środa, 18 kwietnia 2018

Rozpiłam się!

Na szczęście nie tyle alkoholowo, co kawowo...

Moje ,,współżycie'' z kawą zaczęło się chyba, o ile mnie pamięć nie zawodzi, na początku studiów. Przedtem nie czułam potrzeby, a i smak mi jakoś nie odpowiadał. Na studiach  przyszło uczyć się po nocach, więc kawa najpierw poniekąd z przymusu. W końcu zaczął mi ów napój smakować, pod warunkiem, że mocny, czarny i z dwoma łyżeczkami cukru. 

Przez lata pracy robiłam sobie kawę zaraz po przyjściu do szkoły i piłam ją do końca lekcji. Czy mnie budziła, jak mówili niektórzy? Nie wiem... W dni wolne nie czułam potrzeby, owszem, podczas wizyt u Rodziców piło się kawę do deseru, po obiedzie. No i na imprezach różnistych. 

Gdy przeszłam w ,,stan spoczynku''... A nie, najpierw jeszcze Magda nauczyła mnie dolewać do kawy mleka. Mleka, którego generalnie szczerze nie cierpię! Więc niedużo, ot, żeby nieco napój odbarwić... Na emeryturze nie odczuwałam potrzeby obudzenia się kawą, więc zaczęłam ją pijać około dwudziestej trzeciej, gdy Małż szedł spać, a ja zasiadałam do komputera. Sypankę zastąpiła wtedy rozpuszczalna. Jeden jedyny gatunek, z ,,Piotra i Pawła''.  Kawa w dzień wyraźnie mi szkodziła, nocna natomiast (wbrew obiegowym opiniom) bynajmniej nie utrudniała zasypiania...

Jakiś czas temu, gdy zaprzyjaźniłam się z Beatką, zmieniłam kawowy obyczaj. Zaczęłam pijać w środku dnia, bo o takich porach się spotykałyśmy. Nocna poszła w zapomnienie, bo trzymałam się zasady: jedna kawa dziennie.... Raz u mnie, raz u Betty. U niej otrzymywałam czasem propozycję spienionego mleka, podobnie zresztą u Ani - teściowej Asi. Fuj!!! Spienione mleko kojarzyło mi się z traumą wczesnodziecięcą, gdy jakaś ciotka na Kujawach przymusiła mnie do wypicia mleka prosto od krowy. Mleko było udojone na moich oczach, śmierdziało oborą i miało właśnie tę piankę... Brrr!!!

Jak wiecie, nastał teraz czas ekspresu. Po śniadaniu Małż robi mi malutkie espresso. Z czym? Ze spienionym mlekiem! Jakoś przestało mi przeszkadzać. Wczesnym popołudniem zaliczam dużą kawę - spora porcja mleka, dwa razy espresso i kropelka ajerkoniaku zamiast cukru. Bywa, choć rzadko, że jeszcze przed wieczorem powtórka z rana... W sumie dwie-trzy porcje dzień w dzień. Kawa czasem z wyższej półki, czasem z niższej, Lidlowej, tak czy owak dobra. Mniam...

10 komentarzy:

  1. Możesz pic śmiało, kawa z ekspresu nie szkodzi. Zawiera flawonoidy, działa antynowotworowo. Zamiast cukru używaj erytrytolu- ma 0 kalorii, ale jest słodzikiem naturalnym, nie sztucznym. Albo dawaj 2-3 krople stewii.Z kaw rozpuszczalnych zdrowsza i lepsza jest liofilizowana. A najzdrowsza - dobra jakościowo mielona, parzona w ekspresie.
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Lidl to jeszcze nie jest źle. Jak kiedyś mówił "klasyk" Biedronka to raczej sklep dla biedniejszych.
    Pozdrawiam życząc rozsądku z tą nową modą na kawę.
    Jak to mówią, serce nie sługa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serce badane regularnie, na razie w porządku! Ale wezmę pod uwagę...

      Usuń
  3. A ja jestem uzależniona, mam niskie ciśnienie i bez porannej kawy ciężko mi wystartować. Uwielbiam czarną mocną i gorzką. Espresso mogła bym pić bez końca. Wbrew obiegowej opinii trzy do pięciu filiżanek kawy dziennie sprzyja utrzymaniu dobrej kondycji zdrowotnej serca jak układu nerwowego. Czy wiesz że regularne picie kawy w pewnym stopniu zabezpiecza przed zachorowaniem na chorobę Alzheimera i Parkinsona. Ostatnie badania ponoć nie wiążą spożycia kawy z nasileniem dolegliwości układu trawiennego. Jeśli więc Ci smakuje i czujesz się po niej dobrze śmiało bez poczucia winy racz się taką ilością tego cudownego napoju. Pozdrawiam Ania

    OdpowiedzUsuń
  4. Od dawna mnie kawa nie porywa i sama sobie nie parzę; do towarzystwa czasami pijam, ale raczej chudzieńką i z mlekiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, ja bym ,,słabieńkiej'' nie ruszyła. Pamiętam jeszcze czasy dolewek, nigdy nie korzystałam. Nie znoszę też słabej herbaty...

      Usuń
  5. Piję dwie kawy dziennie,jedną po śniadaniu,drugą po obiedzie.Zaparzam w kawiarce,takiej stawianej na malutkim gazie.Pychotka,inna mi nie smakuje.....

    OdpowiedzUsuń
  6. Też lubiłam taka kawę przez jakiś czas. Gdzieś mi ta kawiarka wsiąkła...

    OdpowiedzUsuń

Żyję,żyję

 Ale co to za życie... Moje trzydniowe chemie szpitalne, zakończone w kwietniu, nic nie dały. TK wykazało, że to co miało się zmniejszyć, ur...