sobota, 7 listopada 2015

Z inspiracji Podlaskiej (niegdyś) Ewy

Że Babcia moja gotowała niedościgle, to już wiecie. Nie raz i nie dwa napomykałam. Ale...


Dwie zupy w Jej wykonaniu do dziś napawają mnie niejaką zgrozą, gdy sobie przypomnę. Owocowa z suszonymi wiśniami i czernina. Brr...


Owe suszone wiśnie stanowiły łącznik między obiema znienawidzonymi potrawami. Skąd się brały? Nie sądzę, by Babcia osobiście suszyła. Widać można to było kiedyś nabyć... U mnie ów składnik powodował nie tyle odruch wymiotny, ile uporczywe i bolesne drapanie w gardle!


Nawet mnie specjalnie nie brzydził fakt, że w składzie czerniny znajdowała się kacza krew. Może i jako dziecię nieletnie nie byłam w tym względzie uświadomiona? Tak czy siak obie zupy zjadałam li i jedynie pod przymusem bezpośrednim... Bo w domu nie można było wypowiadać frazy ,,nie lubię''!


I oto teraz, po latach, Ewa mi przez telefon zwierza się z ogromnej ochoty na czerninę. Wprawdzie całkiem inną niż nasza domowa, bo przegadałyśmy obie receptury. Jednakowoż składnik niezbędny w postaci kaczej posoki stanowi o niemożności wyprodukowania przez Ewę potrawy na Śląsku.


U nas na ryneczku, w powiatowym grajdołku, ,,no problem''. Wystarczy podejść do tzw. ,,baby'', która oferuje wiejski drób i  umówić się na dostawę kaczki wraz z pożądanym płynem. Na za tydzień lub dwa. Osobiście słyszałam, jak pewna pani podobne zamówienie składała u mamy mojej ex-uczennicy. Mama owa co sobotę zasiada na rynku z jajami od ,,szczęśliwych kur''  i kilkoma  sztukami oskubanego  ptactwa...


***


Dziś w nocy, po deszczu,  tak sypnęło włoskimi orzechami, że nie byłam w stanie sama wyzbierać całości. Powiadomiłam sąsiadów, że nadzwyczajny urodzaj. Zawartość dwóch pełniutkich reklamówek obrałam pracowicie i poddałam suszeniu. W piekarniku część, reszta w suszarce grzybowo-owocowej. Chyba już pora zaprzestać wizyt w księżowskim ogrodzie. Ale z drugiej strony... Grzech zostawić, by spleśniały orzeszki! Bo oprócz mnie nikt się nie nad nimi  ulituje! Grzeszę???





19 komentarzy:

  1. WMPani grzeszy? A pleban marnotrawstwem to nie...? Rozumiałbym grzech ukraść przez kogo pieczołowicie uzbierane ku jakiemu pożytkowi, ale opadłe i niechciane?
    Kłaniam nisko:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie jadam zup owocowych, bez względu na to z jakich są owoców, bo nie lubię kompotów , z kluskami zwłaszcza. Czerniny nigdy mi pod nos nie podstawiono ale pewnie bym nie zjadła, bo kaszanki też nie jadam. I wątróbki wszelkiej maści i we wszelkiej postaci- pasztet też robię bez wątróbki. Mnie w dzieciństwie katowano kluskami na mleku i wątróbką. Mój rekord niejedzenia wątróbki a tym samym obiadu wyniósł 11 dni i....wygrałam!!!
    Orzechy-mniam, mniam. Można przerobić na pyszne naleśniki Gundela oraz pysznościowy białkowiec orzechowy.. A gdzie tu grzech???
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgago, taki grzech, to nie grzech ;)
    Czerniny nigdy nie jadłam i nie zamierzam !
    Pozdrawiam serdecznie na udany nowy tydzień :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Czerninę jadłam jako młoda mężatka będąca w ciąży, w trosce o prawidłową hemoglobinę. Potem już nie musiałam, to nie jadłam, ale gotować umiem. U nas na wsi można bez problemu kupić kaczą krewkę sklepie mięsno-wędliniarskim.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wobec takowego dictum pocieszoną się czuję, za co kłaniam Waszmości.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie masz czego żałować, choć amatorzy przecie są i nawet do tej czarniny tęsknią...

    OdpowiedzUsuń
  7. Chętnie poznam przepis na orzechowy białkowiec.

    OdpowiedzUsuń
  8. No proszę, nawet w sklepie. Jednak co wieś, to wieś!

    OdpowiedzUsuń
  9. ~Nie- Podlaska Ewa8 listopada 2015 16:10

    No, przecież taka czernina to mniaaaaaaam, ale żadnych suszonych owoców :(, tylko ze 2-3 suszone grzybki.
    Babcia nie paprała tej zupy żadnymi owocami! Na szczęście! I dlatego odnajduję smaki dzieciństwa, bo to było pyszne!
    Zupy owocowej w życiu nie zjadłam i nie zamierzam, niestety latem Babcia katowała nas tych ohydztwem.
    No i niestety w Wigilię był kompot z suszonych owoców- bryyyyyyyyyyy, beeeeeeeeeeeeee,
    Cóż to za nietakt w Moje Imieniny!

    OdpowiedzUsuń
  10. No, rz\eczywiście, taki dyskomfort imieninowy wart potępienia...:)))

    OdpowiedzUsuń
  11. Czerniny nigdy nie jadłam, ale chyba nie miałabym wstrętów: uwielbiam krwiste befsztyki i kaszankę, więc co za różnica? Kompot z suszonych owoców bardzo lubię, a zupę owocową (coś jak ciepły kompot) jako dziecko w wieku szkolnym często chętnie jadałam w barze mlecznym.

    OdpowiedzUsuń
  12. Co kto lubi... O gustach się nie dyskutuje. W przedszkolu lubiłam taki półpłynny kisielek...

    OdpowiedzUsuń
  13. ~Nie- Podlaska Ewa9 listopada 2015 16:37

    No i do tego kompotu :( - profanacja, bo kluski własnej babcinej roboty! Dlatego u mnie jest w Wigilię grzybowa! I wszystko, co ja lubię, a na śląskie dania - moczkę i coś tam jeszcze Skarb jedzie do Mamusi :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Ja bym zjadła i czerninę, why not.
    Choć być może próbowałam kiedyś, bo mam wrażenie że się jadało rzeczy, których już się nie robi. Zupy owocowe babciowe też jakoś opuściły gastronomię rodzinną.

    OdpowiedzUsuń
  15. ps. Zgago, jak będziesz miała być w stolicy to napisz do mnie na maila (ja u ciebie nie widzę formularzów kontaktowych, eh) w celu potencjalnego wypicia brudzia. Gdyż jestem pies na twoje słoiczkowane renklody oraz właściwie wszystko inne co opisywałaś tak epicko i nie ukrywam, że bym chętnie wyłudziła ;)!
    Może oprócz czerniny, hmmm ;)

    OdpowiedzUsuń
  16. W stolicy będę króciutko jutro, na parę godzin. Słoiczkowe renklody to nie u mnie, renety najwyżej. Zawsze mogę podesłać pocztylionem...

    OdpowiedzUsuń
  17. a co to się porobiło że już nie Podlaska?

    OdpowiedzUsuń
  18. |Samo życie. I miłość też!

    OdpowiedzUsuń
  19. Klarko, wysłałam Ci maila, nie dotarł? Napisz do mnie.
    Ewa

    OdpowiedzUsuń

Żyję,żyję

 Ale co to za życie... Moje trzydniowe chemie szpitalne, zakończone w kwietniu, nic nie dały. TK wykazało, że to co miało się zmniejszyć, ur...