wtorek, 15 listopada 2016

Niepewność

Asia nieco narzeka, że znajomi, szczególnie płci żeńskiej, rozmawiają z nią ostatnio wyłącznie o kwestiach związanych z ciążą, porodem i opieką nad niemowlakiem. I z trudem dają się zwekslować na inne tory. Jakby nadciągające nieubłaganie macierzyństwo stało się jedynym sensem istnienia dziewczyny...


Ostatnio padło hasło ,,szczepić, nie szczepić''. Akurat w tv usłyszałam, że za szczepieniami jest w tej chwili ok. 65%  ankietowanych rodaków. Dużo to czy mało?...


W przypadku mojego potomstwa (aktualnie 35 i 31 wiosenek) rzecz nie podlegała dyskusji. Obowiązywał kalendarz, jak kto przegapił termin, ścigano listem poleconym z groźbą kary pieniężnej. Raz czy dwa z powodu choroby musiałam szczepienia lekko przesunąć. I tyle!


Czy się wtedy ktoś zastanawiał nas sensownością? Osobiście nie spotkałam żadnej matki poddającej szczepienia w wątpliwość. Owszem, rozmaite mity na temat metod leczenia maluchów pokutowały, jednak nie w tej kwestii akurat.


Ciekawa jestem, skąd się wzięła ta nagła niechęć współczesnych rodziców? Nie jestem znawcą tematu absolutnie, nie znam argumentów przeciw. Asia być może w naszej rozmowie czekała na jakąś radę ,,starej matki'', nie odważyłam się. Małż tylko przytoczył wyczytane gdzieś ostatnio informacje, że w Szwecji, gdzie przeciwników szczepień jest szczególnie dużo, odnotowano niedawno ogniska kilku ,,archaicznych'' chorób, m.in. polio.


Szczepić, nie szczepić? Oto jest pytanie!


21 komentarzy:

  1. Szczepić. Akurat u nas ten dział medycyny jest naprawdę zadbany, nie kupujemy niesprawdzonych szczepionek. Przeszłam wszystkie możliwe dziecięce wirusówki, szczepień jeszcze wtedy nie znano. Mam pamiątkę wieczną po szkarlatynie, czyli silny niedosłuch w jednym uchu. Odrę miałam tak ciężką, że nawet lekarz wątpił czy wyżyję i po niej uczyłam się na nowo chodzić. U nas już powrócił koklusz i tylko patrzeć jak wrócą kolejne przekleństwa wieku dziecięcego. Ważne jest tylko to, by szczepić dziecko w 100% zdrowe, czyli musi być dokładnie przebadane przez lekarza przed szczepieniem. I jeszcze jedno- żadna choroba nie powoduje tego, że organizm staje się silniejszy- jest wprost przeciwnie, więc logiczne jest by oszczędzić dziecku chorób.
    Szczepienie, nawet jeśli nie ochroni całkowicie, to spowoduje znacznie lżejszy przebieg choroby, bez powikłań.
    I jeszcze coś- nie bazowałabym na "mądrości naszego ludu" - wszak mamy jego efekty w postaci dobrej zmiany.
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Szczepić, ale z głową!
    U nas wszystko jest na "urrraaa" i bez świadomości konsekwencji. Lekarze sami nie wykazują się odpowiednią wiedzą, a już dzielenie się nią jest żadne.
    Przede wszystkim wskazywane terminy szczepień, to są najwcześniejsze możliwe terminy, a nie optymalne! U nas szczepi się, bo taki jest przepis, a nie potrzeba i wskazanie. Ewidentne naciski firm farmaceutycznych i urzędniczej bandy nie pozwalają sądzić, że badania są obiektywne, a rejestracja odczynów poszczepiennych pełna, Raczej należy sądzić, że zakupy szczepionek i terminarze są dyktowane względami ekonomicznymi i pozamerytorycznymi. Z cała pewnością szczepimy za wcześnie, zbyt często i zbyt ryzykownie.
    Efekt jest taki, że pilna (znajoma) mamusia wylądowała z dzieckiem w szpitalu, zaraz po szczepieniu i cudem dziecko uratowano. Okazało się później, że jednak są inne szczepionki, bezpieczniejsze i właściwsze, czyli te stosowane powszechnie takie nie są.
    A generalnie popatrzmy na nasze dzieciaki w wieku niemowlęcym i noworodkowym - różnica 3 miesięcy to jest często kilka kilogramów masy więcej lub mniej. Poza tym okresy rozwojowe u takich dzieci zmieniają się szybko i to również ma wpływ na tolerowanie środków chemicznych. Większość rozwiniętych krajów stosuje późniejsze terminy, baczniej zwraca uwagę na rozwój i masę ciała i również opinie rodziców. U nas jest administracyjny nacisk i straszenie.

