Tatowy ogródek nieco ze śmieci odgruzowałam, przy okazji wbijając sobie jakąś drzazgę w środek dłoni prawej... Dziabałam igłą, nie udało się wygrzebać. Nic to, wlazło, to i wylezie! Nie dziś, to jutro.
Przy okazji serwowania pomidorówki Małżowi ujawnił się nam deficyt łyżek zupnych. Ki czort? Przecie było ich z tuzin. A tu w pojemniku na sztućce jeno dwie! Rewizja w kuchni nic nie dała. Podumałam, pokombinowałam i idę do ,,paradnego'' kredensu w maminym pokoju, gdzie ,,gościowe'' naczynia spoczywają. Znalazłam!
Na codzienny użytek od lat w Gdyni stosowano bardzo zgrzebne (by nie rzec - ohydne!) łyżki, noże i widelce. Gdy nastaliśmy, nabyłam trochę w miarę tanich, ale nieco ładniejszych. Stare po trochu wyrzucałam do śmieci. I oto wystarczyło, byśmy na dwa dni wybyli, a czujne oko Mamidła zaklasyfikowało nowe łyżki jako ,,paradne''...
Po każdym powrocie z pieleszy zastaję w kuchni ,,remanent''. Garnki pomieszane z talerzami, pokrywki znajduję w lodówce, w sztućcach totalny kogiel-mogel. Z pół godziny mi zajmuje doprowadzenie wszystkiego do stanu jako takiej używalności.
Nasza małżeńska kanapa zawsze dosunięta maksymalnie do ściany, znaczy rozłożyć się nijak nie da! Mus odciągnąć! Za to poduszki ułożone precyzyjnie! Symetrycznie...
W pokoju komputerowym zaciągnięte żaluzje! Ciemno, jak u Afroamerykanina w d..ie! Bez względu na pogodę...
Rozjaśniamy chatę... Na sześć-siedem dni! A potem znów ciemnota!
Kończę, bo mam jeszcze parę stron do przeczytania przed zwrotem lektur jutrzejszym!
Stara gwardia się nie zmienia, tylko pozory takie stwarza:)
OdpowiedzUsuńZ tym Afroamerykaninem to już przesadziłaś... :-)
OdpowiedzUsuńCiemno w d..ie jest u Murzyna. I basta.
Pozdrawiam
następnym razem poproszę o poprawną politycznie nazwę homoseksualisty;)
OdpowiedzUsuńi współczuję z powodu drzazgi, niby byle co a dokucza i nie da o sobie zapomnieć
...to i tak dobrze, że tylko rzeczy poprzestawiane i Mamidło nie nabrało ochoty gotowania na kuchni w plastikowym garnuszku. Co niestety sam przeżyłem...
OdpowiedzUsuńNiespodzianka czeka Cię przed każdym otwarciem drzwi lodówki lub szafki. Życie nie jest nudne.
OdpowiedzUsuńMatka znajomej cierpiała na podobną przypadłość. Ileż było opowiadań. Bo pozostaje tylko poczucie humoru.
Pozdrawiam i życzę wytrwałości.
Normalka -w lodówce znajdowałam z reguły wymyte starannie puste opakowania po jogurtach, często kapsle z butelek od mleka, kiedyś mydło wraz z mydelniczką. Lodówka to wszak niezły schowek, prawda?
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
P.S.
A może dałoby się energię Starszej Pani skierować na jakąś terapię manualną? To dobrze zajmuje czas i jest wielce cenioną formą rehabilitacji
niemal we wszystkich schorzeniach.
Nie wiem czy to takie bezpieczne że mama pozostaje sama w domu. Pokrywki w lodówce to pikuś. Musieliśmy wziąć teściową do siebie, po tym jak musiano jej amputować palce jak je sobie na gazie spalila. A to był dopiero początek 10cioletniej choroby . Duzo by pisać...
OdpowiedzUsuńJakiś margines wolności mieć musimy, trudno. Przynajmniej dopóki tylko rewizje i remanenty są prowadzone. Jak się ma coś stać, to może być nawet chwila, gdy wychodzę z psem lub do sklepu naprzeciwko.
OdpowiedzUsuńNie bardzo chyba. Próbowałam jakichś zadań typu zwijanie wełny itp. Niecierpliwi się i nudzi bardzo szybko.
OdpowiedzUsuńBez poczucia humoru to nie jest do wytrzymania!
OdpowiedzUsuńDo kuchenki Mama się nie zbliża. Od paru lat... Mam nadzieję, że nagle nie przyjdzie ochota.
OdpowiedzUsuńHomo czego? Nie znam! :)
OdpowiedzUsuńW zasadzie racja!
OdpowiedzUsuńPozoracja i maskowanie! To potrafi tkwić...
OdpowiedzUsuń