W początkowej fazie aktualnej zarazy niespecjalnie doskwierał mi brak maseczek, rękawiczek, czy też reglamentacja papieru toaletowego. Natomiast bardzo mnie martwił brak na półkach sklepowych suchych drożdży do wypieku chlebka...
Nawet moja niemiecka Basia donosiła, że i u nich z tym artykułem problem.
I tak sobie wtedy wymyśliłam, i oznajmiłam Małżowi tudzież kilku przyjaciółkom, że dla mnie ponowne pojawienie się drożdży w sklepach będzie równoznaczne z końcem epidemii. No, niestety. Dziś pożądany towar w zaprzyjaźnionej placówce był (bez ograniczeń nawet), a wirus nadal ma się dobrze...
,,Tośka'' nasza ponownie się rozszalała, dając w nocy upiorny koncert w wykonaniu alarmu. Coś ze sześć razy między północą a drugą w nocy. Czy to deszcz się nie spodobał autku, czy jakieś żyjątko się we wnętrzu schroniło? Czy to po prostu kolejny objaw niedyspozycji akumulatora... Jutro się okaże w serwisie...
Trudno być prorokiem we własnym domu. Najważniejsze, że własny chlebek będzie, bo ten sklepowy czy z piekarni jakiś dziwny jest. Przez chwilę tylko daje uczucie sytości. Pozdrawiam i zdrowia życzę.
OdpowiedzUsuńChleb od początku epidemii robimy sami. Buziaki!
Usuń