piątek, 7 sierpnia 2015

Temat nie na lato

Może to będzie kontrowersyjne i posypią się gromy, ale co tam. Już od jakiegoś czasu temat mi po głowie chodzi... Chodzi o czas i sposób przeżywania żałoby.


Odwieczna tradycja nakazywała, by czas żałoby wynosił rok i sześć niedziel. Wdowa przez ten okres obowiązkowo w pełnej czerni, w rodzinie żadnych radosnych uroczystości itp.


Moja Mama była osobą raczej konserwatywną. Jednak w niecały tydzień po śmierci Babci oświadczyła stanowczo: ,,Jeszcze jeden dzień w czerni, a i mnie pochowacie! Nienawidzę czarnych ubrań, nie będę nosić, niech mnie sąsiadki obgadają, trudno...''


Fakt, że w garderobie Mamy, prócz jednej czarnej wąskiej spódnicy, żałobnego koloru nie uświadczyłeś. U mnie i Sister zawsze bardzo krytykowała każdy najdrobniejszy czarny element, choć i my nie przepadałyśmy... Bo moda  na czerń miała przyjść dużo później.


Nie wiem, czy istnieje jakiś kanon w kwestii częstotliwości odwiedzania grobów. Wśród znajomych i przyjaciół, którzy stracili przedwcześnie współmałżonków, występują dwie skrajnie różne opcje. Od wizyt niemal codziennych (mimo upływu lat), po odwiedziny niezwykle rzadkie - 2-3 razy w roku.  M. na przykład twierdzi, a ja wierzę jej bez zastrzeżeń, że każdy wyjazd na cmentarz powoduje u niej kilkutygodniowy stan depresyjny. Z kolei H. czuje się źle, gdy przez kilka dni z rzędu nie odwiedzi grobu męża, zmarłego niemal przed dwudziestu laty.


Nie oceniam, rozumiem doskonale obie przyjaciółki. W końcu każdy przeżywa osobiste dramaty po swojemu. I nikomu nic do tego.


Kilka lat temu pod koniec lipca zmarła moja Teściowa. A na dziesiątego sierpnia zaplanowany był ślub i wesele jednej z jej wnuczek. Mimo, iż rodzina Małża nadzwyczaj jest bogobojna, uroczystości odbyły się zgodnie z planem. Bo tego życzyła sobie wyraźnie Mama przed śmiercią. A że tam ktoś rodzinę oplotkował?... Pewnie tak!


Moja decyzja o świeckim pochówku Taty też zapewne wstrząsnęła niejednym z uczestników. Między innymi rodziną z Jego strony. Trudno, gdybym wtedy postąpiła wbrew woli Taty, dopiero czułabym się paskudnie...


,,Etatowe'' bywalczynie ceremonii, których nigdy nie brak i na prowincji, i w dużych miastach, manifestują święte oburzenie na każdy przejaw pogrzebów niekonwencjonalnych. Bo np. kto to słyszał, by podczas chowania znanego muzyka grano jakiś skoczny standard  zamiast ,,przepisowej'' ,,Ciszy''?


Kiedy chowaliśmy męża M., w kaplicy nie było różańca. Siedzieliśmy w ciszy, a z głośników płynęła wiązanka specjalnie dobranych utworów Niemena, którego muzykę G. kochał. I było to niesamowite...


Nie śmiałabym tu zaryzykować tezy, że im bardziej szczery żal po stracie najbliższej osoby, tym mniej konwencjonalna  forma ostatniego pożegnania. A jednak coś w tym jest...





30 komentarzy:

  1. Poczucie nieodwracalnej straty po odejściu Mamy i Ojca zawsze będę nosić w sobie. Nie nosiłam tzw.żałoby w postaci czarnego stroju.
    Groby odwiedzam niestety dość rzadko z powodu odległości, ale dziewczynki bywają częściej - w swoim i naszym imieniu.

