wtorek, 7 stycznia 2014

Półprzepis półgłówka i łzy

Kiedy wczoraj zaczęłam Wam polecać wspaniałą wątróbkę mojej przyjaciółki Stasi, zadzwonił telefon. Z wrażenia machinalnie kliknęłam ,,opublikuj'' i pooooszło! Pół przepisu...


 A zatem dokończę. Po krótkim przesmażeniu wątróbki na tę samą patelnię wrzucam pokrojoną w kostkę cebulę, paprykę i pieczarki. Na trzy-cztery minutki. Przerzucam całość do garnka, podlewam odrobiną wody i duszę jakiś kwadrans. Doprawiam papryką w proszku, solą, pieprzem itp. Potem dorzucam puszkę rozdrobnionych pomidorów lub 3-4 łyżki koncentratu. Jeszcze kilka chwil i gotowe! Można spożyć z chlebem, ryżem, ziemniakami itp. Jak kto czuje!


***


Zabrałam się dziś za ,,Krzyk dzikiej czajki''. Już po kilkunastu stronach zrozumiałam, że nie ma takiej siły, która by mnie oderwała od lektury. Dobrze, że wczorajszej pomidorówki zostało dobre pół garnka...


Nie wiem, czy coś w pogodzie było, czy w moim nastawieniu dzisiejszym do świata, ale... Zanim dotarłam do końca, zużyłam niemal trzy paczki chusteczek. Chlipałam, szlochałam, łkałam! Bez końca... Skończyłam tuż przed powrotem Małża, zdążyłam nawet się podcharakteryzować. I tak zauważył. - Stało się coś? - Nie... - Ale wyglądasz, jakbyś płakała. - Książkę czytałam tylko. - No tak, normalka! Znów się nawzruszałaś! Oj, kobito...


Nic na to nie poradzę! Ryczę przy książkach , płaczę w kinie, a jak się czasem jakiemu ojczystemu sportowcowi poszczęści, to i przy hymnie oczy zmoczę. Zdarzyło mi się też rozbeczeć przy utworze muzycznym. Najmniej poruszają  mnie chyba twory plastyczne - obrazy, rzeźby itp. Ale np. katedra Notre Dame wywołała niemy szloch swoim dostojeństwem...


Gdyby ktoś potrzebował płaczki na zawołanie, chętnie służę! Mam też kilka koleżanek-płaczek...


29 komentarzy:

  1. To witam w klubie! Mam dokładnie to samo. A płacz przy książce uważam za najlepszą jej pochwałę. Ściskam!

    OdpowiedzUsuń
  2. ooo to jest nas więcej. Ja ostatnio film oglądałam i płakałam jak bóbr. Film był przyrodniczy o słoniach i tak się wzruszyłam………..

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgago , wątróbkę wielbię i na pewno będę złodziejką przepisu.Domownicy nie znoszą , jednak nie mają często świadomości co do gardzieli wpychają.
    Jedynie ze szpinakiem i z dynią nie mogę wykonać żadnego myku kłamliwego . ( donoszę z obrzydzeniem , ponieważ donoszenie jest obrzydliwe , że szpinak lubię )
    Ale, ale i ja mam oczy w pobliżu zbiornika wodnego ....siakaś masakra .Wczoraj ryczałam podczas kolejnej mytej partii filiżanek .Powód był beznadziejny , po prostu kilka osób odeszło z kręgu znajomych.

    a teraz skrótowo : G do Z

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak ja nie znoszę siebie taką całą w łzach zalaną przy lada okazji...(;.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dołączam do Klubu Płaczek;) Choć teraz staram się ograniczać bo mam soczewki kontaktowe i boje się, że wypłyną...;)

    Przepis na wątróbkę smakowity! Wypróbuję:)

    OdpowiedzUsuń
  6. A ja wczoraj zaczęłam Szwajowego "Anioła w Kapeluszu" i dzisiejsza nocka z głowy. Mimo, że Szwaja raczej wesoła kobitka jest, momentami troszkę mi się oczki "spociły". Problemy życiowe rzadko doprowadzają mnie do "upłynniania" się, ale książki i filmy nader często. Nasi na podium też. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. ~Antoni Relski8 stycznia 2014 07:11

    Też się wzruszam i jestem czasem z tego powodu zły na siebie. A nie powinienem.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie powinny wypłynąć - wiem z doświadczenia :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ostatni raz płakałam na disneyowskiej "Królewnie Śnieżce", potem czytając libretto Carmen. No ale wtedy to ja jeszcze nawet do szkoły nie chodziłam.
    Miłego, ;)
    P.S.
    Przy krojeniu cebuli płaczę, jeśli jej wpierw nie wypłuczę w zimnej wodzie.

    OdpowiedzUsuń
  10. I ja się szybko wzruszam:)
    Szczytem był płacz przy oglądaniu bajki o księżniczce!:)
    Na swoje usprawiedliwienie mam to, że byłam po czterdziestce iw ciąży z Grześkiem;))

    OdpowiedzUsuń
  11. A co tu usprawiedliwiać? Mnie ani ciąża niepotrzebna, ani wiek nie gra roli. Taka natura!

    OdpowiedzUsuń
  12. Jak wiele z nas-kobitek!

    OdpowiedzUsuń
  13. Cebulowe łzy to całkiem insza kategoria...

    OdpowiedzUsuń
  14. Prawdziwy mężczyzna ma prawo!

    OdpowiedzUsuń
  15. O, to, to! Realne sprawy mniej poruszają!

    OdpowiedzUsuń
  16. Ale to przecież zdrowo! Oczka się przepłucze...

    OdpowiedzUsuń
  17. Zawsze mogę wpaść na szpinak, ale na obecność przy dyni nie licz! Tylko pestki przyswajam!

    OdpowiedzUsuń
  18. Kiedyś w poczekalni u weterynarza słoniowy film leciał. Też się ,,zrosiłam''...

    OdpowiedzUsuń
  19. Fakt! Książka, przy której nie pochlipiesz, niewarta powtórnego przeczytania!

    OdpowiedzUsuń
  20. To mnie pocieszylas:-) dzieki!

    OdpowiedzUsuń
  21. ...przepis na wątróbkę zapożyczam....

    OdpowiedzUsuń
  22. ~matka-dzieciom9 stycznia 2014 06:47

    Zero łez.
    Za to - cebula działa piorunująco. Może powinnam te książki cebulą przekładać, żeby nie wyjść na nieczułą francę?

    OdpowiedzUsuń
  23. Zgaga wpadaj , zrobię gastronomiczny myk dyniowy specjalnie dla Ciebie

    wieczorowo G do Z

    OdpowiedzUsuń
  24. Myślisz, że paskudy nie rozpoznam? :)

    OdpowiedzUsuń
  25. Przepis brzmi bardzo apetycznie!

    OdpowiedzUsuń

Żyję,żyję

 Ale co to za życie... Moje trzydniowe chemie szpitalne, zakończone w kwietniu, nic nie dały. TK wykazało, że to co miało się zmniejszyć, ur...