środa, 27 marca 2013

Nocy poprzedniej, mimo kataru zalewającego oczęta, chciałam zadanie domowe odrobić. A tu mi klawiatura zameldowała, że głodna! Baterie Małż gdzieś w tajnym schowku trzyma, nie miałam sumienia po północy budzić człowieka pracy korporacyjnej.


Po śniadaniu do apteki. Acatar, syrop jakiś z bzu czarnego (polecany przez koleżanki Małża z pracy), neo-angin na gardło. I zdecydowana poprawa! Nawet się wieczorem udaliśmy na mały recitalik Asi, też zresztą podziębionej.


Ciepło dość było i bezwietrznie, więc machnęłam migiem pozostałe gdyńskie okna. Poza łazienkowym, bo tam dostęp tylko dla akrobatów, a ja nie cyrkówka... Może nie tak w stu procentach ,,błysk ciupagi'', ale zmiana widoczna. I nosem przez mniej zakatarzonych wyczuwalna, bo Małż zaraz po wejściu z roboty spytał: - A co tu tak jedzie octem?


***


W tatowym ogródku śnieg częściowo stopniał do zera i pojawiły się krokusy z całkiem już solidnymi pąkami. Jeśli znów nie dosypie, zakwitną do niedzieli. Byłby miły wiosenny akcencik... Pierwiosnków parę też może, bo już kwiatki jak grosik. Jeszcze nieśmiałe, niewybarwione do końca.


***


Rozwiązałam nurtującą mnie od jakiegoś czasu zagadkę: dlaczego woda gazowana zamienia mi się w niegazowaną, której nie znoszę? Małż twierdził, że słabo zakręcam, więc ostatnio już naprawdę na siłą dokręcałam po przelaniu porcyjki do szklanki. I zero efektu! Ani bąbelka.


Dziś po powrocie z koncertu zastałam Mamidło w ,,naszym'' pokoju. Zaglądam dyskretnie   i co widzę? Stoi przy stole i popija ,,z gwinta'' MOJĄ wodę! Podczas gdy jej, niegazowana, stoi zawsze w kuchni. I aktualnie jest ledwo napoczęta. No cóż, widać cudze lepiej smakuje!


Czeka mnie wymyślenie kolejnego schowka antymamidłowego... Zaczynam się już powoli gubić w tym, gdzie co ukrywam.


Aha! Łyżki podobne do ,,gościowych'' znów były przeniesione z kuchni do pokojowego kredensu. Tym razem w towarzystwie łyżeczek. Czy ja nie jestem zbyt dojrzała, by wciąż się bawić w ,,ciepło-zimno''?



8 komentarzy:

  1. ~Klarka Mrozek28 marca 2013 00:16

    no tak, sam katar nie wystarczy, trzeba umyć okna aby przeszło..na oskrzela!
    Powyłaziły te kwiatki spod śniegu ale nie wiem co z nich będzie, za to mam w wazonie bukiet goździków aż od 8 marca, już sprawdzałam - na pewno nie są sztuczne!

    OdpowiedzUsuń
  2. No właśnie...z katarem okna myć...oj Zgago, Zgago...

    OdpowiedzUsuń
  3. ...w taką pogodę okna myć i zdrowie nadwyrężać - po co i na co. Chyba nigdy nie zrozumiem was kobietek...

    ...zapachu octu nie znoszę, najgorszy jest w gotującej się zalewie do śledzi, bleeeeeeee...

    OdpowiedzUsuń
  4. Współczuję mamidła, przynajmniej zagadka odgazowywania wody się wyjaśniła. Zdrówka życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie ma dnia bez niespodzianki... Zdrowie już niemal ok.

    OdpowiedzUsuń
  6. A Ty z Połówką w upały myliście!

    OdpowiedzUsuń
  7. Moje z 8 marca padły ze 3 dni temu.

    OdpowiedzUsuń

Żyję,żyję

 Ale co to za życie... Moje trzydniowe chemie szpitalne, zakończone w kwietniu, nic nie dały. TK wykazało, że to co miało się zmniejszyć, ur...