    Zmartwiłam się bardzo z powodu S. Nie wiedziałam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Anglia jest pod tym względem bardziej "wyluzowana". Niedawno zmarła 23-letnia siostrzenica znajomej z pracy. Tej dziewczyny nie znałam osobiście, ale na kilka miesięcy przed jej śmiercią ( w sumie odkąd zaczęłam tę pracę)znajoma codziennie opowiadała o niej, jak walczy, jak się danego dnia czuła co mówiła. Byłam na bieżąco, dlatego jak zmarła tez mnie to w jakiś sposób dotknęło. Dziewczyna wiedziała, ze już dużo życia jej nie zostało dlatego zaplanowała z rodziną jak ma wyglądać jej pogrzeb. Zażyczyła sobie cała uroczystość w kolorze różowym, wszyscy mieli mieć na sobie coś w tym kolorze i absolutny zakaz dla facetów zakładania garniturów. MIało być na dżinsowo i różowo. Poniewaz wiedziałam gdzie i kiedy miał się odbyć pogrzeb to stwierdziliśmy z Maćkiem, ze chociaz zajedziemy pod kościół i z daleka choć przez chwilę będziemy świadkami tej uroczystości. Jakie było nasze zdziwienie gdy pod kościół zajechał karawan i wyciągnięto z niego...różową trumnę. Ale humory zebranych nie były jednak "różowe". Było mnóstwo łez, a mama tej dziewczyny ledwo trzymała się na nogach z rozpaczy. Wiem, ze po pogrzebie był poczęstunek dla bliskich i tam już był zakaz płaczu. To spotkanie miało mieć charakter "celebracji" życia tej zmarłej, miały być rozmowy i wesołe wspomnienia o niej. POtem w niebo zostały wypuszczone dziesiątki k\różowych balonów, a kto chciał to mógł do danego balona przyczepić karteczkę z "wiadomością" dla zmarłej i wysłać ją "do nieba". Nie wiem czy u nas takie coś miałoby miejsce, może z czasem, a ile byłoby gadania....

    OdpowiedzUsuń
  3. I jeszcze cos mi sie przypomniało. Jeszcze przed śmiercia tej dziewczyny wiele osób z jej rodziny i przyjaciół zadeklarowało się, ze na jej cześć zrobią sobie tatuaż z pierwszą literą jej imienia. Warunkiem było to, żeby to ona zaprojektowała lub znalazła w internecie odpowiedni wzór. Chyba znalazła w internecie tę literę ozdobioną piórami, jakby ze skrzydła anioła. Pięknie to wyglądało. W czasie między jej śmiercią a pogrzebem wszyscy, którzy chcieli wytatuowali sobie ten wzór...

    OdpowiedzUsuń
  4. Zawsze gdy jest ten temat poruszany to przypomina mi się opowiadanie
    Maupassanta "Zielony pasek". Morał z niego jeden- prawdziwą żałobę nosi się w sercu a nie "na widoku". I tego właśnie mnie w domu uczyli. Ja już wydałam "rozporządzenie" co do mego pogrzebu - ma być świecki i mam zostać skremowana.
    Co do muzyki - moim prochom będzie to obojętne, niech chowający zamówią to, czego lubią słuchać.
    Zresztą czas powiedzieć sobie prawdę - to wszystko jest dla tych co pozostali, nie dla "Bohatera uroczystości".
    Nigdy "żałoby" nie nosiłam i nie sadzę bym nagle zgłupiała doszczętnie i zaczęła ją nosić.
    Co do wizyt na cmentarzu- to pewnie skandal, ale groby "ludzkie" odwiedzam raz do roku, co nie przeszkadza mi latać kilka razy w roku na psi cmentarz i zapalać piesiowi znicz. My po prostu bardzo za nim tęsknimy - za nim, ale nie za psem jako takim.
    Moi zmarli są w jakiś sposób ze mną na co dzień- po prostu często o nich myślę.
    I jeszcze z nauk wyniesionych z domu- gdy przestajemy myśleć o naszych zmarłych, oni umierają naprawdę.
    Wiem, mam dziwne poglądy.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Moja mama mawiała, że żałobę nosi się w sercu.I ja nie czułam potrzeby ubierania się w czerń do momentu , gdy nie zmarła, a wszyscy pytali co się stało, bo się nie uśmiecham - czarny ubiór niejako sygnalizował śmierć bliskiej osoby i miałam spokój.Ale gdy po paru miesiącach Pysia zaszła w ciążę schowałam czarne rzeczy i wytłumaczyłam też Pysi, że teraz nastał czas radości, a babcia by nie chciała, żeby się smuciła.
    Ściskam;)

