czwartek, 7 lutego 2013

Pączkowanie

Trzydzieści trzy sztuki  tłustoczwartkowe obowiązkowe zostały rozparcelowane. Nawet nieźle mi produkcja szła. Gdy zagniotłam ciasto, miałam czas by wyskoczyć do biblioteki zmienić zestaw lektur. W drodze powrotnej zapisałam się do drugiej placówki na końcu mojej ulicy, dzięki czemu wróciłam obładowana apetycznym sześciopakiem kryminalnym!


Przez tę godzinkę z okładem ciasto pięknie wyrosło i mogłam zacząć turlanie. Kolejną przerwę na ,,rozrost'' wykorzystałam na zrobienie obiadu. Na dziś i jutro. O 15.30 zakończyłam prace kuchenne i mogłam się przez godzinkę oddać lekturze w pozycji horyzontalnej.


Potem przybyła Ciotka-sąsiadka spróbować produkcji. Skonsumowały z Mamidłem po dwie sztuki. Ja już wcześniej wypatrzyłam sobie jedyny egzemplarz mini. Wszak niepolitycznie byłoby częstować, a samej nie zjeść.Mogłoby się to wydać podejrzaneNietakt


Małż na widok pozostałych dwudziestu ośmiu sztuk tylko się rozpłynął w błogim uśmiechu. - Mogę dwa? - spytał z ,,pewną taką nieśmiałością''. - Kotek, to Ty masz za wysoki cukier, sam zdecyduj!


- Wiesz, ja w pracy tylko jednego zjadłem, nie chciałem, ale mnie dziewczyny prawie przymusiły! - zreferował. Po czym wciągnął przydziałowy żurek, poprawił dwoma pączkami i poszedł do komputera. Za chwilę podchodzi do mnie i rzuca mój sztandarowy tekst: - Chyba mam szmatę, nie charakter, ale MUSZĘ jeszcze jednego! Przecież to tylko raz w roku, nie?


Zostało 25 okazów. OK. 20.30 miała wpaść Asia po przydział dla niej i Zięcia. Przedtem zajrzała pani Asia-opiekunka z talerzykiem ślicznych miniaturowych i równiusieńkich faworków. Era ją tak wylewnie przywitała, że chyba z 5 sztuk spadło na podłogę. - Pani Asiu - proponuję - to ja pani w rewanżu po pączku dla rodzinki, co? - Proszę mi nawet nie wspominać o pączkach! - zakrzyknęło dziewczę i pierzchło (pierzchnęło?)


Asia wpadła z okrzykiem: - Biorę całą resztę! Damy radę z Michałem!


Ocaliłam dziewięć. Tylko nie bardzo wiem dla kogo... Małżowi może jeszcze pozwolę na jedną sztukę. Reszta chyba dla Mamy? Jeszcze jutro spróbuję wetknąć coś pani psycholog, gdy przyjdzie na terapię. Jeśli się dziś nie przesyciła, jak pół Polski!


Zastanawiałam się podczas procesu wytwórczego, ile też lat liczy sobie przekazywany z pokolenia na pokolenie po kądzieli przepis na te nasze pączki. Takie inne niż wszystkie mi znane. I kiedy pierwszy raz zrobi je Asia... Bo ja chyba dopiero z siedem lat temu pałeczkę  po Mamie przejęłam. A ona je robiła dla nas prawie 30 lat... Matko kochana, to ja mam tak do osiemdziesiątki ciągnąć?!

12 komentarzy:

  1. Paczki robilam chyba tylko trzy moze cztery razy w zyciu. Pamietam pierwsze mi sie pootwieraly w czasie smazenia i byla z tego zupa:))
    Pozniej sie zmadrzylam i nadziewalam je szpryca juz po smazeniu i bylo OK. Ale ja to musialabym zrobic 4 sztuki i byloby wystarczajaco, boje sie, ze jak zrobie to bede je musiala sama jesc. Wspanialy owszem lubi, ale dwa na rok, wiec nie moge na niego liczyc. To taka zolza, ze nie zezre i tyle;))

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Antoni Relski8 lutego 2013 00:06

    Jak to mówił Tewje Mleczarz - Na to jest tylko jednak odpowiedź Tradycja.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie zjadłem ani jednej sztuki, nawet lukru nie skubnąłem. Przez kilka dni dopytywałem wszystkie znane mi dziewczyny, kobiety, baby i babcie, czy która potrafi zrobić takie staropolskie pączki ze słoniną, ale żadna nie potrafiła. To się zadowoliłem chlebem ze smalcem i skwarkami - Tłusty Czwartek ma być tłusty, choć dla mnie niekoniecznie słodki. ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja zjadłam trzy i dzisiaj jeszcze jednego. Ale nadal się nie przesyciłam ;) Uwielbiam pączki!

    OdpowiedzUsuń
  5. Ha, ha, ha, wspaniełe zakończenie wpisu! I z refleksją, ale bardzo mnie rozbawiło :)
    Aż poczułam zapach tych pączków u siebie na drugim końcu Europy.
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  6. Nieskromnie powiem, że takich jak moje na pewno na końcu Europy nie ma! Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  7. Coś dziś głupieje blogosferka, przesuwa mi komentarze... Pączki zawsze lubiłam, nawet sklepowe, byle z marmoladą, a nie z ,,dziwactwami''.

    OdpowiedzUsuń
  8. Pączki ze słoniną? Nie słyszałam... Babcia nigdy nie wspominała, a szkoda.

    OdpowiedzUsuń
  9. A ona przecie święta i najważniejsza...

    OdpowiedzUsuń
  10. Mój wczoraj pogrzeszył, a dziś już ani jednego. Chyba prezent od pani doktor w postaci glukometru go od pączków odstraszył...

    OdpowiedzUsuń
  11. Zjadłam tylko jednego -dostaliśmy w pracy od kierowniczki!
    Ale ckni mi się za domowymi!

    OdpowiedzUsuń
  12. Domowe to pamiętam z dzieciństwa, mama robiła; ja - nigdy, niestety.
    W tym roku zjadłam jednego i pół, bo cukier już nie ten :)

    OdpowiedzUsuń

Żyję,żyję

 Ale co to za życie... Moje trzydniowe chemie szpitalne, zakończone w kwietniu, nic nie dały. TK wykazało, że to co miało się zmniejszyć, ur...