czwartek, 13 listopada 2014

Z inspiracji Uleczki

Czyli o tym, co do kawy czy herbaty mieć w domu wypadało...


Na niedzielę musiało być ciasto. Z masochistyczną zajadłością Babcia przeważnie wybierała drożdżówkę z kruszonką, rodzynkami i skórką pomarańczową. Do dziś mam w głowie taki  obrazek - Babcia długo i z pasją wyrabia ciasto, to bijąc je pięściami, to klepiąc, a ja stoję obok i za żądanie ocieram Jej pot z czoła. A perli się obficie... Bo takie wyrabianie trwało prawie godzinę.


W wersji ,,lajtowej'' bywała biało-czarna babka. Dla mnie żaden rarytas, części jasnej nie ruszałam w ogóle, jedynie tę z dodatkiem kakao. I najlepiej jeszcze z masełkiem, bo babka sucha! W ostateczności z powidłami. Babcia w życiu nie słyszała o kaloriach, więc co ukochane wnusie chciały, to miały! I wyglądały - jak pączki w maśle!


Na co dzień, w razie nagłych a niespodziewanych gości, w metalowych pudełkach  czekały w gotowości ciasteczka. Nie kupne, Boże broń, bo to wstyd dla dobrej gospodyni. Najczęściej były to podłużne ciastka kręcone przez maszynkę do mięsa. Równiusieńkie jedno w drugie jak spod sztancy. Drugi rodzaj to prostokątne herbatniki posypane cukrem kryształem. Wykrawane radełkiem, więc lekko pofalowane na brzegach.


Pamiętam też tzw. ,,amoniaczki''. Jak wyglądały, nie pomnę, jednak zapach amoniaku w całym mieszkaniu jest nie do zapomnienia... Mamidło, jako nadwrażliwe węchowo, produkcji owej nie pochwalało, więc ten asortyment pojawiał się najrzadziej.


Kiedy stery w kuchni przejęła Mama, jako nowość objawiły się ,,owsiki''. Z płatków górskich. I zagościły na długo! Bo wszyscy je bardzo lubiliśmy.


Ja zadebiutowałam, jeszcze w domu rodzinnym, szyszkami z dmuchanego ryżu. Do dziś zdarza mi się czasem ów rarytas wyprodukować. Może to akurat nie ciastko, ale ma tę zaletę, że długo się nie psuje i może spokojnie w pudełku leżakować. Podobnie jak wszelkie ciastka na bazie jednakowej ilości twarogu, mąki i masła. Na słodko lub na słono... Takie np. paluchy z kminkiem lub czarnuszką, boskie!


Dziś, gdy sklepy oferują niezliczone ilości ,,gotowców'' cukierniczych, rzadko komu chce się jeszcze stać przy piekarniku, parzyć ręce o gorące blachy itp. Sama zrobiłam się leniwa w tym względzie. Szukam też przepisów najprostszych, do wykonania w kilka minut, bez długiego babrania się w mące i tłuszczu... Zresztą o nagłych a niespodziewanych gości też coraz trudniej! I wszyscy liczą kalorie oraz indeksy glikemiczne. Ech...


12 komentarzy:

  1. szyszki robiła teściowa, ale owsiki?dawaj przepis:)
    proszę;))

    OdpowiedzUsuń
  2. Miśka, dwa przepisy ciastek owsianych na moim blogu, zapraszam serdecznie. A co do ciasta drożdżowego z kruszonką, to ono do teraz moje ilubione. Ale ja je aż tak długo nie wyrabiam hehe. Pozdrawiam przy porannej kawie-;).

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak, wypiekanie ciast odchodzi w zapomnienie, a według mnie także lepienie pierogów. Ostatnio przyszło mi samej świerknąć 3 godziny przy stolnicy, lepiąc jeden za drugim, a lepienie nie miało końca więc wiem. I powiedziałam sobie: Nigdy więcej! Tym bardziej, że smakowo wcale nie gorsze wyrabiają panie z pobliskiego LSSu. Może nie tak zdrowe jak moje własne, z własnoręcznie skomponowanego farszu, ale co tam. Kręgosłup ważniejszy. Tym bardziej, że rzeczywiście dzisiaj liczy się kalorie, a skwerki do polania pierogów to jakieś energetyczne miliony:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zdziwiłem się nawet ale znam te wszystkie ciastka. Oczywiście od strony konsumpcyjnej
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. To samo pokolenie, te same ciasteczka...:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Pierogi wykonuję raz w roku, na Wigilię! Chętnie zjem cudzą ręką uczynione.

    OdpowiedzUsuń
  7. No właśnie, owsiki u Uleczki. Prawie jak te, które robiła Mama.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja też nie stosuję tak solidnego wyrabiania, ale i ciasto trochę inne przez to. Nie aż takie puchate...

    OdpowiedzUsuń
  9. "babskie" gazety pełne były przepisów pt "ciasto błyskawiczne" lub "ciastka dla niespodziewanych gości",
    teraz byle kiedy piekę muffinki, mam też w zamrażalniku kartonik z ciastem francuskim
    a tyłek rośnie!

    OdpowiedzUsuń
  10. Już zapomniałam co to jest ciasto, drożdzowe zwłaszcza. Specjalizuję się w ciastach bez mąki. A teraz, gdy w Lidlu sa ryżowe krakersy z czekoladą to już nawet nie piekę tych bezmącznych ciast. A na posiaduchy najbardziej lubię orzechy różne, żurawinę i...pestki.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Cieszę się, że nie lubię muffinek. Są teraz bardzo na czasie, a ja bez żalu mogę odmówić konsumpcji... Niestety, są i takie wypieki, wobec których nie potrafię przejść obojętnie!

    OdpowiedzUsuń
  12. Drożdżowe ciasto Babci najbardziej lubiłam, gdy już się trochę zestarzało. Wtedy Babcia gotowała żurek, który zagryzało się taką właśnie suchą drożdżówką...

    OdpowiedzUsuń

Żyję,żyję

 Ale co to za życie... Moje trzydniowe chemie szpitalne, zakończone w kwietniu, nic nie dały. TK wykazało, że to co miało się zmniejszyć, ur...