wtorek, 5 lipca 2016

Awanturka (ale niezbyt burzliwa)

Gdziekolwiek jestem, czytam wszystko, co napisane. Nazwy ulic, miejscowości, szyldy, napisy na billboardach itp. Tak mam i już.


Wędrując jakiś czas temu po gdańskiej Starówce, napotkałam na bocznej od Długiego Targu uliczce szyld: ,,Pijalnia wódki i piwa''. Ot, ciekawostka. Pijalnie piwa oraz pijalnie soków już spotykałam, ale żeby wódki? Szyld widniał na dość odrapanym budynku, nad bramą wejściową, raczej nie zachęcającą do wstąpienia. Po obu stronach z góry na dół kolejne napisy obwieszczały, co w przybytku można wypić (po lewej stronie) oraz skonsumować (po prawej).


Lista po prawej sprawiła, że poczułam się cofnięta w czasie o jakieś 30-40 lat. A więc: śledzik z cebulą, serdelek z musztardą, galareta z nóżek, coś tam jeszcze i na końcu ,,awanturka''.


Coś mi to słowo w znaczeniu garmażeryjnym mówiło, ale co? Pierwsze skojarzenie - twaróg. Czyżby taki ze śmietaną i szczypiorem, zwany na obozach harcerskich popularnie ,,białym szaleństwem''? Nie, chyba nie... Drugie skojarzenie zupełnie odmienne - ryba. Ale w jakiej postaci? Hm...


Zapytałam już w domu Małża, czy coś mu owa ,,awanturka'' nasuwa. Nie miał pojęcia. Następnego dnia podczas spaceru zagadnęłam Beatę. Moja koleżanka, jako osóbka sprawna technicznie, natychmiast udała się po poradę do wujka Googla. I tak dowiedziałam się, że w zasadzie oba moje skojarzenia w jakiejś mierze słuszne były, albowiem ,,awanturka'' to pasta twarogowo-rybna! Standard za głębokiego PRL-u w podrzędnych knajpach jako tania zakąska...


Zaraz mi się przypomniały czasy obowiązkowej konsumpcji przy zamawianiu wysokoprocentowych napitków. Najtańszą wersją był wówczas bodajże żółty ser - plasterki lub małe kostki, posypane papryką w proszku ku ozdobie... Albo ,,częściowo nieświeże'' jajo na twardo, na którego połówkach szklił się podstarzały majonez...


I te rozkosznie ludyczne (kto to pamięta?) nazwy innych ,,przysmaków'' - ,,inwalida'' albo słynna ,,lorneta i meduza''. Przaśność tak w gustach, jak i w języku.


Na fali tych wspomnień przyrządziłam sobie porcję ,,awanturki'' z twarożku ,,Kresowego'' i wędzonej makreli.  Nawet mi smakowała...


***


Poczytałam sobie potem trochę i dowiedziałam się, że sieć ,,Pijalni wódki i piwa'' liczy sobie już kilkanaście obiektów w Polsce, a pierwszy lokal powstał ładnych parę lat temu w Krakowie. Opinie konsumentów jednak, przynajmniej jeśli chodzi o gdański przybytek, są w  większości bardzo niepochlebne...


17 komentarzy:

  1. Nie znam z autopsji ani jednej z tych nazw, jako że mój kontakt z procentami zaczynał się i kończył na winie. Nieco wyższe procenty to były domowe nalewki, a dokładnie coś między nalewką a likierem.Za to pamiętam jakieś extra kiepskie wino, zwane "patykiem pisane", bo miało etykietę z napisem pisanym właśnie patykiem, co miało zapewne być ozdobą tej etykiety.
    Miłego;)
    P.S.
    Nie cierpię wszelakich past na bazie białego serka.Jego też nie jadam.

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Antoni Relski6 lipca 2016 02:27

    Idea tych pijalni to właśnie taki skok do PRL-u zaraz po otwarciu drzwi wejściowych
    Wódkę jeszcze rozumiem ale zakąski?
    Nie będziemy pieniędzy marnować na jakieś majonezy - jak mówił Pan Peresada
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Znam takie miejsce z Katowic i szczerze polecam, chociaż na spróbowanie :). Zachęcam do wypicia kieliszka cytrynówki, bo podejrzewam, że podają ją we wszystkich Pijalniach. Co do przekąsek, to w Katowicach podają pyszny tatar. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Awanturka, oj ale sobie smaku narobilam, ale twarogu niet.
    Nie bylam u Amiszy po swieze mleko wiec z twarogu nici.
    Ale smaki mocny PRL

    OdpowiedzUsuń
  5. A ja owszem, a ja tak. Twarożki to podstawa moich śniadań i kolacji.

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziś już nie musimy... Choć nie wiem, czy w tych pijalniach nie ma obowiązku konsumpcji? Skoro powrót do przeszłości...

    OdpowiedzUsuń
  7. Rzeczywiście cytrynówkę na forum chwalono jako jedyną z podawanych tam pozycji.

    OdpowiedzUsuń
  8. Mleko od Amiszy na pewno ma w sobie mleko... Zazdroszczę dostępności!

    OdpowiedzUsuń
  9. A wiesz, Zgago, że byłam wczoraj w Poznaniu i na Rynku również natknęłam się na Pijalnię wódki i piwa... I od razu przypomniał mi się Twój wpis :-)

    OdpowiedzUsuń
  10. Awanturka? Myślałam, że to sałatka w tak ostatnim stadium świeżości, że tylko do rzucania ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Widać mnożą się... Czy potrzebnie, to już inna sprawa. Może jednak jest to atrakcja turystyczna, zwłaszcza dla obcokrajowców...

    OdpowiedzUsuń
  12. Każdemu wolno kojarzyć... Ale ponoć owa awanturka w połączeniu z alkoholem może wywołać niezłą awanturkę w żołądku!

    OdpowiedzUsuń
  13. ~Leslie Warszawski7 lipca 2016 15:45

    Dobry inwalida to nie "przysmak", ale PRZYSMAK!!!
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  14. Fakt! Bardzo późno spróbowałam po raz pierwszy, bo późne debiuty to poniekąd moja specjalność. Latem unikam raczej, ale w pozostałych porach roku doceniam, gdy poprawnie sporządzony...

    OdpowiedzUsuń
  15. Oj ma, ma, a ile tluszczyku, dietetycy by mnie wykleli:))

    OdpowiedzUsuń
  16. Witaj
    Nie bywałam nigdy w takich lokalach, ponieważ nie imprezowałam raczej.
    A śledzika i wódeczkę raczej w domowym zaciszu konsumowałam, przy okazji uroczystości rodzinnych ;)
    Pozdrawiam serdecznie:)
    I ja taka ciekawska jestem, że czytam i muszę wiedzieć, znać...

    OdpowiedzUsuń
  17. Ja bywałam tylko przy okazji rajdów studenckich... Ciekawe obserwacje socjologiczne się czyniło, patrząc i słuchając ,,tubylców''.

    OdpowiedzUsuń

Żyję,żyję

 Ale co to za życie... Moje trzydniowe chemie szpitalne, zakończone w kwietniu, nic nie dały. TK wykazało, że to co miało się zmniejszyć, ur...