    OdpowiedzUsuń
  3. szczepić!
    Oczywiście, że szczepić!
    Nasze szczepionki dziwnym trafem są poza podejrzeniami, chociaż STOP NOP twierdzi inaczej i straszy.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nigdy nie komentowałam, ale w tym przypadku czuję się wywołana do tablicy.
    Szczepienia są już w pierwszych dniach życia ze względu na specyfikę naszego kraju, gdzie WZW b i gruźlica są dość częstymi chorobami. Ryzyko, że dziecko tuż po wyjściu ze szpitala lub nawet jeszcze w nim będzie miało kontakt z osobami chorymi jest zbyt duże aby te szczepienia odkładać w czasie.
    Chore dzieci (przeziębienie itd.) można szczepić o ile nie mają gorączki i "szczytu" choroby.
    Szczepionki o ile dobrze pamiętam (nie mogę znaleźć na szybko badań) angażują zaledwie 0,01% układu odpornościowego dziecka.
    Rtęci w szczepionkach dla bobasów już nie ma, jest w tych przeciwko błonicy, tężcowi, krztuścowi i chyba grypie, ale dla dorosłych. Stężenie jest tak małe, że nie ma szans na wywołanie efektu toksycznego.
    Obecnie w szczepionkach jest dużo mniej antygenów (to co wywołuje odpowiedź naszego organizmu) niż jeszcze kilkanaście lat temu. Firmy farmaceutyczne dążą do jak najmniejszego obciążania organizmu przy maksymalnym efekcie, dlatego też już prawie nie ma szczepionek pelnokomórkowych.
    Coś o czym zwykle się nie mówi- odporność np. na krztusiec spada po około 10-15 latach od zakażenia i dorośli powinni się doszczepiać, bo mogą zachorować tak samo jak nie szczepione dzieci.
    Oczywiście niepożądane odczyny poszczepienne się zdarzają i nie wolno ich bagatelizować, jednak są dużo rzadsze i mniej poważne niż powikłania chorób.
    Cała nagonka na szczepienia zaczęła się wraz z artykułem Wakefielda, w którym opisał, że szczepionka odra-świnka-różyczka wywołuje autyzm. Świat nauki od około 20 lat udawadnia, że kłamał a w badaniach były błędy. Został wykreślony z listy lekarzy, jego współpracownicy wycofali się z tego artykułu, a czasopismo, które go opublikowało LANCET również się cofnęło publikację. W chwili wolnego czasu polecam poczytać o tej sytuacji, bo to naprawdę ciekawe jak jeden artykuł wywołał zamieszanie na wiele lat :)
    Jeśli ma Pani lub Pani córka wątpliwości polecam zadać pytanie na portalu Medycyny Praktycznej, tam z pewnością uzyskają Panie satysfakcjonujące odpowiedzi.
    Pozdrawiam
    An

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo dziękuję za wyjaśnienia. Przekażę Asi, choć ona raczej już przekonana. Z tym autyzmem niezła afera...

    OdpowiedzUsuń
  6. Strachy na Lachy?...

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie jestem na bieżąco, więć myślałam, że nakazowy system szczepień już nie obowiązuje.

