czwartek, 2 czerwca 2016

Dzień szósty - Niagara Falls

Po dość przeciętnym hotelowym śniadanku (w Europie karmią lepiej) wsiedliśmy do auta, by wreszcie dotrzeć do miejsca przeznaczenia. A tu niespodzianka - jedno krótkie światło nie działa, żaróweczka padła!


Natrafiliśmy na sklep z częściami. Pan sprzedawca owszem, żaróweczkę posiadał, mało tego, zaraz podał namiar na pobliski warsztat, bo w aucie Michała wymiana tak trywialnego elementu to całkiem poważna operacja, nie do zrobienia samemu. W warsztacie obiecali, że uporają się w 20 minut i rzeczywiście, tyle to trwało! Byliśmy pod wrażeniem!


Teraz już prosto ku Niagarze, przez kolejny stan - New York. Pesymistyczne prognozy pogody (deszcz i chłód) z poprzedniego wieczora na szczęście się nie sprawdziły, słońce świeciło, stopniowo rosła temperatura.


Gdy wjechaliśmy do miasta Niagara Falls, Basia po chwili pokazała po lewej jakiś tuman mgły i oznajmiła: - O, to już Niagara!


I tu mnie zatkało! Nie przygotowałam się wcześniej merytorycznie, więc byłam przekonana, że słynny wodospad znajduje się na jakimś pustkowiu... A tu środek miasta, wieżowce wkoło, no coś podobnego!


Zaparkowaliśmy i spacerując czekaliśmy na przybycie Oli i Stefanka, czyli mojej siostrzenicy z małżonkiem. Nie widzieliśmy się od lat... Wreszcie młodzi dotarli i już w szóstkę ruszyliśmy ku atrakcji.


Najpierw na taras widokowy, skąd głównego wodospadu widać nie było, za to kilka pomniejszych jak najbardziej. Oczywiście sesje zdjęciowe, jak wszyscy. Wreszcie windą w dół i na stateczek, który wozi ciekawskich w samo serce Niagary. Każdy otrzymał obszerną niebieską pelerynkę (to po stronie amerykańskiej, bo Kanadyjczycy z naprzeciwka paradowali w czerwonych), zaokrętowaliśmy się i stateczek ruszył.


I teraz prawdę mówiąc, brak mi słów, by opisać ten cud. Nie powiem, była i adrenalina, trzymałam się burty tak kurczowo, że aż kostki pobielały, a z drugiej strony zachwyt absolutny! Nad potęgą natury... W samym ,,epicentrum'' chlapało ostro, okularów nie nadążałam wycierać, a nie chciałam stracić ani sekundy z widoku. Rejs był krótki, trwał może z pół godziny, a wrażeń taka moc...


Z tego wszystkiego nawet nie pogadałam za wiele z Olą, bo zaraz ruszaliśmy w długą drogę powrotną. Cały czas miałam przed oczami hucząćą masę wody, nawet nie pamiętam, gdzie się zatrzymaliśmy na obiad...


Sister powiedziała, że to był już jej czwarty albo piąty wypad nad Niagarę, a za każdym razem emocje i wrażenia tak samo intensywne. Nie dziwię się!

13 komentarzy:

  1. Są takie miejsca na Ziemi, nieważne czy daleko, czy blisko, które można oglądać w nieskończoność. I za każdym razem robią niesamowite wrażenie... Dla mnie to jest np. Targ Długi w Gdańsku...
    Niemniej - Niagary zazdraszczam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Osobiście uważam, że od strony kanadyjskiej jest piękniejszy widok na Niagarę :) Kolory kapotek się zmieniają, bo ja płynęłam również w niebieskiej a żółtą dawali przy zejściu niżej by od dołu oglądać.
    Do dziś pamiętam te emocje podczas podpłynięcia pod...tego się nie zapomina :) Nocą również jest pięknie, bo podświetlają różnymi kolorami.
    A miasteczko Niagara Falls, szczególnie po stronie kanadyjskiej ( nowe hotele, kasyna) bardzo się rozbudowało na przełomie ostatnich kilkunastu lat.

