nie dały. TK wykazało, że to co miało się zmniejszyć, ur...