    OdpowiedzUsuń
  6. U mnie bardzo podobnie jak u Basi (powyzej) w Anglii. Kazdy robi co chce i jak chce i nikomu nic do tego. Tylko Wloszki, te starej daty tak obecnie powyzej 80tki jak juz wejda w zalobe po mezu to z niej przez reszte zycia nie wychodza. Ale jak lubia to ich sprawa.
    Wujek i ciotka mojego meza ktorzy zmarli oboje w tym roku (dwa miesiace roznicy miedzy jednym a drugim) mimo wieku 90 i 89 lat oboje zostali skremowani, bo tak sobie zyczyli.
    Ja sama zapowiedzialam, ze mam byc skremowana i zadnej urny tylko z prochow zamowic fajerwerki i wystrzelic nad oceanem.
    Nie chce zeby moje dziecko czulo sie zwiazane z jakims grobem, urna czy innym sloikiem. A po co?
    Zawsze lubilam ruch wiec i po smierci chce fruwac:)))

    OdpowiedzUsuń
  7. Całkiem niedawno jeszcze chodziłam w żałobie. Z potrzeby serca. I niemal każdy, już po upływie miesiąca, częstował mnie tym wyświechtanym tekstem, ze prawdziwą żałobę nosi się w sercu. Rozumiem, że to czysta głupota sprawiała, że nie zdawali sobie sprawy, że sugerują, jakoby moja nie była prawdziwa, skoro wyrażam ją poprzez strój. Ale nawet głupota nie usprawiedliwia nieczułości.

    Nigdy, ale to nigdy nie mówcie nikomu ubranemu na czarno takich bezmyślnych słów. Szacunek dla cudzego sposobu przeżywania tego cierpienia obowiązuje w każdą stronę.

    A swoją drogą to bardzo ciekawe zjawisko kulturowe, takie odrzucanie zewnętrznych przejawów żałoby. Naprawdę dominuje obecnie, teraz noszenie żałoby, jakiekolwiek jej publiczne uzewnętrznianie, to rzadkość. Górę bierze niechęć do martwienia innych swoim cierpieniem. Jesteśmy przez to chyba bardziej samotni w jego przeżywaniu, kiedy stracimy kogoś, kogo kochamy.

    OdpowiedzUsuń
  8. Przeżyłam kilka śmierci w rodzinie,ale najbardziej boleśnie odczułam śmierć mojej mamy.Mama była ogromnie ważnym człowiekiem w moim życiu:) Wraz z nia umarła część mnie:)Ale nie dzieliłam swojego bólu z otoczeniem,zwłaszcza z przypadkowymi ludźmi.Powtorzę po raz kolejny jakze prawdziwy banał - żałobę nosi się w sercu.;)
    Ja staram się panować nad emocjami,nie uzewnętrzniać ich,nie czułam potrzeby chodzenia w żałobie w "głębokiej czerni".Z czarnego koloru chyba w ogóle wyrosłam,nadużywałam go w młodości,w czasie studiów,dopasowując się do obowiązującego wtedy "stylu na egzystencjalistów ":))
    A tak w ogóle,to uważam,ze wszelkie sprawy majatkowe,spadkowe,a także te zwiazane z pochowkiem,trzeba załatwiać jeszcze wtedy,gdy człowiek jeszcze w pełni sił i nikomu nie przychodzi do głowy,ze może kiedyś umrzeć.Bo wyobrażam sobie,ze jesli jest się juz poważnie chorym,to musi być bardzo przykre.Ja się "przymierzam" do rodzinnego grobowca,nie chcę być skremowana,w mojej rodzinie nie ma takiej tradycji.Poczyniłam juz nawet stosowne opłaty z tym związane:))
    Nie mam bynajmniej obsesji śmierci,absolutnie jeszcze się nie widzę
    w tej"głownej roli",jeśli mogę tak na granicy groteski powiedzieć.
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  9. Rzeczywiście jakoś taki temat pasuje raczej na czas zadyszek...chociaż ledwie żyję przy tych strasznych temperaturach...pozdrawiam Grażynko-;)

    OdpowiedzUsuń
  10. No właśnie to chciałam napisać - czarny kolor jest informacja dla {niewiedzących} innych, że mamy smutny czas. Jak długo to nosimy - w zasadzie nasza sprawa. Dopóki czujemy ból. Jeśli nie chcemy nosić czerni i potrafimy się maskować - nie musimy nosić, ale wtedy inni mogą powiedzieć niechcący uwagę, która nas zaboli. Bo nie wiedzieli.

