niedziela, 19 stycznia 2014

Rzecz o nieumiarkowaniach

Podobno mamy klimat umiarkowany. Podobno... Śniegu w piątek napadało faktycznie umiarkowanie, tak z dziesięć centymetrów. Ale po co zaraz do tego mrozy nieumiarkowane? Bo dla mnie do przyjęcia jest między minus jeden a minus pięć. A tu zaraz prawie 9! I wschodni wiatr do towarzystwa...


***


Budzą się we mnie z wiekiem jakieś niepokojące postawy obywatelskie. Zaczynam się przejmować współmieszkańcami dokonującymi wykroczeń. Wczoraj sąsiad zza rzeki przez kilka godzin palił na podwórku jakieś paskudztwa. Ogień buchał wysoko, a czarny dym stopniowo zasnuwał okolicę. Opony, plastiki? Czort wie, co to było, na pewno nic dobrego z punktu widzenia ekologii!


Dziś z kolei po śniadaniu wyszłam na moment na taras. I co widzę? Skoro spadł już śnieg, to przecież musowo trzeba kulig za samochodem dzieciskom zorganizować. Zgoda! Droga mało uczęszczana, ale jednak! I zawsze może się zdarzyć, że akurat coś szybkiego się zjawi. Tyle wypadków podobnych rok w rok, a dorośli dalej durni...


A w mojej duszy walka. Czy w podobnych przypadkach udawać, że się nie widzi, nie słyszy? Czy może jednak wszczynać alarm? W przypadku palenia ,,świństw'' można by zawiadomić sołtysa. Ale jak znam J., na pewno by źródło informacji ujawnił. Bo w zażyłych stosunkach z winowajcami. Co gorsza, i dla mnie to nie są anonimowi ludzie... Do tego należy wziąć pod uwagę, że zachowania nieekologiczne są jeszcze wciąż na wsi uważane za absolutną normę. A i samemu sołtysowi daleko do filozofii Zielonych!


***


Po dwóch latach mieszkania w mieście zauważyłam, jak wciąż sporo różnic dzieli małe i duże miejscowości. Mimo niemal pełnego zrównania cywilizacyjno-technicznego.


Choćby sprawa psów. Na wsi biegające luzem czworonogi nie są niczym dziwnym. Chyba, że jakiś olbrzym psi się pojawi i strach wywołuje. Że czworonogi hałasują jak doba długa, to też norma. W końcu po to na wsi pies, by szczekał. W mieście to już insza inszość.


Moja kołobrzeska Halinka w poprzednim miejscu zamieszkania była nieustannie nękana przez sąsiadów za to, że gdy ona była w pracy, pies podobno skomlił i wył. Co dwa trzy dni na klatce pojawiały się karteczki z ,,wytykami''.


Dziś Asia nam opowiadała, że w jej wieżowcu mieszka pani posiadająca wyżła z nieobciętym ogonem. Otóż ten ogon stanowi kanwę konfliktu właścicielki z sąsiadem. Albowiem podobno pies wychodząc z panią na poranny spacer, wali ogonem w drzwi sąsiada i budzi go przedwcześnie ze snu! Każdy posiadacz psa wie, że pupil (może poza mopsem lub nadmiernie spasionym jamnikiem) w drodze na spacer nie kroczy, lecz pędzi! Ledwo można za nim nadążyć. Ile razy może w tym biegu uderzyć o sąsiednie drzwi?!


***


Wracam po dygresji do moich lokalnych ,,baranów''. Tych od kuligów. Co tu w podobnym przypadku robić? Naprawdę nie mam pojęcia! Na pewno ani nie dogonię, by do rozumu przemówić, ani policji nie wezwę, bo zanim się zjawią, będzie po wszystkim. Poza tym jakoś hadko być kapusiem, choć może i sprawa słuszna. No, nie wiem... Jakieś apele przez szkołę, proboszczów, gminę może?



