poniedziałek, 7 lipca 2014

Pasłęk, romanse i świerszcze

Nasz wycieczka do Pasłęka okazała się przedwczesna. O jakiś rok!


Jak w całej  masie miejsc w Polsce, tak i tu trwa wielka przebudowa. Widać, że za jakiś czas będzie naprawdę pięknie. Już na przykład w kilku miejscach bardzo ładnie odnowione kamieniczki. Ale huk roboty jeszcze...


W niedzielnym przedburzowym upale miasteczko było senne i niemal bezludne. Tylko w okolicy kościoła życie tętniło. Niestety, trwała właśnie msza połączona  z chrzcinami, więc nie wchodziliśmy do środka.


Co się nam bardzo spodobało, to stojące w wielu miejscach metalowe makiety starówki. Z zaznaczonym miejscem, gdzie akurat się znajdujemy i wskazówką, jak dojść do kolejnych ciekawych obiektów.


Zachęcających obiektów gastronomicznych nie zauważyliśmy, więc koła kangoorka poprowadziły nas gdzie? Ano, do ukochanego Sztumu! Do kawiarenki obok zamku... Na kartofla! Pani kelnerka już nas bezbłędnie rozpoznaje, nawet zażartowała, że obiecywaliśmy przybyć we wrześniu dopiero...


W drodze powrotnej zaliczyliśmy solidną burzę. Pierwszą taką ,,porządną'' w tym roku. Chwilami wycieraczki nie nadążały zgarniać strumieni deszczu. Ale w sumie  radość, że nie będzie trzeba podlewać...


***


Z innej beczki...


Lipiec postanowiłam poświęcić na lekturę romansideł. By odetchnąć po wielkiej dawce opowieści o psychopatach, dewiantach itp. Naściągaliśmy kilkanaście sztuk. Zaczęłam pierwsze dzieło z brzegu. Patrzę, a tam przewidywany czas czytania - 13 godzin, 20minut!


Mniej więcej tyle czasu zajęła mi w siódmej klasie lektura ,,Przeminęło z wiatrem''! Dostałam potwornie zaczytany egzemplarz na jedną dobę od Mili, córki ciotki Ireny. I czytałam od czternastej do trzeciej w nocy z dwoma przerwami - na kolację i mycie... No, w końcu to było dobrze ponad 700 stron, a i tempo czytania podówczas nie takie znów szaleńcze.


- Nic to! - myślę sobie. - Co prawda romanse generalnie nie grzeszą nadmierną objętością, ale może to jakiś wyjątek?


Po godzinie w lewym dolnym rogu pokazało się 10 godzin z kawałkiem. Po kolejnych dwóch kwadransach już osiem. Wreszcie, gdy zaliczyłam 57% całości, do końca zostało mi 2 godziny 37 minut. Pomnożyłam przez dwa, wyszło ciut ponad pięć!


I tu zagadka. A nawet kilka zagadek. Po pierwsze, kto dokonuje szacunku? I na jakiej podstawie? Czy bierze się pod uwagę np. statystyczne IQ czytelniczki romansów? I ile to IQ wynosi?  Oj, chyba niewiele... Jak oblicza się przyśpieszenie tempa w trakcie czytania? Itp., itd...


Może to nieistotne pytania, ale mnie w jakiś sposób fascynują... Bo lubię bardzo wszelakie statystyki, zestawienia, prognozy liczbowe. Numerki generalnie!


***


Dziś po raz pierwszy tego lata słyszę za oknem cykanie świerszczy. Na razie nieśmiałe, bo apogeum w sierpniu dopiero, gdy, jak pisał Staff, ,,tysiącem srebrnych nożyc szybko strzygą ciszę''.  A Małż znów nieszczęśliwy, bo nie słyszy... Ma jakieś selektywne uszkodzenie uszu, bidul...

16 komentarzy:

  1. Coz, ja nie czytam za szybko. To jest chyba kwestia koncentracji, a takze pogarszajacego sie nieco wzroku.

    A co do uszu malzowych, to niestety z wiekiem skala slyszanych dzwiekow sie kurczy, u niektorych szybciej, u innych wolniej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ogólnie czytam powoli, ale to zależy co - thrillery, itp, dużo szybciej, za to ulubionych autorów literatury pięknej bardzo powoli, jak poezję, bo delektuję się każdym zdaniem. Właściwie to tak jakbym deklamowała je w głowie.

    OdpowiedzUsuń
  3. ~Klarka Mrozek8 lipca 2014 01:33

    pierwszy raz usłyszałam o tej wadzie słuchu w zeszłym roku od Miśki. Kiedy była u nas, akurat trwał sezon na świerszcze i słychać było bezustanne granie, dość głośne zresztą, a Miśka powiedziała, że nic ale to nic nie słyszy!

    OdpowiedzUsuń
  4. ~Antoni Relski8 lipca 2014 01:36

    Jest taka miara czasu jak "minuta Microsoftu"
    Tam też pokazuje sie komunikat przy instalowaniu lub ściąganiu - przewidywany czas zakończenia 1 minuta. I ta minuta trwa dwie trzy a nawet cztery minuty. Tutaj jest odwrotnie ale zasady chyba takie same. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. No cóż, cieszmy się, że żyjemy w czasach, kiedy można jeszcze dostać całe książki, a nie tylko streszczenia i bryki, bo obawiam się, że w tym kierunku zmierzamy...

    OdpowiedzUsuń
  6. Moja córka ma taka wadę słuchu. Nie usłyszy śpiewu słowika ..

    OdpowiedzUsuń
  7. Biedna, ile traci... Mój mąż słow3iki słyszy, ale świerszcze są jego uszom niedostępne.

    OdpowiedzUsuń
  8. To po prostu einsteinowska względność czasu!

    OdpowiedzUsuń
  9. Trudno uwierzyć, zwłaszcza w sierpniu...

    OdpowiedzUsuń
  10. To logiczne, że tempo czytania zależy od rodzaju lektury. W moim przypadku akurat romanse idą najszybciej.

    OdpowiedzUsuń
  11. Teściowa w ostatnich latach życia była kompletnie głucha, a rodzaj wady nie dawał się skorygować aparatem. Mam nadzieję, że u Małża do tego nie dojdzie.

    OdpowiedzUsuń
  12. Romanse mają przewidywany czas czytania dłuższy, bo wliczają wycieranie nosa i ocieranie łez rękawem ;-)

    OdpowiedzUsuń
  13. Ja też lubię numerki i obliczenia, więc przyznaję, że ta część notki zdecydowanie zatrzymała mnie dłużej, bo się zastanawiałam, jak to jest (i tym sposobem pewnie zawyżyłam statystykę czasu czytania Twojego posta :))

    OdpowiedzUsuń
  14. Ale to szlachetne wydłużenie! Myślenie wszak bezcenne...:)

    OdpowiedzUsuń

Żyję,żyję

 Ale co to za życie... Moje trzydniowe chemie szpitalne, zakończone w kwietniu, nic nie dały. TK wykazało, że to co miało się zmniejszyć, ur...