    OdpowiedzUsuń
  8. Podsumowanie bezcenne!

    OdpowiedzUsuń
  9. Jak najbardziej, nawet coraz skuteczniej. Nie tylko wezwania z paragrafami, ale nawet telefony z ponagleniami i groźbami! I podobno nawet kary grzywny. Powstał nawet cały system unikania takich kar. Ludzie dzielą się doświadczeniami jak to zrobić.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ciekawe więc jakim cudem dziecko znajomej dostało zapaści po szczepieniu i dlaczego skierowano je na dalsze szczepienia do innej przychodni, z innymi szczepionkami?
    Nie ma u nas żadnych niezależnych badań na temat występowania NOP i bezpieczeństwa szczepionek. Przede wszystkim brakuje rzetelnych badań porównawczych. W związku z nierejestrowaniem odczynów poszczepiennych trudno cokolwiek wyrokować na temat dotychczasowych badań. Lekarze spławiają wszystkich z doraźnymi dolegliwościami, a wszelkie czasowo odwleczone skutki uboczne są po prostu ignorowane i nikt nie łączy tego ze szczepieniami. Terminarz szczepień u nas rażąco różni się od tego np. co robi się w Skandynawii czy Japonii. Czyżbyśmy byli mądrzejsi niż oni? Czymś to jest zapewne uzasadnione?
    Dodatkowy brak wiarygodności powodują zabiegi przedstawicieli koncernów farmaceutycznych. które korumpują naszych jakże uczciwych posłów i służbę zdrowia.

    OdpowiedzUsuń
  11. Jakiś czas temu towarzyszyłem swojej córce przy szczepieniu wnuka. Nasz gagatek w wieku prawie 10 miesięcy, ponad 9 kg masy ciała, szczepienia w zasadzie nie odczuł. Byli też inni rodzice z półroczną, bardzo drobną dziewczynką, ważąca połowę tego co nasz. Oboje dostali tę sama szczepionkę i w tej samej dawce. Dla którego dziecka była ona niebezpieczniejsza? Że podobno tam nie ma rtęci? Może i nie ma ale są za to inne substancje, bynajmniej nie obojętne. Wszczepiamy obce substancje małym dzieciom, to nigdy nie jest obojętne. Jeżeli wiec już to musimy robić, to róbmy to trochę mądrzej!

    OdpowiedzUsuń
  12. Jaki jest określony wiek na tą szczepionkę? Jeśli 10 miesięcy, to ta półroczna dziewczynka nie powinna być szczepiona, jeśli pół roku, to Twoje nie było szczepione w odpowiednim terminie. Poważne powikłania po szczepieniach się zdarzają rzadziej niż to wynika z przekazów. Dlaczego nie mówi się o setkach tysięcy bezproblemowych szczepień, a nagłaśnia tylko te z komplikacjami? A powikłania po chorobach są daleko groźniejsze niż po szczepionkach. Ja pamiętam dzieci po polio i nie życzę nikomu powtórki.

    OdpowiedzUsuń
  13. Oboje byli szczepieni w terminie.
    Dlaczego mówi się również o ryzyku szczepień? Żeby można było maksymalnie uniknąć ryzyka z nimi związanego. Lepiej szczepić bezpieczniej niż powodować niepotrzebne komplikacje. Dlaczego ta oczywista prawda jakoś nie może się przebić do świadomości zarówno zwolenników jak i przeciwników szczepień???

