wtorek, 10 listopada 2015

Wizy-ta

Pendolino bardzo, bardzo mi się spodobało. Ciche, czyste, szybkie i z poczęstunkiem. Same plusy dodatnie...


W stolicy byliśmy przed dziewiątą. Centralny mnie nieco oszołomił, bez Małża zgubiłabym się chyba na amen. W końcu wiejska ze mnie niewiasta, nieprzywykła do podobnych ,,labiryntów''.


W szafce zostawiliśmy wszystko, czego ambasada zakazała wnosić i spacerkiem, między kałużami, na Piękną. Niewiele widziałam spod kaptura chroniącego przed deszczem. W oczy rzuciły mi się tylko jakieś spore, interesujące  drapacze chmur w okolicach PKiN. Ten ostatni, jak zwykle, obrzydliwy...


Pod ambasadą w strugach deszczu posłusznie czekał tłumek. Ale nie nasz on był, bo my mieliśmy audiencję wyznaczoną dopiero na 10.30. Więc na kawkę do pobliskiego Green Cafe. Na godzinkę.


Pomna instrukcji pełnej zakazów, przygotowałam sobie strunową torebkę, w której umieściłam papierosy i zapalniczkę oraz odkryty w ostatniej chwili w torebce obcinacz do nitek (narząd ewentualnego mordu?). Wymyśliłam sobie sprytnie, że pod ambasadą wrzucę to do kosza na śmieci, a po wyjściu odzyskam. Kosza jednak nie było w promieniu co najmniej stu metrów. Za to wzdłuż chodnika stały betonowe donice z resztkami pelargonii. Więc w trzecią upchnęłam zawiniątko pod liście...


Kolejka na 10.30 była minimalna, weszliśmy. Na dzień dobry zabrano nam komórki. Potem procedura lotniskowa. Następnie 3 okienka, tu nalepka, tam pieczątka, w trzecim odciski wszystkich ręcznych paluchów. Szybciutko i sprawnie. ,,Schody'' zaczęły się dopiero w poczekalni do interview z konsulami czy ,,ataszami''. Bo przed nami 52 osoby... I tylko dwa okienka do pogadania.


Z niepokojem śledziliśmy upływający czas, wszak o 12.40 odjeżdżał nasz powrotny pociąg. W pewnej chwili poza kolejką przyjęto mocno starszą panią o kuli. Pani zablokowała jedno z dwóch stanowisk na dobry kwadrans. Wizy nie dostała, ale w tzw. międzyczasie cała sala poznała jej życiorys. Na szczęście chwilę potem otwarto trzecie okienko i przesłuchiwanie chętnych na wizę do ,,raju'' ruszyło z kopyta!


Nasza rozmowa z sympatyczną młodą damą z akcentem Dżoany Krupy, trwała jakieś półtorej minuty. Gdzie jedziemy, na jak długo, czy jesteśmy oboje emerytami, czy mamy dzieci, a jeśli tak, to czy w Polsce. I już! Decyzja pozytywna...


O 11.30 opuściliśmy średnio gościnne progi, odzyskawszy uprzednio telefony. Mój ,,tajny pakunek'' zdeponowany w kwietniku tkwił spokojnie pod liśćmi pelargonii.


***


Taka obserwacja z dzisiejszego dnia: kraj nasz ojczysty prezentuje się dużo lepiej z okien samochodu niż pociągu! Tory bowiem biegną zazwyczaj na tyłach rozmaitych firm, budynków czy działek. A tam niekoniecznie ład i porządek... Myślałam, że to tylko u nas tak. A tymczasem? Przedmieścia Warszawy od strony kolei wyglądają naprawdę paskudnie!


I jeszcze... Może urażę uczucia paru osób, ale Stadion Narodowy, przynajmniej z zewnątrz,  nie umywa się do naszego gdańskiego bursztynowego cudu!


14 komentarzy:

  1. To nie stadion, to koszyk narodowy...a na dodatek, jak zapewne pamiętasz, bywa też basenem...

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj
    W stolicy nie byłam cale lata. Pamiętam jednak, z okien autokaru, równie nieciekawe widoki.
    Na dworcu owszem byłam- przejazdem w te wakacje. I ja dobrze, że z mężem, bo sama bym się chyba nie odnalazła w tym "dzikim" tłumie turystów !
    Sprawę załatwiłaś, zawiniątko odzyskane, zatem Twoja wyprawa- wizyta w stolicy należy do udanych :)
    A budynki- rzez gustu, ja także wolę skromność ;)
    pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Gratuluję pozytywnego załatwienia formalności!
    Oczywiście, że nasz bursztynowy jest ładniejszy. Według mnie to najładniejszy stadion w Polsce :)
    Szkoda, że padało, ale może będziesz miała okazję zobaczyć przed odlotem do Stanów.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ty zamachowcu jeden :D a gdyby monitoring jednak wyłapał że coś tam w pelargonię wsadziłaś?

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozbawiłaś mnie tym "schowkiem". To papierosów też nie wolno wnosić??
    Warszawę należy odwiedzać tylko i jedynie letnią porą, w słońcu prezentuje się o niebo lepiej niż w deszczu.
    Te wysokościowce wokół PKiN wyglądają idiotycznie, pasują jak kwiatek do kożucha. Zamiast ten zabytek obudowywać powinni byli pozbawić go tych ozdóbek i zostawić surowe, proste płaszczyzny. Wtedy wyglądałby dobrze. Stadion - średnio mnie martwi- teraz jest brudny, ale zaraz po oddaniu wyglądał lepiej.No to szykuj się mentalnie na ten wyjazd.
    Będzie ciekawie, zapewniam Cię.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Lista rzeczy, których nie wolno wnieść na teren ambasady, jest ogromna i przedziwna. Ale ważne, że niczego mnie nie pozbawiono.:)))

    OdpowiedzUsuń
  7. Do USA z Gdańska startuję.

    OdpowiedzUsuń
  8. Dworzec to chyba przedsmak wielkich lotnisk...

    OdpowiedzUsuń
  9. Wczoraj też był raczej basenem!

    OdpowiedzUsuń
  10. Jaki z Ciebie pomysłowy Dobromir z tymi schowkami :D

    Gratuluję pomyślnej wizyty w Ambasadzie :) Na kiedy wylot planowany?

    OdpowiedzUsuń
  11. Podróż dopiero w maju.

    OdpowiedzUsuń
  12. No to super, że wszystko przebiegło gładko i pomyślnie!
    Warszawa nie jest moim ulubionym miastem - bywam rzadko, mimo posiadania tam mężowej rodziny bliskiej.
    Stadion przypomina mi zawsze taki staroświecki druciany koszyk przeplatany paskami plastiku; do chleba chyba był? :-)

    OdpowiedzUsuń
  13. Dokładnie! Tego skojarzenia w głowie szukałam!

    OdpowiedzUsuń

Żyję,żyję

 Ale co to za życie... Moje trzydniowe chemie szpitalne, zakończone w kwietniu, nic nie dały. TK wykazało, że to co miało się zmniejszyć, ur...