wtorek, 4 października 2016

Październikowo

Oj, daje do wiwatu październik! Wczoraj lało, dziś wieje, jakby się ktoś powiesił, zimno... Trudno się nagle przestawić z lata, które jeszcze parę dni temu było.


Nie znoszę wiatru, boję się nawet. O swoich, ale i o tych, co na morzu na przykład. Wiatr wysysa ze mnie energię niczym wampir...


Tymczasem bardzo miły weekend rodzinny za nami. Spotkania z potomstwem w dwóch ratach. W sobotę z Młodszymi, w niedzielę ze Starszymi. Oba niezwykle pogodne i sympatyczne. Starsi wyszli zaopatrzeni w dary ze spiżarni i ,,prezentem przechodnim'', czyli moją wygraną z konkursu kulinarnego. Były to trzy blaszki do pizzy na wspólnym stojaku. Nam na nic, bo nie gustujemy, może ze cztery razy w życiu sama ów włoski przysmak robiłam. W rodzinie Pierworodnego natomiast to danie często goszczące na stole. Nawet w Wigilię, bo wnukowie jeszcze nie na tym etapie, by się rozsmakować w tradycyjnych barszczach, rybach i grzybach... Na razie poprzestają na spożyciu opłatka.


W przydomowej dżungli dojrzały renety, więc już dwie wycieczki urządziłam. Owoców mniej niż rok temu, do tego raczej mało dorodne, ale darowanemu się nie zagląda, więc zbieram i przerabiam. I zauważam definitywny koniec słoików... Teoretycznie mogłabym dokupić, ale raz, że Małż chyba by już nie zdzierżył, a dwa, że i stawiać nie bardzo jest gdzie. Chyba więc nastał właśnie kres ery przetwórczej?...


Wiedziona ciekawością późnej debiutantki zajrzałam dziś do mojej nalewki z derenia. Kolor piękny, smak trochę przypomina porzeczkówkę, taką z czerwonych owoców. W sumie forma nieco przeważa nad treścią, przynajmniej na razie, ale to dopiero trzytygodniowy produkt, więc może nabierze jeszcze szlachetności. Póki co nic nie równa się z pigwówką, której dwa potężne słoje stoją obok dereniówki. Tylko kto to wszystko wypije?...





4 komentarze:

  1. Zawsze bardzo zle się czuję podczas wiatru, to wszystko efekt ciśnieniowej huśtawki.
    Wczoraj to nawet jeszcze słońce było, ale w nocy zaczęło padać i tak sobie nadal trwa.
    Naleweczki mogą długo postać, a poza tym są dobrym prezentem w razie potrzeby.
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie cel prezentowy mi przyświecał przy produkcji.

    OdpowiedzUsuń
  3. Te Twoje nalewki są robione z tak egzotycznych owoców, że chętnie wprosiłabym się na ich degustację, bo nigdy takowych nie piłam. Doskonałym pomysłem jest ofiarowywanie ich w prezencie. Nigdy nikomu, niczego nie zazdrościłam, bo uważam, że każdy ma to co sam wypracował. Niemniej jednak w tym przypadku żałuję, że nie zaliczam się do grona znajomych, którzy mogą zostać taką naleweczką obdarowani. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Akurat dereń to nie tyle owoc egzotyczny, co nieco zapomniany. Co do obdarowania - może się jednak jakoś uda... Pomyślę.

    OdpowiedzUsuń

Żyję,żyję

 Ale co to za życie... Moje trzydniowe chemie szpitalne, zakończone w kwietniu, nic nie dały. TK wykazało, że to co miało się zmniejszyć, ur...