Kiedy wczoraj zaczęłam Wam polecać wspaniałą wątróbkę mojej przyjaciółki Stasi, zadzwonił telefon. Z wrażenia machinalnie kliknęłam ,,opublikuj'' i pooooszło! Pół przepisu...
A zatem dokończę. Po krótkim przesmażeniu wątróbki na tę samą patelnię wrzucam pokrojoną w kostkę cebulę, paprykę i pieczarki. Na trzy-cztery minutki. Przerzucam całość do garnka, podlewam odrobiną wody i duszę jakiś kwadrans. Doprawiam papryką w proszku, solą, pieprzem itp. Potem dorzucam puszkę rozdrobnionych pomidorów lub 3-4 łyżki koncentratu. Jeszcze kilka chwil i gotowe! Można spożyć z chlebem, ryżem, ziemniakami itp. Jak kto czuje!
***
Zabrałam się dziś za ,,Krzyk dzikiej czajki''. Już po kilkunastu stronach zrozumiałam, że nie ma takiej siły, która by mnie oderwała od lektury. Dobrze, że wczorajszej pomidorówki zostało dobre pół garnka...
Nie wiem, czy coś w pogodzie było, czy w moim nastawieniu dzisiejszym do świata, ale... Zanim dotarłam do końca, zużyłam niemal trzy paczki chusteczek. Chlipałam, szlochałam, łkałam! Bez końca... Skończyłam tuż przed powrotem Małża, zdążyłam nawet się podcharakteryzować. I tak zauważył. - Stało się coś? - Nie... - Ale wyglądasz, jakbyś płakała. - Książkę czytałam tylko. - No tak, normalka! Znów się nawzruszałaś! Oj, kobito...
Nic na to nie poradzę! Ryczę przy książkach , płaczę w kinie, a jak się czasem jakiemu ojczystemu sportowcowi poszczęści, to i przy hymnie oczy zmoczę. Zdarzyło mi się też rozbeczeć przy utworze muzycznym. Najmniej poruszają mnie chyba twory plastyczne - obrazy, rzeźby itp. Ale np. katedra Notre Dame wywołała niemy szloch swoim dostojeństwem...
Gdyby ktoś potrzebował płaczki na zawołanie, chętnie służę! Mam też kilka koleżanek-płaczek...
To witam w klubie! Mam dokładnie to samo. A płacz przy książce uważam za najlepszą jej pochwałę. Ściskam!
OdpowiedzUsuńooo to jest nas więcej. Ja ostatnio film oglądałam i płakałam jak bóbr. Film był przyrodniczy o słoniach i tak się wzruszyłam………..
OdpowiedzUsuńZgago , wątróbkę wielbię i na pewno będę złodziejką przepisu.Domownicy nie znoszą , jednak nie mają często świadomości co do gardzieli wpychają.
OdpowiedzUsuńJedynie ze szpinakiem i z dynią nie mogę wykonać żadnego myku kłamliwego . ( donoszę z obrzydzeniem , ponieważ donoszenie jest obrzydliwe , że szpinak lubię )
Ale, ale i ja mam oczy w pobliżu zbiornika wodnego ....siakaś masakra .Wczoraj ryczałam podczas kolejnej mytej partii filiżanek .Powód był beznadziejny , po prostu kilka osób odeszło z kręgu znajomych.
a teraz skrótowo : G do Z
Jak ja nie znoszę siebie taką całą w łzach zalaną przy lada okazji...(;.
OdpowiedzUsuńDołączam do Klubu Płaczek;) Choć teraz staram się ograniczać bo mam soczewki kontaktowe i boje się, że wypłyną...;)
OdpowiedzUsuńPrzepis na wątróbkę smakowity! Wypróbuję:)
A ja wczoraj zaczęłam Szwajowego "Anioła w Kapeluszu" i dzisiejsza nocka z głowy. Mimo, że Szwaja raczej wesoła kobitka jest, momentami troszkę mi się oczki "spociły". Problemy życiowe rzadko doprowadzają mnie do "upłynniania" się, ale książki i filmy nader często. Nasi na podium też. :)
OdpowiedzUsuńTeż się wzruszam i jestem czasem z tego powodu zły na siebie. A nie powinienem.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Nie powinny wypłynąć - wiem z doświadczenia :)
OdpowiedzUsuńOstatni raz płakałam na disneyowskiej "Królewnie Śnieżce", potem czytając libretto Carmen. No ale wtedy to ja jeszcze nawet do szkoły nie chodziłam.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
P.S.
Przy krojeniu cebuli płaczę, jeśli jej wpierw nie wypłuczę w zimnej wodzie.
Mam oczy w mokrym miejscu:)
OdpowiedzUsuńI ja się szybko wzruszam:)
OdpowiedzUsuńSzczytem był płacz przy oglądaniu bajki o księżniczce!:)
Na swoje usprawiedliwienie mam to, że byłam po czterdziestce iw ciąży z Grześkiem;))
A co tu usprawiedliwiać? Mnie ani ciąża niepotrzebna, ani wiek nie gra roli. Taka natura!
OdpowiedzUsuńJak wiele z nas-kobitek!
OdpowiedzUsuńCebulowe łzy to całkiem insza kategoria...
OdpowiedzUsuńNa pewno?
OdpowiedzUsuńPrawdziwy mężczyzna ma prawo!
OdpowiedzUsuńO, to, to! Realne sprawy mniej poruszają!
OdpowiedzUsuńPolecam!
OdpowiedzUsuńAle to przecież zdrowo! Oczka się przepłucze...
OdpowiedzUsuńZawsze mogę wpaść na szpinak, ale na obecność przy dyni nie licz! Tylko pestki przyswajam!
OdpowiedzUsuńKiedyś w poczekalni u weterynarza słoniowy film leciał. Też się ,,zrosiłam''...
OdpowiedzUsuńFakt! Książka, przy której nie pochlipiesz, niewarta powtórnego przeczytania!
OdpowiedzUsuńTo mnie pocieszylas:-) dzieki!
OdpowiedzUsuń...przepis na wątróbkę zapożyczam....
OdpowiedzUsuńZero łez.
OdpowiedzUsuńZa to - cebula działa piorunująco. Może powinnam te książki cebulą przekładać, żeby nie wyjść na nieczułą francę?
Zgaga wpadaj , zrobię gastronomiczny myk dyniowy specjalnie dla Ciebie
OdpowiedzUsuńwieczorowo G do Z
Myślisz, że paskudy nie rozpoznam? :)
OdpowiedzUsuńNiezła myśl...
OdpowiedzUsuńPrzepis brzmi bardzo apetycznie!
OdpowiedzUsuń