    OdpowiedzUsuń
  14. Witaj
    Moje pokolenie było za i ja tak uważam.
    Powikłania czasem po- są, ale słabsze, niż gdyby w ogóle nie szczepić.
    Zwłaszcza szczepić dzieci, bo to słabe istotki.
    Pozdrawiam i zdrówka życzę:)
    Jeśli zostawiłaś komentarz pod ostatnim moim postem, przepraszam za jego brak, spam "zjadł" bezpowrotnie:(

    OdpowiedzUsuń
  15. Zacytuję swój komentarz "Oczywiście niepożądane odczyny poszczepienne się zdarzają i nie wolno ich bagatelizować". Szczepionki są lekiem i jak każdy lek mają działania niepożądanie, od tych lekkich typu gorączka po ciężkie- zespół Guillain-Barre. Czytając ulotkę, np. dowolnego antybiotyku można się przerazić, ale czy rezygnujemy z leczenia? Aby lek mógł zostać wprowadzany na rynek przechodzi czasem wieloletnie badania kliniczne, w których jest oceniany stosunek korzyści do ryzyka, gdy ryzyko jest zbyt duże lek nie jest dopuszczany do obrotu. Często sami rodzice nie zgłaszają się do lekarza z NOP, jeśli przyjdą lekarz ma obowiązek zawiadomienia powiatowego inspektoratu sanitarnego.
    Tak, program szczepień naszego kraju różni się od programów krajów wyżej rozwiniętych. Ponownie odwołam się do swojego komentarza, w Polsce która graniczy z Ukrainą (wyszczepialność na beznadziejnym poziomie polio, gruźlica to ciągle aktualna tam choroba), Niemcami (kolejne zachorowania na odrę), w latach 80. 3/4 pracowników ochrony zdrowia przeszło zakażenie WZW B, nie możemy sobie pozwolić na odpuszczenie niektórych szczepień. Po prostu taka specyfika naszego kraju. Szczepi się już w pierwszych dniach życia rowniez z powodu tzw. "compliance" część rodziców napewno nie zgłosiłaby z dziecmi do szczepienia w przychodni w najbliższym czasie zwykle ze zwykłego gapiostwa. Skutkowałoby to co raz większą rzeszą niezaszczepionych.
    Szczepienia są nie tylko ważne ze względu na ochronę nas samych, ale również osób które z różnych powodów nie mogą być szczepione (np. osoby z niedobrami odporności). Jest to tak zwana strategia kokonu, im więcej osób jest zaszczepionych tym bezpieczniej czują się ci, którzy nie mogą zostać zaszczepieni.
    Zgadzam się firmy farmaceutyczne nie są święte, nie są organizacjami dobroczynnymi, mają na siebie zarabiać. Zapewne wiele rzeczy mogłyby zrobić lepiej, ale czy to powód, żeby się na nie obrażać akurat w kwestii szczepień? Teraz wyolbrzymię, ale w takim razie nie powinniśmy przyjmować żadnych leków.
    Odniosę się jeszcze do Pana komentarza, poniżej jakie substancje zawarte w szczepionkach wzbudzają w Panu aż tak duże wątpliwości, co do ich bezpieczeństwa?
    Pozdrawiam
    An

