niedziela, 6 kwietnia 2014

Pół darmo, pół żartem

Jako że restauracja, w której świętowaliśmy Walentynki, przystąpiła do akcji ,,weekend za pół darmo'', a wypadła nam właśnie niedziela bez gotowania, postanowiliśmy skorzystać.


Wczoraj późnym wieczorem Małż zadzwonił i zarezerwował stolik. Przybyliśmy więc, jak to my, hiperpunktualnie, na 15.30. Pani recepcjonistka wyszła na powitanie, ale gdy usłyszała, kto my i w jakim my celu, wyraźnie się zasępiła. - Proszę państwa, przykro mi bardzo, ale nastąpiła taka niemiła sytuacja. Ania, która wczoraj przyjęła Waszą rezerwację, nie wiedziała, że praktycznie dziś rezerwacje nie obowiązują. Owszem, możemy państwa przyjąć, ale... Jest tak dużo ludzi, że oczekiwanie na danie główne może wynieść nawet godzinę... - Ale my mamy czas! - zawołaliśmy chórem.


Przekazano nas kelnerce, zasiedliśmy. Dostaliśmy menu wraz z kolejnym ostrzeżeniem, że przekąska lub zupka, owszem, może być szybko, natomiast danie główne... - Wiemy, wiemy, zaczekamy! - zapewniliśmy ponownie.


W lokalu rzeczywiście ludno było i gwarno. Co jakiś czas nadchodzili nowi potencjalni klienci i wszyscy, jak my, byli informowani o sytuacji. Jedni odchodzili, inni decydowali się pozostać. Zastanawialiśmy się, czy to polityka odstraszania półdarmowych gości, czy rzeczywisty ,,brak mocy przerobowych''...


Popijając kawę (Małż) i herbatę (ja) prowadziliśmy dyskusję bardzo ambitną na temat różnicy między kopytkami a kluskami śląskimi. Bowiem oboje zamówiliśmy zrazy z zasmażanymi buraczkami i kluskami śląskimi właśnie. Małż w tygodniu był na Śląsku, gdzie spożył danie adekwatne i był zachwycony. Gdy mi opisał tamtejsze kluski ,,śląskie'' jako szarawe kulki, trochę się zdziwiłam. Jednocześnie przypomniałam sobie, że moja Babcia nazywała śląskimi kluskami romboidalne kopytka po prostu. A skądś mi w głowie tkwi świadomość, że najprawdziwsza kluska śląska jest okrągła i posiada dziurkę zrobioną kciukiem... Z wymienionych względów wywiązała się  ta dyskusja, która zajęła nam dobry kwadrans!


Zaraz potem Małż otrzymał swoją zupkę, czyli krem z pomidorów. Spodziewał się niewielkiej miseczki, bo ten sam specjał podano nam na Walentynki. Tym razem porcja była dużo większa i jeszcze wzbogacona o sporą grzankę... - Dobrze, że drugie danie dopiero za pół godziny, bo się prawie najadłem! - stwierdził po konsumpcji.


Nie minęły trzy minuty, a tu wkracza nasze drugie danie. Aha, zapomniałam! Gdy tak zawzięcie dyskutowaliśmy o kluskach, podeszła kelnerka i przeprosiła, że, niestety, klusek śląskich już nie ma. Zaproponowała piure ziemniaczane, frytki lub ziemniaki opiekane. Małż wybrał opiekane, ja piure.


Gdy talerze pojawiły się przed nami, nagle pani kelnerka trzepnęła się zamaszyście w czoło. - Ojej, pani chciała piure, a tu są obie porcje z opiekanymi! - Dobrze, proszę się nie martwić, niech tak zostanie - stwierdziłam, bo nie lubię się awanturować o byle co. A przy tym ziemniaczki tak ładnie wyglądały...


Zaczęliśmy jeść. Po kilku sekundach Małż pyta: - Czy to są na pewno buraczki? - Czekaj, jeszcze nie próbowałam, ale rzeczywiście, kolor jakiś podejrzany... Raczej ,,modra'' kapusta!


