sobota, 3 sierpnia 2013

Dlaczego?

No, dlaczego latem jeszcze więcej niż zwykle rozmaitych drogowych wariatów i popaprańców?


Małż w piątek po robocie i obiedzie wydobył z piwnicy rower i zapowiedział, że udaje się na wycieczkę, na ok. dwie i pół godziny. Ku memu zdziwieniu za niecałe 50 minut ukazał mi się na tarasie.


- Co się stało? Kondycji brak? - zażartowałam sobie ironicznie. - A, szkoda gadać... - odparł Małż, ale minę miał bardzo nietęgą, więc zaczęłam indagować.


- O mało nie zostałem przejechany! - przyznał się w końcu. - Na szczęście ucierpiał tylko rower.


Zawsze trochę się boję, gdy wyrusza. Upewniam się, że nie będzie jeździł po szosie, tylko albo ścieżki rowerowe, albo mocno boczne drogi. Jak na ironię, incydent wydarzył się właśnie na wiejskiej płytówce z jumbów... Koleś z elbląską rejestracją tak beztrosko sobie poczynał!


Początkowo nawet wyskoczył do Małża z ,,gębą''. Ale gdy zobaczył, że ślubny zamierza sfotografować jego drogę hamowania, spuścił z tonu, zaczął się kajać i nawet zaoferował 50 zł (!) na pokrycie strat. Oraz przedstawił propozycję podwiezienia...


***


Dziś na trójmiejskiej obwodnicy, w drodze do i z Gdyni, istny wysyp idiotów z prawem jazdy! Jeździmy tamtędy od niepamiętnych czasów, ale takiego cykora jeszcze w życiu nie miałam... Zmiana pasa na skrajnie lewy bez użycia kierunkowskazu, tuż przed maską akurat nadjeżdżającego, to po prostu norma! Ze trzy razy w każdą stronę nas to spotkało...


Upał upałem, ale to chyba nie tłumaczy wszystkiego?


***


O ile obwodnica zatłoczona bardzo, o tyle stara ,,jedynka'' niemal pusta, od Tczewa w stronę południową. Wybraliśmy się po obiedzie po raz drugi w kierunku Kwidzyna, by ów najdłuższy most w kraju zaliczyć. Tym razem się udało! A w drodze powrotnej znów przystanek w caffe ,,Figaro'' pod zamkiem w Sztumie. Na przepyszną kawę (oboje) i orzeźwiającego drinka (ja). Urocza pani kelnerka serdecznie nas zapraszała w przyszły piątek, na koncert. Trochę daleko, ale kto wie... Ta kawa u nich jest boska!

19 komentarzy:

  1. - to Twój mąż miał wiele szczęścia, bo teraz rowerzyści są tylko w miarę bezpieczni na swoich ścieżkach w innych miejscach dla kierowców to zmora// wiem coś o tym , bo uwielbiam wypady rowerowe i nie raz bym lądowała w przydrożnym rowie... pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. A weź ze Starej Wisły wyjedź na drogę człuchowską, tak żeby na most knybawski dojechać. Chociaż na most, to jeszcze jeszcze, ale z powrotem już gorzej, bo jadący od strony Malborka pędzą jak po autostradzie i jak tu w lewo pomiędzy nimi skręcić?

    OdpowiedzUsuń
  3. Dlatego na rowerze nie jeżdżę. Dawno temu miałam bowiem podobna ,,przygodę" Czasem ma się szczęście w nieszczęściu.

    OdpowiedzUsuń
  4. ...no niestety idiotów nie brakuje. Taki jeden z drugim mniema, że jak ma super auto, to ono będzie za niego myślało...

    OdpowiedzUsuń
  5. Bez urazy - gdańszczanie i gdynianie jeżdżą po bandycku i to niezależnie od pory roku i miejsca- gdy do nas przyjadą- również.Tyle tylko, że latem w ogóle więcej samochodów jezdzi. Do tego by rowerzyści i kierowcy nawzajem się szanowali potrzeba wielu lat. Byłam pełna podziwu dla symbiozy obu tych rodzajów właśnie w Berlinie. Nie wszędzie są wytyczone zupełnie oddzielone ścieżki rowerowe - miejscami zabrane są na to kawałki już istniejącej jezdni lub chodnika, zwłaszcza w starszej części miasta. I jakimś dziwnym trafem są one respektowane i przez pieszych i przez kierowców. I tam wielu rowerzystów jezdzi w kaskach , a dzieci to już obowiazkowo.
    Ci co jeżdżą poza miastem to wszyscy w kaskach.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Oj tak,wariatow za kolkiem nie brakuje! :-( Dobrze,ze mezowi sie nic nie stalo. A rower bardzo ucierpial?

