Nie tylko grzybów zresztą...
Fakt jednak, że tym razem chyba grzyby były największą atrakcją Piernikaliów. Wszyscy w kraju zgodnie twierdzą, że grzybów nie ma! Ale moje dzieci się uparły i po kąpieli w jeziorze w środę postanowiły zajrzeć na pole, gdzie pośród rzadko rosnących brzózek co roku coś tam znajdowaliśmy...
Wrócili dźwigając ze 20 dorodnych czerwonych kozaków! Wyraziliśmy stosowny podziw i entuzjazm. My, tzn. piernikaliowicze. Nie był natomiast zbyt zadowolony wizytujący nas chwilowo znajomy tubylec. Szybko dopił drinka i poszedł...
Po obiedzie ruszyła w ten sam zagajnik wyprawa numer dwa, wzmocniona liczebnie m.in. o niżej podpisaną. I kogóż napotkaliśmy natychmiast? Ano, ,,tubylca'' naszego! Nie mógł widać znieść myśli, że on, taki grzybo-spec, został wyprzedzony przez obcych...
Starczyło jednak dla wszystkich! Znów przydźwigaliśmy kilkadziesiąt sztuk. Więc i zupa, i sos do żeberek, wreszcie przygotowania do suszenia. Pod wieczór dziewczyny poszły się przejść po wsi, objedzone grzybami. Wracają za godzinę. I co widzimy? Dźwigają wielki kosz, pełen tym razem prawdziwków! Dar od spotkanej po drodze sąsiadki, która: ,,już nie mam co robić z tymi grzybami, pani kochana!''
Oczywiście, dziś po śniadaniu, kolejna wyprawa do zagajniczka. I znów ze trzy pełne reklamówki! Na szczęście sąsiadka od prawdziwków dołożyła w pakiecie elektryczną suszarkę. Więc i mnie się trafiła porcyjka już suchych ,,na wynos''!
Poza grzybobraniami, grzyboobieraniem, grzybokonsumpcją itp. program spotkania naszego, jak zawsze, dowolny, acz bogaty! W napoje szczególnie... Z procentami, ale i bez. Ogniska, śpiewy, dyskusje wesołe, ale i poważniejsze, spacerki, wyprawy ku miastom i ogrodom itp.
Osobiście namówiłam Małża na wycieczkę do Dobrzycy, gdzie podziwialiśmy fantastycznie zakomponowane ogrody. Japońskie, francuskie, angielskie, chińskie, ziołowe, zmysłowe, mistyczne oraz dobrane kolorystycznie (biały, żółto-niebieski, płomienny, fioletowy itp.). Orgia doznań - wzrokowych, zapachowych! Gdyby tam z nami była Magda.... My sobie potrafimy o naszych raptem parunastu roślinach godzinę gadać, więc stamtąd chyba byśmy przed nocą nie wylazły!
Zanim się zjechało całe towarzystwo, zaliczyliśmy też z dzieckami młodszymi wypad do Trzebiatowa. W środę, gdy wiało tak, że łeb chciało urwać! I do tego ulewy co chwilę. Największą udało się przetrwać w ,,Dworku nad Regą'', parę kilometrów od miasta. Miejsce godne polecenia. Nie ukrywam, ceny za danie obiadowe w granicach 35-40 zł. Ale warto! I bardzo miła obsługa, bez problemu wpuszczono nas z dwoma psiskami do sali kominkowej w pół-suterenie...
***
Taka refleksja mojej kochanej Halinki: - Zobaczcie, jaką ewolucję przeszliśmy przez te trzydzieści parę lat! Na studenckich biwakach jedliśmy zupki z proszku, makaron z pulpetami z puszki, rarytasem był kisiel. A teraz? Na kolację wpylamy sobie od niechcenia krewetki z grilla!
Fakt! W środę taka właśnie była uczta... Moja Asia serwowała. Drugi raz w życiu jadłam, i chyba powoli się przekonuję...