    OdpowiedzUsuń
  3. Po stronie kanadyjskiej jest bardziej komercyjnie, troche jak cyganskie wesole miasteczko (oczywiscie to moja osobista opinia) za duzo tego i strasznie kiczowato i krzykliwie. Kicz pasuje do Disneyland, do Las Vegas, ale nad Niagara meczy. Tak ja to odbieram.
    Natomiast jesli chodzi o widok, to owszem jeszcze 15 lat temu po kanadyjskiej stronie byl piekniejszy, chociaz to tez wzgledne, bo glowna podkowa wodospadu faktycznie jest po kanadyjskiej stronie i stad taka opinia. Ale z kolei zeby ja naprawde widziec w calosci i ze tak powiem "panoramicznie" to chyba jednak lepiej z amerykanskiej strony.
    Poza glownym tarasem, sa tez po amerykanskiej stronie nizsze poziomy (wybudowane w ostatnich 10 latach) skad doskonale widac kazda czesc wodospadu, tak amerykanska jak i kanadyjska. Pomijajac ostatnie dwa lata to jestem nad Niagara co roku i widze jak sie zmienia, po kanadyjskiej stronie tez juz bylam dwa razy, a trzecim razem nawet nie zatrzymalismy samochodu, bo mnie meczyl nie tylko tlum, ale krzyki i ta piorunsko glosna nachalna muzyka, ktora szczerze mowiac niewiele ma wspolengo z muzyka. Takie miejsca (zatykajace oddech w piersiach) lubie ogladac w ciszy i skupieniu, wtedy dopiero czuje majestat natury.
    Sam wodospad szumi okropnie, a do tego dodaj sobie wrzaskliwa muzyke... nie wiem czemu Kanadyjczycy tak zrobili, naprawde nie wiem, bo szczerze to spodziewalam sie po tamtej stronie granicy wiecej gustu, no ale jest jak jest.
    Swego czasu zaliczylam wszystkie mozliwe wycieczki nad wodospadem, te kolorowe peleryny sa dla szybkiego rozpoznania jesli sie ktos jakims cudem zagubi z wycieczki to wiadomo, kto zacz?
    I tu Ameryka ma przewage, bo po tej stronie jest tych atrakcji wiecej, kazdy z tych malych wodospadow to kolejna atrakcja i kazdy ma inny kolor peleryny. To znow inne przezycie. Szkoda, ze nie spedziliscie wiecej czasu wlasnie nad wodospadem, bo tam jest co zobaczyc. Ja pierwszy raz spedzilam tam dwa dni, zaczelismy od spaceru parkiem wzdluz jeziora Erie i obserwowalam jak powoli zblizajac sie do zwezenia i potem ten waski odcinek rzeki woda sie co raz mocniej klebi i zbiera sily zeby gruchnac cala moca w przepasc wodospadu.
    No ale ja mam przewodnika, ktory sie tam wlasnie wychowal, wiec ze tak powiem zna kazdy kamien :)
    Ciesze sie, ze odbylas te wycieczke, moze nabierzesz ochoty na kolejne odwiedziny, moze razem z siostra kilkudniowe wakacje w Grand Canyon lub Kalifornii. Ja lece do Kalifornii za 10 dni i bede zwiedzac cala polnoc stanu. Ameryka jest ogromna i przepiekna, w kazdym stanie jest co zobaczyc.

    OdpowiedzUsuń
  4. ~Antoni Relski3 czerwca 2016 06:17

    Zdziwienie otoczeniem wodospadu pokazuje klasę tych co mu robią zdjęcia
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Robi wrażenie nawet na filmie.Ciut Ci zazdroszczę.:))

    OdpowiedzUsuń
  6. Z Długim Targiem racja absolutna!

    OdpowiedzUsuń
  7. Niestety, na kanadyjską stronę moglibyśmy przejść tylko we dwójkę, a nie uchodziło zostawiać fundatorów...

    OdpowiedzUsuń
  8. Po ,,naszej'' stronie żadnej muzy głośnej nie było, tylko Japończycy się darli, jak zwykle. A część dolnych ścieżek była, niestety, niedostępna, jakieś remonty...

    OdpowiedzUsuń
  9. I myli laików!:)))

    OdpowiedzUsuń
  10. Wlasnie dlatego napisalam, ze po amerykanskiej stronie nie ma zadnej zwariowanej muzyki ani jarmarku. Strona kanadyjska to zywcem polaczenie cyrku z kiermaszem.

    OdpowiedzUsuń
  11. To nie moje klimaty! Zdecydowanie...

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie bardzo umiem sobie to wyobrazić i wierzę na słowo, że wrażenie było kolosalne. Przyrodnicze cuda zawsze wprawiają w zachwyt.

    OdpowiedzUsuń

Żyję,żyję

 Ale co to za życie... Moje trzydniowe chemie szpitalne, zakończone w kwietniu, nic nie dały. TK wykazało, że to co miało się zmniejszyć, ur...