I faktycznie! Dostaliśmy kapustkę, nawet bardzo smaczną, co nie zmienia faktu, że np. moje danie było zgodne z zamówionym jedynie w jednej trzeciej! Tylko rolada się zgadzała!


Małż, wstępnie nasycony zupką, ledwo dał radę w walce z drugim daniem. Nie było ono monstrualne na szczęście. Ja też troszeczkę zostawiłam. Kapusty. Ziemniaki były wprost rewelacyjne! Opieczone, a jednocześnie na talerzu nie było widać ani atomu tłuszczu.


W tak zwanym międzyczasie lokal mocno się rozrzedził. Napływający małymi grupkami goście nie byli już ostrzegani o godzinnym oczekiwaniu. Kuchnia wyraźnie zaczęła się ,,wyrabiać''. Może przestali też mylić buraczki z kapustą i rozmaite postacie  kartofli...


W sumie czas miło spędzony i rzeczywiście za pół ceny. Ale wciąż mnie dręczy kwestia najprawdziwszych śląskich klusek. Uleczko! Proszę, Ty jako Ślązaczka, znasz prawdę! Napisz, co i jak... Czy z gotowanych, czy z surowych, i czy ta dziurka jest niezbędna?...

16 komentarzy:

  1. ...pomyłki to nic, grunt że smacznie. Jeśli chodzi o kopytka to moja babcia mówiła na nie szagówki, he he he. Śląskie natomiast kluski u nas są okrągłe z dziurką w środku. Były jeszcze "dziady" ziemniaki zasypane mąką ukrychane. Z takiej masy kulało się kluseczki do tego kapusta lub bigos. Pycha...

    OdpowiedzUsuń
  2. Raz w życiu osobiście robiłam kluski śląskie i nie pamiętam z jakich ziemniaków, ale śląska to zawsze u nas jest okrągła z dziurką;)

    Fajna akcja reklamowa restauracji:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wyrwana do tablicy odpowiadam; kluski u nas śląskie zawsze z dziurką. Są te biała ale także bywają szare. Kupuję je teraz czasem gotowe w naszej biedronce zamrożone (bo leniwa się zrobiłam okrutnie)te szare i na opakowaniu pod nazwa pyzy. Jak juz zauważyłaś to ja z lenistwa także wyszukuję przepisy w sieci które odpowiadają recepturze takiej jaka i ja bym stosowała. Jak takowe znajdę to je wkleję na mój blog. Teraz szukam przepis na sernik z kartoflami taki jak zawsze na Wielkanoc piekę a był autorstwa Ireny Gumowskiej. Pyszny. Nie ma lepszego.Dawniej z naszymi dziećmi także w niejedna niedzielę dla rozrywki urządzaliśmy sobie wypad do restauracji na obiad. Ciekawie opisujesz to oczekiwanie i to co teraz się dzieje w naszej gastronomii jako że wieki temu już nie byłam, bo zresztą lubię zjadać co sama ugotuję i wiem że to buraczki a nie kapusta hehe. Pozdrawiam serdecznie-;))

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam, ja w kwestii klusek:)))
    Babcia (typowa, 100% Slazaczka) robila tak:
    Kluski sląskie białe i czarne.
    Te białe kulała w dłoniach i pozniej obowiazkowo wyciakala dziurke. Kiedy trzeba bylo zrobić wiecej, rolowala ciasto i kroila w takie wlasnie kopytka. Ale wciaz uchodzilo to za biale kluski.
    Natomiast od wiekszego swieta robilo sie kluski czarne. Ta szarosc pochodzila od dodanych surowych tartych ziemniakow, ktore po kilku minutach zmienialy kolor calej masy. I tak, z dziurka oczywiscie:)
    No i co? Leci mi po brodzie!
    Jeszcze taka kaczucha z majerankiem i kapucha..... mmmmm....