***
A od jutra chyba trzy razy dziennie sałata. Po tych frykasach... Bo jakoś tak się ,,rozbyłam''...
Fajnie Zgago, że wróciłaś! Miło jest poczytać o takich udanych wyjazdach. Grzybów zazdroszczę, u nas na razie tylko suche kurki były jakiś czas temu, ale kto wie co tam teraz "w trawie piszczy" ? Trzeba by sprawdzić. Pozdrawiam i witaj w blogowym domu :-).
OdpowiedzUsuńzazdroszczę tych grzybów i jednocześnie bardzo żałuję, że nie wstawiasz zdjęć z takich okazji, przynajmniej bym się napatrzyła
OdpowiedzUsuńco jak co ale na grzyby to bym popatrzył :) fajnie że było fajnie, a tak organizacyjnie to są jakieś tam kryteria aby się zostać 'piernikiem'? ;)
OdpowiedzUsuńZgago, najwyższy czas byś pokazała trochę zdjęć z tej eskapady. Zachwycasz się ogrodami a my też byśmy chcieli się nimi pozachwycać. No a ja to choćby tylko na zdjęciu z chęcią obejrzałabym grzyby. Wieki całe nie widziałam grzybów w lesie. Ciesze się, że wróciłaś, a do tego zadowolona. Hmmm..... krewetki - nie jadam, innych owoców morza też nie .Kiedyś jadałam małże wędzone w oleju. Ale już ich od lat nigdzie nie widziałam.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
...grzyby zbierać ogę jednak kiedy chodzi o jedzenie to tylko w occie (i to te twarde grzyb) lub smażone pieczarki...
OdpowiedzUsuń-- o grzybach już tyle komentarzy napisano... więc ja -ani słowa.... ale jest tu jedna ważna rzecz, może zbyt mało widoczna, ale; żeby taki piknikowy wypad był udany, musi być jeszcze doborowe towarzystwo... bo i napoje podobno smakują w zależności od tego z kim się e spożywa.... // nigdy bym na to nie wpadła, ale właśnie po moim ostatnim wpisie takich mądrych rzeczy się dowiedziałam :)// ...
OdpowiedzUsuń-- pozdrawiam...
Witaj
OdpowiedzUsuńA ja pragnę grzybów, nie mam ani jednego :(
Dobrze, że wyjazd udany, oby do następnego takiego.
Pozdrawiam mile
I Ty doczekasz zbioru...
OdpowiedzUsuńTowarzystwo nasze od lat niezmienne. I doborowe jak najbardziej...
OdpowiedzUsuńWiele tracisz biedaku!
OdpowiedzUsuńJa nie umiem zdjęć obrabiać ani wstawiać. Małża by trzeba uprosić...
OdpowiedzUsuńJest jedno kryterium zasadnicze: trzeba nas znać od jakichś 35 lat. Ale można zostać piernikiem honoris causa!
OdpowiedzUsuńZ pomocą Małża może wstawię?...
OdpowiedzUsuńSprawdzić warto, nam też się zdawało, że grzyba nie uświadczymy.
OdpowiedzUsuńAle fajnie masz! Też bym chciała zbierać grzyby, najlepiej rydze i kanie do zjedzenia z patelni, a także czerwone kozaki i prawdziwki, ale mam mało okazji! Może jednak raz w tym roku mi się uda.
OdpowiedzUsuńRydze i mnie się marzą, całe lata nie spotkałam. Owszem, można czasem kupić, ale to nie honor!
OdpowiedzUsuńMało jest rydzowych miejsc w moich okolicach, ale brat ma letnią chatkę w lesie, gdzie one sobie najzwyczajniej rosną wzdłuż piaszczystej drogi i na trawnikach jego i sąsiadów, więc przez ostatnie dwa lata miałam dostawy, a raz sama tam nazbierałam. Miejsca zdradzić nie mogę!
OdpowiedzUsuńKolega też miał w ogródku wysyp parę lat temu.A dobrych miejsc żaden grzybiarz nie zdradzi, wiadomo!
OdpowiedzUsuń