    OdpowiedzUsuń
  11. Myślę, że wszystko przed nami... A gadanie i tak będzie!

    OdpowiedzUsuń
  12. Bardzo niekonwencjonalne, ale interesujące.

    OdpowiedzUsuń
  13. Może dziwne, ale i mnie dziwnie bliskie...

    OdpowiedzUsuń
  14. Każda forma dobra, gdy w zgodzie z uczuciami ,,pozostawionych''...

    OdpowiedzUsuń
  15. Wiele tradycji zamiera, obyczaje się zmieniają. Ale przecież nie stajemy się przez to mniej wrażliwi. Chyba?...

    OdpowiedzUsuń
  16. Na pewno bardzo racjonalne jest załatwianie ziemskich spraw za życia. A jednak jest w wielu z nas jakiś wewnętrzny opór, coś na kształt niewywoływania ,,wilka z lasu''.

    OdpowiedzUsuń
  17. ,,Zadyszki'' obecnie to bardzo trafne określenie!:)

    OdpowiedzUsuń
  18. Przy obecnej modzie na czerń już parę razy słyszałam pytanie: - Ktoś ci umarł?
    To akurat nie boli, ale tak między nami, po co pytać?

    OdpowiedzUsuń
  19. Bardzo mądrze powiedziane. Jednak pamiętam (miałam wtedy jakies 20 lat) mama powiedziała do mnie niespodziewanie "zobacz , tu w tej szafce sa dokumenty na wypadek mojej smierci" , ubezpieczenie itp." Strasznie to przeżyłam, bo wydawało mi się, że mama jest ciężko chora, tylko nam nie mówi i że pewnie niedługo umrze. Na szczęście minęło juz prawie 20 lat od tamtej chwili i mama nadal zyje, ale wtedy wystraszyły mnie te słowa i szukałam w mamie oznak choroby

    OdpowiedzUsuń
  20. Dlatego rozmowy na ten temat trzeba prowadzic wczesniej, zeby moc przygotowac pozostajacych na to czego sobie czlowiek naprawde zyczy.
    Ja mowilam o tym juz nascie lat temu i najblizsi wiedza, ze nic sie w tej kwestii nie zmienilo.

    OdpowiedzUsuń
  21. Nie bardzo miałam siłę rozgłaszać...

    OdpowiedzUsuń
  22. ~Klarka Mrozek8 sierpnia 2015 23:37

    czasem ludzie częściej odwiedzają swoich bliskich po ich śmierci

    OdpowiedzUsuń
  23. -- każdy przeżywa po swojemu.. // po śmierci taty też nie nosiłam się w czerni.... nie lubił tego koloru.... no a ludzie... i tak będą gadać, przecież muszą mieć używkę... w dzień pogrzebu córki usłyszałam.... co to za matka, że nie płacze.... cóż...

    OdpowiedzUsuń
  24. A ile domysłów głośnych, gdy trumna zamknięta w kaplicy...

    OdpowiedzUsuń
  25. Trumna jest dla najbliższych, a nie dla gawiedzi.
    Gawiedzi WARA !!!!!!!!
    Może dlatego lepiej kremować ?
    Ja jestem za , ale każdy ma wybór i wolną wolę.

    OdpowiedzUsuń
  26. Może dla niektórych i dziwne.DLA MNIE NORMALNE.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  27. Stanowczo jestem przeciw prezentowaniu zmarłych.

    OdpowiedzUsuń

Żyję,żyję

 Ale co to za życie... Moje trzydniowe chemie szpitalne, zakończone w kwietniu, nic nie dały. TK wykazało, że to co miało się zmniejszyć, ur...