    OdpowiedzUsuń
  5. Szare kluski wyjda gdy dodajemy potarte surowe ziemniaki, nie pamietam proporcji, moja mama robila je rzadko, bo nikt w famili za nimi nie przepadal, i nie jestem pewna nazwy - kluski polskie czy slaskie sa to wlasnie? zapytam mojej Mamy dzisiaj bom ciekawa;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja gotuję i szagówk,i i kluski śląskie. Różnica polega na rodzaju dodawanej do gotowanych ziemniaków mąki. Do szagówek dodaję mąkę pszenną, a do klusek śląskich ziemniaczaną (3/4 stanowią ziemniaczki –1/4 mąka ziemniaczana). No i oczywiście kluseczki różnią się kształtem – śląskie to kuleczki z dziurką, a szagówki robię z wałeczków krojonych na szagę czyli ze skosa. Ziemniaki ścieram na tarce jarzynowej (drobnej). Mam taki ściskacz do ziemniaków, ale tarką mi wygodniej i szybciej. Pozdrawiam...

    OdpowiedzUsuń
  7. Czyli szagówki to inaczej kopytka. Ale Wasza nazwa fajniejsza!

    OdpowiedzUsuń
  8. Te szare jakoś mało apetyczne z wyglądu, chociaż smaczne...

    OdpowiedzUsuń
  9. Mmm... Kaczucha! Może na Wielkanoc się uda?...

    OdpowiedzUsuń
  10. Dopiero co na jakimś blogu widziałam ten sernik z ziemniakami. Ale nie pamiętam gdzie, bo co wieczór odwiedzam kilkadziesiąt...

    OdpowiedzUsuń
  11. Te weekendy za pół ceny w naszej okolicy już od kilku lat popularne.

    OdpowiedzUsuń
  12. ,,Dziady'' - fajna nazwa! Związana pewnie z prostotą i taniością dania.

    OdpowiedzUsuń
  13. U nas podobnie jak u Eli! Śląskie z mąki ziemniaczanej, szagówki z pszennej. Śląskie z dziurką, szagówki z wałeczków ciętych na skos. I jedne i drugie z gotowanych ziemniaków. Kluski żelazne (ze względu na kolor) mają dodatek surowych ziemniaków.
    Jak widać- co kraj, to obyczaj... ;-)

    OdpowiedzUsuń
  14. 1. Sląskie: ugotowane kartofle należy przepuścić przez praskę, następnie włożyć je do miseczki, dokładnie wyrównać ich powierzchnię. Zawartość miseczki dzielimy nożem na 4 równe części, jedna część wyjmujemy i w to miejsce wsypujemy mąkę ziemniaczaną. Potem zawartość miseczki wraz z mąką i odjętą 1/4 kartofli zagniatamy na ciasto. Formujemy kulki, w każdej paluszkiem robimy dziurkę i gotujemy w osolonej wodzie - krótko, do wypłynięcia.
    2. Pyzy- gotujemy kartofle, odcedzamy, przepuszczamy przez praskę. W czasie gdy się kartofle gotują szykujemy surowe tarte ziemniaki (na drobnych oczkach trzemy)- wagowo tyle, ile jest tych gotowanych.
    Odciskamy z nich wodę na sicie lub w grubo złożonej gazie.
    Łączymy kartofle surowe z gotowanymi, gdy te są jeszcze ciepłe. Robimy kulki, każdą opatrujemy dziurką, gotujemy we wrzącej, osolonej wodzie, 10 min od wypłynięcia.
    Oba rodzaje krasimy skwarkami z wędzonego chudego boczku'
    Miłego, ;)
    P.S.
    Jajek nie dajemy, ani do pyz, ani do śląskich.
    Ale dajemy je do kopytek.

    OdpowiedzUsuń
  15. A klusek w narodzie rozmaitość!

    OdpowiedzUsuń
  16. Jak zawsze - konkretnie i wyczerpująco! Dzięki!

    OdpowiedzUsuń

Żyję,żyję

 Ale co to za życie... Moje trzydniowe chemie szpitalne, zakończone w kwietniu, nic nie dały. TK wykazało, że to co miało się zmniejszyć, ur...