niedziela, 31 maja 2015

Niezbyt miłe dobrego początki

Piknik rodzinny w sobotę. Ku czci dzieciaków. Od ósmej trzydzieści do czternastej na stojąco... W charakterze, powiedzmy, bufetowej. I przez godzinę jako trzymacz rury!


Pogoda początkowo dopisywała. Dwa razy na momencik spadł deszcz, nic to. Za to potem zerwało się wietrzysko okropne. A nasz bufet pod namiotem. Jak zaczęło miotać ,,ścianami'', wywracać sprzęty... W pewnym momencie ciężka ława spadła mi na łydkę. Piękny siniak się pojawił i mieni fioletem.


Gdy zdjęłyśmy ścianki, przez moment było lepiej. Wprawdzie plastikowe talerzyki masowo ulatywały w dal, ale już przynajmniej ławy stały mocno i nie padały na nasze odnóża. Niestety, od pewnego momentu każdy kolejny poryw wiatru tak telepał stelażem, że trzeba było postawić ,,trzymaczy'' przy rurach. Więc kto? Basia K. i ja - dwie  największe atletki!


Dzieciaki atrakcji miały naprawdę moc. Nie pamiętam tak bogatego programu na Dzień Dziecka w naszej szkole. Strażacy, policjanci, myśliwi, ratownicy medyczni plus dmuchany zamek, mnóstwo konkursów, lody, ciasta, kiełbaski, gofry itp. Na pewno zapamiętają ten dzień...


Ja też zapamiętałam, a przynajmniej moje nogi i plecy do nocy nie chciały zapomnieć. A dziś nastawiłam się od rana na program minimum, by obolałym fragmentom zapewnić wypoczynek.


Do południa wpadły z krótką wizytą dziecka większe z wnukami, by wręczyć starej matce piękną drzewiastą fuksję. Taka bladodoróżowa, ładnie kontrastuje z zeszłoroczną - amarantową.


Poleżałam pod kocykiem do siedemnastej, by zacząć się szykować na wieczorny koncert w Radiu Gdańsk. Miałam sporo obaw przed tą imprezą. A to dlatego, że po raz pierwszy ,,Take it easy'' miało zaprezentować nie standardy z epoki swingu, lecz autorskie kompozycje, w dodatku z tekstami w całości napisanymi przez Asię. Nie miałam pojęcia, czego się spodziewać i jak zareaguje publiczność przyzwyczajona do tego, co zespół gra od dekady...


Ja wiem, że nie potrafię być obiektywna, ale koncert był naprawdę fantastyczny! Sala wypełniona nie tylko siedzącą, ale i licznie stojącą publicznością. Wszak okazja nie byle jaka - 80-te urodziny lidera! Pan Przemek w doskonałej kondycji, nowe kompozycje bardzo miłe dla ucha, asine teksty niby proste, a przy tym momentami wzruszające. Wisienka na torcie w postaci Hanny Banaszak wykonującej ekwilibrystyczne wręcz wokalizy... I przez cały czas na scenie klimat totalnego luzu! Od dziesięciu lat bywamy na koncertach tej ekipy, ale dzisiejszy występ był zdecydowanie najlepszy! Teraz tylko trzeba cierpliwie czekać na płytę, która została nagrana w czasie koncertu...


Jeszcze mi w uszach brzmią dźwięki, emocje nie do końca opadły. Idę spać bardzo rada z weekendu!






6 komentarzy:

  1. W takim razie wygląda mam nadzieję, że te pozytywne wrażenia zrekompensowały w dużej mierze fizyczne dolegliwości!

    OdpowiedzUsuń
  2. Nic to, siniaki zejdą, a miłe wspomnienia pozostaną.
    Mój mąż jest fanem Asi z Bluesclub`u, nawet mi jedną jej płytę przyniósł, ale na tym koncercie akurat nie był.

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj tak, bardzo bardzo!

    OdpowiedzUsuń
  4. Bo to był jazz, nie blues, a i dostać się nie było łatwo. W radiowej siedzibie sala nieduża...

    OdpowiedzUsuń
  5. Buziaki dla utalentowanej córki i dla dumnej matki :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziękuję w imieniu nas obu.

    OdpowiedzUsuń

Żyję,żyję

 Ale co to za życie... Moje trzydniowe chemie szpitalne, zakończone w kwietniu, nic nie dały. TK wykazało, że to co miało się zmniejszyć, ur...