środa, 8 lipca 2015

Czerwone i czarne (jak u Stendhala)

Na piątek szykuję się na sabacik. Miał być na tarasie, ale... nagle coś się porobiło z pogodą. Plotki w pięknych okolicznościach przyrody stanęły zatem pod znakiem zapytania. Szkoda... Najważniejsze jednak, że się po długiej przerwie znów spotkamy!


***


Zebrałam dziś czarne porzeczki z mniejszego z dwóch krzaków. Ni to dżem robić, ni sok, bo niewiele użniwiłam. Na drugiej roślinie  jeszcze większość jagódek niedojrzałych. Więc jedynym wyjściem okazało się zastosowanie zbioru do nalewki. Przebrałam, umyłam, wrzuciłam do słoja. Mało!!! Poza tym sama czarna porzeczka ma tak silny smak i aromat, że aż produkt zbyt esencjonalny się wydaje.


***


Tu dygresja. Lata temu Mama zobowiązała się do pilnowania mieszkania sąsiadów z trzeciego piętra, którzy na pół roku wyjechali do córki w USA. Gdy państwo M. wrócili, podarowali Mamie w ramach wdzięczności  ,,cud''-butelkę z likierem porzeczkowym. Czarnoporzeczkowym.


Kiedy zebrała się cała rodzinka na jakiś niedzielny obiad, Mamidło do deseru wyciągnęło ową flaszkę, by zagranicznym rarytasem uświetnić finał przyjęcia. Szwagier nalał, zanurzyliśmy ,,ust pąkowie''... Nie dało się pić! Do tego okno trzeba było szerzej otworzyć, bo porzeczkowy aromat w ogromnym stężeniu owionął nas zbyt intensywnie.


- Nie ma czasem w domu czystej wódki? - spytał Szwagier. Była. Próbowaliśmy trunek rozcieńczyć. Najpierw pół na pół. Nadal nie do picia. Potem 2/3 na 1/3. To samo. Kolorek tylko coraz bledszy się robił, smak natomiast zmianom specjalnym nie ulegał, zapach też. Moc rosła jeno, bo sam likier miał pewnie poniżej dwudziestu procent.


Parę razy potem jeszcze Mama cud-butelkę na stół wystawiała, chętnych jednakowoż nie było. Co się w efekcie stało z zawartością? Nie pamiętam... Flaszka tylko, już pusta, poniewierała się jeszcze po kredensie przez czas jakiś...


***


Pamiętając trunek opisany powyżej, uznałam, iż nalewki z samej jeno czarnej porzeczki nieco się obawiam. Toteż udałam się natychmiast do zaprzyjaźnionego od lat ogrodu, z którego czerpię czasem dary natury. A to jabłek siateczkę, a to ogórki prosto z krzaka, to znów maliny aromatyczne i nagrzane od słońca. W ogrodzie tymże rosną słuszne dwa  lub trzy krzaki czerwonej porzeczki, której od lat właściciele nie zbierają. Pozwolenie, o które zawsze grzecznie pytam,  dostałam (,,rwij, ile chcesz''...) bez problemu. I po godzinie słój zapełnił się niemal w dwóch trzecich.


Na sok i dżem przyjdzie porzeczkę czarną po prostu kupić. Na razie bardzo droga, może jeszcze stanieje nieco...

17 komentarzy:

  1. ~Klarka Mrozek9 lipca 2015 03:20

    a w naszym ogrodzie obfitość, ale jeszcze potrzebuje parę dni,
    zbiorę trochę, reszta znów zostanie na krzakach

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Antoni Relski9 lipca 2015 04:25

    Nie ma takiej nalewki której naród nie da rady wypić.
    Potrzeba tylko naszego narodowego sprytu
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. W naszym ogrodzie (u Mamy na wsi) wszystko niestety niszczeje, bo brak siły roboczej: Mama w łóżku, siostra niezdolna do jakiegokolwiek wysiłku, a ja tam jestem 2 - 3 dni w tygodniu i nie daję rady. Smutne, lecz prawdziwe.

    OdpowiedzUsuń
  4. Czasem marzy mi się choćby maleńki sad. Jakaś grusza, śliwa węgierka, ze dwie jabłonie. I oczywiście agrest, porzeczki w każdym kolorze oraz maliny... Niestety, ani miejsca, ani słońca, nic by nie dojrzało.

    OdpowiedzUsuń
  5. W imieniu narodu wypowiadać się nie będę. Osobiście niektóre nalewki uważam za kompletnie niepijalne.

    OdpowiedzUsuń
  6. I tak bywa... Przykro mi.

    OdpowiedzUsuń
  7. Mało coś tych porzeczek.Zalać spirytusem. Potrzymać 3-4 tygodnie. Potem się zalać
    Zdrówko!

    OdpowiedzUsuń
  8. KAŻDEGO, komu sprawa IN VITRO nie jest obojętna zapraszam. Co ci zależy?

    http://vitrumgloriosum.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Raz jeden jedyny wstawiłam się właśnie nalewką z czarnej porzeczki nazywaną smorodinówką, była pyszna tak fajnie wchodziła, ale nogi miałam zupełnie poplątane, takie czasy dzisiaj tylko nalewki z wiśni, aronii i pigwy są pyszne no i nie taka zdradliwe, pozdrawiam
    j

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja jakoś nie przepadam za wiśniówką, ani domową, ani (tym bardziej) kupną. Aronia i pigwa rzeczywiście dobre, ale też np. nalewka z mandarynek smaczna i lekka dla organizmu.

    OdpowiedzUsuń
  11. Próbuję, czy nadal jestem na blogach...

    OdpowiedzUsuń
  12. Mi też. A natura darzy: w tej chwili jest przepyszna biała porzeczka i nieco zdziczałe białe czereśnie, i serce mi się kraja.

    OdpowiedzUsuń
  13. Białą porzeczkę widziałam i jadłam ostatnio, gdy miałam może z 5 lat. Rosła przy domu, w którym się urodziłam. Smak pamiętam doskonale...

    OdpowiedzUsuń
  14. Zalać się? Nie te lata...

    OdpowiedzUsuń

Żyję,żyję

 Ale co to za życie... Moje trzydniowe chemie szpitalne, zakończone w kwietniu, nic nie dały. TK wykazało, że to co miało się zmniejszyć, ur...