niedziela, 28 czerwca 2015

Po konkursie i bez dwupsa

Bilbo dziś odwieziony. Prosto na lotnisko, by stęsknionych właścicieli powitać... Nie był absolutnie kłopotliwy, niemniej dwa tak spore zwierzaki na naszych czterdziestu paru metrach stanowiły tłok.


Od rana uwijałam się w kuchni, by i ciasta Małżowi do pracy wytworzyć, i potrawę na konkurs przygotować. Wczoraj upiekłam biszkopt pod galaretkę i postanowiłam też zacząć produkcję kotlecików inaczej trochę niż zwykle. Tak sobie wyobraziłam, że może będą lepsze, gdy je rozklepię, przyprawię i przełożę na noc cebulą i czosnkiem.


Mimo, że talerz zafoliowałam, gdzieś wdała się widać nieszczelność, bo po godzinie lodówka cała równo zalatywała intensywnie cebulą! Trochę mnie to zaniepokoiło...


Dziś, gdy zdjęłam z talerza folię, woń cebuli wprost porażała! - Chyba przyjdzie się wycofać z konkursu - pomyślałam. Ale nic. Usmażyłam, sos pomarańczowy zrobiłam, nawet dodałam na koniec masełka, by konsystencja była aksamitna.  Tak zawsze radzi pan Okrasa. Sos wyszedł rewelacyjnie, ale kotlety? Cebulowe!


No trudno, nie stchórzę - stwierdziłam. Zawieźliśmy potrawę umoszczoną w podgrzewaczu, zapaliłam pod naczyniem świeczuszki i wyszliśmy na podwórko. Po chwili pan w stroju ludowym podchodzi do mnie i pyta: - To pani ma takie kotleciki w podgrzewaczu? - Tak, ja, a dlaczego pan pyta? - Bo to naczynie właśnie pękło... Ale niech się pani nie martwi, może to na szczęście?


No ładnie! Pierwszy raz użyte, kupione za wcale niemałe pieniądze... A jakby coś mnie wczoraj tknęło, bo postanowiłam w naczyniu położyć same suche kotleciki, a do sosu kupiłam specjalnie malutką sosjerkę, by też zmieściła się pod pokrywką. Dzięki temu sos ocalał i danie było kompletne.


Jury podjęło pracę, a uczestnicy, kibice i goście tradycyjnie obejrzeli część artystyczną. Bardzo zresztą przyjemną. Po godzinie mniej więcej jurorzy wychynęli, a przewodniczący wygłosił przemowę. Pod hasłem ,,nie ma to, jak produkty lokalne, owoce TEJ ziemi''. I podkreślił, że takie właśnie zostały ocenione najwyżej. - Aha! - myślę sobie. - Ani migdały, ani pomarańcze to nie są raczej żuławskie ziemiopłody, więc kicha...


Rzeczywiście - sukcesu zeszłorocznego nie powtórzyłam, ale udało się jednak na podium stanąć. Na zaszczytnym, trzecim miejscu! Mimo antyregionalności i cebuli...


Rok temu nasze KGW reprezentowane było dość licznie, bo chyba było nas siedem w różnych kategoriach. Tym razem poza mną zgłosiły się tylko dwie koleżanki. Iza z nalewką z lipy i Beatka z zapiekanką z kaszy gryczanej oraz maleńkimi ciasteczkami o wdzięcznej nazwie ,,florentynki''. Wszystkie wróciłyśmy ,,na tarczy''. Iza otrzymała wyróżnienie za nalewkę, a Beatka zachwyciła jury absolutnie florentynkami! Przebiła torty, tarty, muffiny i co tam jeszcze było... Bo też ciasteczka rzeczywiście były przepyszne! A z czym? Z ,,lokalnymi'' płatkami migdałowymi!!!


Uczciłyśmy potem nasze sukcesy szampanem i... już obmyślałyśmy, z czym by tu za rok.




11 komentarzy:

  1. Złe dobrego początki :)) Gratuluje Tobie i koleżankom :))

    OdpowiedzUsuń
  2. No chyba raczej "Z tarczą", bo "na tarczy" się wracało w stanie martwym. Jeśli napisałaś tego posta, to raczej żywa wróciłaś. Gratuluję sukcesu i pozdrawiam Halina

    OdpowiedzUsuń
  3. Gratuluję sukcesu! A właściwie sukcesów!
    Nam w domu też takie naczynie kiedyś pękło. Pełne pierogów wigilijnych...

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzięki, jesteśmy z siebie nawzajem dumne...

    OdpowiedzUsuń
  5. Podobno kiedy pęka w piekarniku, rozpada się na tysiące ,,igieł''... A na etykiecie napisane, że można do piekarnika. Ot, tajemnice handlu!

    OdpowiedzUsuń
  6. ~Antoni Relski30 czerwca 2015 06:15

    Odnoszę wrażenie, że wróciłyście "z tarczą" odnosząc takie spektakularne sukcesy>
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Gratulacje! Fajnie, że bierzesz udział w takich konkursach.
    Ja wczoraj zrobiłam pulpety z mielonego mięsa (własnoręcznie mielona pierś z kurczaka) ze startą marchewką. Dodałam cebulę świeżą, jakoś tak lepiej wchodziła i jajko. Podsmażyłam, wrzuciłam do sosu pomidorowego zrobionego z pomidorów doprawionych bazylią i ziołami prowansalskimi.
    Na koniec dodaje się regionalny polski czosnek :).
    Z dodatkiem brokuł i np. kaszą kuskus doprawioną na ostro.
    Pychotka!

    OdpowiedzUsuń
  8. Oczywiście, to pomyłka wskutek delektowania się szampanem...

    OdpowiedzUsuń
  9. Moje mielone dzisiejsze składały się z mięsa w jakichś 40 procentach. Poza tym pieczarki, papryka, cebula, czosnek i owsiane otręby zamiast tartej bułki. Kocham eksperymenty z klopsikami...

    OdpowiedzUsuń
  10. Gratulacje! Zazdroszczę odwagi, bo ja do konkursów nie staję.

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja też niechętnie...

    OdpowiedzUsuń

Żyję,żyję

 Ale co to za życie... Moje trzydniowe chemie szpitalne, zakończone w kwietniu, nic nie dały. TK wykazało, że to co miało się zmniejszyć, ur...