sobota, 27 września 2014

Oj, poszalałam...

Gdy w piątek za pięć osiemnasta wychodziłam z domu, do głowy mi nie przyszło, że właśnie idę na jedną z najlepszych imprez w życiu!


Zaprosiła nas ,,Matka'', czyli nasza szefowa KGW. Z okazji okrągłej rocznicy ślubu. Spodziewałam się dobrego jedzenia i ploteczek. Owszem, i to było, bo każda z nas wniosła aport w postaci półmiska, garnka lub ciasta. Ploteczki, a jakże, miały miejsce również. Ale, że tak potrafią się bawić kobity w ściśle własnym towarzystwie - tego nie przewidziałam!


Pół wsi z pewnością mogło ,,docenić '' nasze śpiewy chóralne i indywidualne. Umiejętności choreograficznych już nie, bo płot. A szkoda! W myśl hasła ,,Spełniamy marzenia'' w kilka chwil jedna z koleżanek obdarzona dotąd przez naturę niesprawiedliwie niewielkimi ,,atutami'', uzyskała upragniony rozmiar 75 H! Wzruszyła się...


Że tam dziś trochę głowa bolała? Nic to! Nikt w piątek o skutkach nie myślał. Zresztą na początku imprezy K. pochwaliła się, że jej wątrobą nie mogli się rano nazachwycać pani doktor i technik od EEG. Uznałyśmy więc, że wszystkie posiadamy analogicznie cudowny narząd. Niemniej K. została obwołana Gminną Miss Wątroba!


Dziś z kolei udaliśmy się w gości na zjazd absolwentów naszych rajdowych przyjaciół z Politechniki sprzed lat. I też było fantastycznie! Panie i panowie w wieku 60+ żwawi i radośni, pełni chęci do używania życia. Na jednym końcu biesiadnego stołu druh nasz i ,,przewodnik'' po rajdowym życiu - Wacek - z nieodłącznym akordeonem. Na drugim Wojtek z gitarą i niesłychanym talentem do improwizacji. No, bajka! A wszystko to w przepięknych okolicznościach przyrody, w samym sercu Kaszub. Nad jeziorem Ostrzyckim.


Nie mogliśmy być długo, bo pies... Ale warto było ze wszech miar. Troszkę tylko czuliśmy się głupio, że tak nieco na sępa. Próbowaliśmy z bossem-Benem rozmawiać o jakimś ekwiwalencie finansowym, nie chciał. Dlatego też staraliśmy się konsumować minimalnie...


Jutro odpoczywamy. Spotkanie z koleżanką z polonistyki nie doszło do skutku. Może i dobrze, bo już nie te siły, by trzy dni z rzędu imprezować. Nawet na obiad do dziecek większych postanowiliśmy nie jechać, choć zaprosili. Może za tydzień?...

13 komentarzy:

  1. No popatrz! Ja też w zeszły weekend miałam zjazd i też koło Ostrzyc - był to zjazd naszej klasy maturalnej (1968) nieopodal Wieżycy. Było znakomicie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Skoro komu przyjemność było gościć, to na cóż czynić onemu subiekcji, zapłatą się próbując rewanżować i przyjemność psować? To już może kiedy, za inszą sposobnością, samemu rewanżować, hę?:)
    Kłaniam nisko:)

    OdpowiedzUsuń
  3. no to pięknie :))
    dobre towarzystwo to podstawa..a że zespół dnia następnego..a bo to pierwszy raz..i nie ostatni zapewne :)

    OdpowiedzUsuń
  4. He, he, a na czym polegało to zmienianie rozmiaru na wymarzony? ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetne imprezy musiały być, zwłaszcza piątkowa :D

    A dziś odpoczywaliście czy jednak gdzieś Was poniosło?

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie poniosło, trzeba było odpocząć...

    OdpowiedzUsuń
  7. Dobre gospodynie zawsze mają pod ręką jakieś chusty na przykład...:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Przyzwoitość i wiek nakazywałyby już powoli zaprzestać zespołu?...

    OdpowiedzUsuń
  9. Słusznie Acan prawisz!

    OdpowiedzUsuń
  10. Widać klimat tam dobry ku imprezowaniu!

    OdpowiedzUsuń
  11. Leslie Warszawski29 września 2014 00:08

    Każdy może sobie poszaleć. Czemu nie? Mi się też ostatnio przydarzyło. Krótką relacje znajdzieśz na moim blogu :-)

    OdpowiedzUsuń

Żyję,żyję

 Ale co to za życie... Moje trzydniowe chemie szpitalne, zakończone w kwietniu, nic nie dały. TK wykazało, że to co miało się zmniejszyć, ur...