poniedziałek, 23 września 2013

Ciocia Monika

Wczoraj wieczorem dotarła do nas wiadomość o śmierci cioci Moniki...


Młodsza siostra mojej śp. Teściowej była zakonnicą. Posługę pełniła bardzo daleko od rodzinnych stron, bo aż na Śląsku.


Nie wiem, czy tak było niegdyś w całej Polsce, ale na bardzo religijnych Kaszubach często jedno z licznych dzieci zostawało albo księdzem, albo zakonnicą. Teść też miał siostrę zakonnicę, ale tej nie było mi dane poznać.


Natomiast ciocia Monika (w zakonie siostra Afra!) pojawiała się co jakiś czas na uroczystościach rodzinnych, co roku też w lecie robiła objazd po najbliższej familii.


Dla mnie, której wcześniejsze doświadczenia z zakonnicami były raczej bardzo nieciekawe, ciocia była niczym anioł. Bledziutka, niemal przezroczysta, z niezwykle dobrotliwym uśmiechem na twarzy, sama łagodność i tolerancja! Ciocia dobrze wiedziała, że Małż i ja nie jesteśmy zbyt żarliwymi katolikami. Nigdy jednak nas nie agitowała, nie wypominała, nie straszyła ogniem piekielnym itp. Co jakiś czas wręczała nam jakiś poświęcony w samym Watykanie podarek, ale bez żadnego komentarza...


Na przełomie lipca i sierpnia ciocia doznała wylewu czy  też udaru. I, jak twierdzi Szwagierka, utraciła wolę życia. Nie chciała jeść, podobno wyrywała sobie wenflon itp. Przy tym opiekujące się ciocią siostry twierdziły, że bezgłośnie cały czas bardzo gorliwie się modli...


Sporo członków małżowej rodziny miało rozmaite plany wakacyjne na sierpień, a nawet wrzesień. Między innymi my ten Paryż, a przedtem Piernikalia. Danusia, najbardziej  z ciocią związana, też jakieś plany miała. Byłyśmy w stałym kontakcie telefonicznym. - Zobaczysz! - mówiła Danka - ciocia odejdzie w chwili takiej, by nikomu z nas nie kolidować z ważnymi sprawami! A nawet z tymi mniej ważnymi, a miłymi. Taka już jest...


No i... Rzeczywiście! Wszyscy zdążyliśmy zażyć swoich wakacyjnych przyjemności, ciocia poczekała! Naprawdę, istny  anioł...


Pogrzeb w czwartek w Tychach. Małż zabiera trzy z czterech sióstr i jedzie...


10 komentarzy:

  1. Współlokatorka u mojej teściowej była kobietą która nie powrócila do zakonu który faszyści rozwiązali dawno temu w czasie kiedy byli u wladzy tu na Śląsku. To byla straszliwa intrygantka .Nawet i ja dostawałam od niej jakieś anonimowe listy plotkarskie, brrr. Dobrze że już do zakonu nie powrócila. Są ludzie i ludziska. Twoja ciocia to teraz już prawdziwy anioł. Czść jej pamięci -;)

    OdpowiedzUsuń
  2. ja też całkiem niedawno pożegnałam Ciocię Zakonnicę...tyle, że w zakonie w Lublińcu.
    Współczuję serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Byla Aniolem na ziemi, teraz bedzie w niebie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jaki piękny tekst...
    I jaka cudowna ciocia...

    OdpowiedzUsuń
  5. Zawsze będziecie ją wspominać:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Niewiele z Nią miałam do czynienia, ale na każde wspomnienie się uśmiecham.

    OdpowiedzUsuń
  7. Mało jest podobnie pewnych rzeczy!

    OdpowiedzUsuń
  8. Wiesz, nie czuję bólu. Raczej spokój i taką cichą radość... Nacierpiała się przez te ostatnie miesiące, teraz już to poza Nią.

    OdpowiedzUsuń
  9. Zakonnice też ludzie, nie wszystkie są aniołami...

    OdpowiedzUsuń

Żyję,żyję

 Ale co to za życie... Moje trzydniowe chemie szpitalne, zakończone w kwietniu, nic nie dały. TK wykazało, że to co miało się zmniejszyć, ur...