    OdpowiedzUsuń
  7. proszę nie uogólniać, nie ładnie.

    OdpowiedzUsuń
  8. wariatów nie brak w całej Polsce. I o zgrozo! przybywa ich!
    Rower mocno uszkodzony?

    OdpowiedzUsuń
  9. Tylne koło trzeba było na nowe wymienić, hamulce odblokować... Ponad stówka do tyłu!

    OdpowiedzUsuń
  10. Małż bez kasku się rowerem nie rusza, na szczęście. A co do kierowców... Wszędzie można spotkać szalone jednostki. I nie ma potrzeby uogólniania. Mój osobisty np. zawsze mawia, że warszawscy kierowcy mają zero życzliwości dla ,,obcych''. A ja się wściekam, bo nie lubię generalizowania w taki sposób.

    OdpowiedzUsuń
  11. A głupie auto nie chce...

    OdpowiedzUsuń
  12. Nawet często, dzięki Bogu!

    OdpowiedzUsuń
  13. Zawsze odczuwam niepokój, gdy wyrusza, każę dzwonić co godzinę...

    OdpowiedzUsuń
  14. W okolicach Malborka mało ,,akuratnych''. Albo pędzą, albo się wloką...

    OdpowiedzUsuń
  15. Po Polsce jezdzilam tylko jako pasazer (Warszawa, Lodz, droga z W-wy do Kielc, z Lodzi do Torunia, Gdansk) i stwierdzam, ze za zadne pieniadze nie siadlabym za kierownica.
    W Nowym Yorku jezdzilam i czulam sie bezpiecznie, a przeciez tlok tu wiekszy, ale inne nastawienie kierowcow. Nie siedza sobie na ogonie, jak trzeba to przepuszcza, jest inna zupelnie kultura jazdy.
    Zreszta jak sie jezdzi po Warszawie opisal fantastycznie (szkoda, ze po angielsku) facet, ktory od kilku lat mieszka w Warszawie a jest Amerykaninem. Doskonaly tekst.
    Jazdy na rowerze w tych warunkach sobie zupelnie nie wyobrazam. A dzis przejechalm ponad 40km po Nowym Yorku, bez zadnych problemow.

    OdpowiedzUsuń
  16. A ja w tej kwestii popieram Twojego Męża.!!!!
    Większość warszawiaków wszędzie jeździ po chamsku,
    nie używa kierunkowskazów,że o zajeżdżaniu drogi nie wspomnę.Natomiast rowerzyści nagminnie stwarzają sytuacje kolizyjne i łamią przepisy wjeżdzając rowerami na przejścia dla pieszych/tam gdzie nie ma scieżek rowerowych/.
    ROWERY PRZEZ PRZEJŚCIA DLA PIESZYCH /tam gdzie nie ma ścieżek/ PRZEPROWADZA SIĘ!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  17. W pewnych sprawach wciąż mało cywilizowani jesteśmy jeszcze...

    OdpowiedzUsuń
  18. Przykro mi, ale doświadczyłam wiele razy owego artyzmu gdańskich lub gdyńskich kierowców.

    OdpowiedzUsuń
  19. Co do tych warszawskich kierowców- a wiesz ilu naprawdę jest warszawiaków? Większość to ci, którzy zupełnie niedawno tu się osiedlili i przywiezli ze sobą własne nawyki. Widziałam to nawet u własnej bratanicy- minęło kilka lat pobytu w W-wie, nim oduczyła się "gdańskiej szkoły jazdy". Wiesz Zgago - jeśli się jedzie do obcego miasta to zdrowy rozsądek podpowiada, by zawczasu przestudiować trasę a nie polegać tylko na GPSie. Wtedy nikomu się nie zawadza w mieście, które komunikacyjnie jest do bani i wszędzie, cały dzień są korki. Jeśli ktoś daje kierunkowskaz dopiero w chwili gdy już wjeżdża w łuk skrętu, to mnie jest obojętne skąd on jest - to po prostu zły kierowca.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń

Żyję,żyję

 Ale co to za życie... Moje trzydniowe chemie szpitalne, zakończone w kwietniu, nic nie dały. TK wykazało, że to co miało się zmniejszyć, ur...