    OdpowiedzUsuń
  16. Witaj... wypowiem się tak... może nieco spłycając, może odchodząc od tematu... no, ale spróbuję...
    Za dawnych, niesłusznych czasów zdarzało mi się kupować w aptece tzw. lekarstwa "robione". Pani farmaceutka samodzielnie przygotowywała poszczególne składniki (najczęściej) według zapisanych przez lekarza proporcji. Pozyskanie takiego lekarstwa zajmowało, co prawda, trochę czasu, ale to zrozumiałe.
    Tak sobie myślę, że w onych niesłusznych czasach człowiek miał większe zaufanie i do tych sporządzanych leków i do tych ludzi, którzy je wytwarzali. Od tych czasów medycyna oczywiście zrobiła wielki krok naprzód i być może są już takie leki w postaci maści, które można zapodać oddzielnie na każdy palec dłoni, a dzięki informatycznej bazie leków w okamgnieniu pani od leków znajdzie tańszy zamiennik. Do czego zmierzam... otóż wraz z postępem rozpanoszyła się w medycznym świecie wiedza sprzeczna z sobą... i tak, kiedy w Wołominie prawią, że szczepienia szkodzą zdrowiu, w nie tak odległym Piasecznie, aby się zaszczepić trzeba stać w kolejkach. Dlaczego tak się dzieje? Natłok danych, ale może również konkurencja koncernów, bo jeśli nie wiadomo do końca o co chodzi, to zapewne idzie o pieniądze, a przemysł medyczny potęgą jest i basta. Przecież - jeszcze bardziej zbaczając od tematu, gdyby tak przeczytać podstawową literaturę dotyczącą zdrowej żywności, tj. co jeść można, a czego spożywać nie powinniśmy, okazałoby się, że w zasadzie każdy żywnościowy produkt szkodzi naszemu zdrowiu i najlepszym rozwiązaniem byłoby nie jeść wcale.
    A teraz odniosę się wprost do Twojego pytania: "szczepić czy nie szczepić?"
    Moja odpowiedź: NIE WIEM.
    A jeśli "szczepić" to na pewno jedynie strzykawką "jednorazówką", bo kiedy w dawnych czasach takowych instrumentów nie było (gotowało się, na ten przykład instrumenta), to oczywiście takie szczepienie nie miało sensu i wszystkie przypadki iniekcji zadanej igłą wielokrotnego użytku kończyło się zejściem... jak mnie udało się przeżyć - sam nie wiem.
    Aha... powyższy akapit powiązany był klimatycznie z czarnym, angielskim humorem.... mimo wszystko pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
  17. Różnimy się w ocenie ryzyka i wiarygodności naszego jakże opiekuńczego państwa i jego przedstawicieli. Jeszcze raz powtórzę - u nas za właściwy termin przyjmuje się pierwszy możliwy, a nie optymalny. U nas zdrowy rozsądek zastępuje administracyjny nakaz, a badania przyjmujemy nie swoje tylko obce, niekoniecznie wiarygodne.
    Z mojej strony to koniec dyskusji - odpowiedzialność tu spada na lekarza pediatrę, który nigdy nie uważa się za specjalistę (bo tym jest wakcynolog) i rodziców, którzy z rzadka tylko są lekarzami, a to oni powinni mieć głos decydujący.
    Rodzice powinni wiedzieć, że szczepienia są potrzebne, ale niosą ze sobą określone (i nieokreślone, bo niezbadane) ryzyko, które można zmniejszyć.
    Nasze wnuki nie są szczepione na każde wezwanie, tylko wtedy kiedy rodzice uznają, że powinny. I to jest właściwe.

    OdpowiedzUsuń
  18. Czasem trzeba wybrać mniejsze zło, ryzyko jest zawsze. Co lepsze - powikłania po chorobie, czy powikłania po szczepionce? Nie znamy już ludzi po powikłaniach po chorobie, więc zakładamy, że ryzyko szczepienia jest równie duże. Jakiś czas temu widziałam film o pracach nad stworzeniem szczepionki na polio. Rodzice byli tak zdesperowani, że godzili się na podanie dzieciom nie do końca sprawdzonej szczepionki, żeby tylko uniknąć zachorowania. Wybór był między dżumą, a cholerą. Ci co wymyślają ideologię, żeby nie szczepić, po prostu nigdy nie zetknęli się z prawdziwą chorobą i komplikacjami po niej. Za dużo czasu upłynęło od epidemii tych chorób, bo gdyby byli świadkami dramatów po powszechnych zachorowaniach przestaliby wierzyć szarlatanom rodzaju Wakefielda. Pamiętam polio, odrę, różyczkę, świnkę i nikt mnie nie przekona, że lepiej nie szczepić.

    OdpowiedzUsuń
  19. Obawiam się, że nie zrozumiałaś moich wypowiedzi. :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Nasz młodziak szczepiony na wszystko, co trzeba. W większości pojedynczymi szczepionkami z wyboru; zazwyczaj płatnymi.

    OdpowiedzUsuń

Żyję,żyję

 Ale co to za życie... Moje trzydniowe chemie szpitalne, zakończone w kwietniu, nic nie dały. TK wykazało, że to co miało się zmniejszyć, ur...