14 komentarzy:

  1. Sama mam psa i kota ale kilkugodzinnego wycia wilczura sąsiadów doświadczałam osobiście. Akurat urodziłam swoje córki jak sąsiadka swojego syna posłała do przedszkola i poszła do pracy. Oni wychodzili a Ares zaczynał wycie i wył przez tyle godzin ile ich nie było czyli średnio 9 a że ich mieszkanie przylegało do mojego to w żaden sposob nie mogłam sie schować. Jak pies wyje przez chwilę to mozna to zrozumiec ale jak wyje przez tyle godzin 5 dni w tygodniu to już oszaleć można.Ja awantur nie robiłam tylko zaprosiłam do siebie. W pewną sobotę sąsiadka zamiast wyjść niby do pracy przyszła do mnie .Ares został w domu sam. Po trzech godzinach ze łzami w oczach mnie przepraszała bo nie zdawała sobie sprawy a nawet posądzała mnie o złosliwość i była pełna podziwu że ja tak spokojnie reagowałam bo ,jak sama stwierdziła ,ona by awantury robila non stop. Problem oczywiscie nie rozwiązał się od razu i musieli poszukać pomocy u tresera psów ale z czasem Ares wycia zaniechał .Ale wiem jak to szarpie nerwy . Ja miałam szczęscie że sąsiadka dała się namówic na ten eksperyment i na własnej skórze doświadczyć tęsknoty swojego psa .

    OdpowiedzUsuń
  2. Mimo wszystko wolę mieszkać w dużym mieście.Nie wyrobiłabym w grajdołku.U nas psów niczym grzybów w lesie i wyjące z tęsknoty też się trafiają. Gdy właściciel to olewa to się nasyła "animalsów", którzy wraz z policją uwalniają psa i zabierają. Podobno wykupienie jest dość kosztowne. U nas to ostatnio nawet psie kupy ludziska grzecznie sprzątają - każdy podąża za pupilem z torebką i łopatką. Ci, co robili to od samego początku systematycznie i głośno pouczali tych, co nie sprzątali- jednak w końcu poskutkowało.Sąsiad palący śmiecie - jeśli go znasz, zwróć mu uwagę w formie zdziwienia,ze taki miły a tak głupio robi. Można poza tym przywiesić w kilku miejscach ulotkę własnej produkcji o niestosowności takiego postępowania . Oczywiście anonimowo.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Tego palenia naprawdę nie rozumiem. Ile mam plastików tyle mogę wystawić bez problemu.
    Jednak w niektórych tkwi jeszcze jakiś atawizm.Rzeczywiście.
    Co zaś się tyczy kuligowej głupoty to jest ona silniejsza od rozumu.
    Pewnie trzeba by za kapusia robić.

    OdpowiedzUsuń
  4. Przez proboszcza i szkołę bym próbowała. Bo chyba większa pewność zachowania anonimowości, zwłaszcza, że w takich małych mieścinach rzadko co udaje się zachować w tajemnicy.
    I zazdroszczę tej zimy. Tak, zazdroszczę. Ferie się zaczęły a na dworze jakieś +3 i do tego cały dzień lało jak z cebra... Podobno pojutrze ma spaść śnieg i u nas. Podobno...
    Pozdrawiam z całego serca.

    OdpowiedzUsuń
  5. w szkole, przez dzieci, tylko nie jednorazowo, akcja musi być

    OdpowiedzUsuń
  6. wczoraj interweniowałam w sprawie psa sąsiadki..zostawionego na tej cholernej piździawie na cały boży dzień na dworze..Maman zaniosła ciepłe jedzenie, a my poszukaliśmy sąsiadki...była u syna, na szczęście mieliśmy telefon..ale awantura wisiała na włosku, szczególnie wkurzyła się Maman..

    u nas się utarło,że poinformowanie pewnych służb, to donos..a to czasami o bezpieczeństwo chodzi!!!!
    ale czasami strach..że kota otrują, dziecku przyłożą...eh..

    a w miastach bywa różnie, Pola walczy o zamykanie drzwi w bloku, bo przez płot włazi (osiedle otoczone) bezdomny i załatwia się na klatce..wszyscy narzekają, a nikt drzwi nie zamyka!!!!

    a z kolei my na naszej ulicy doprowadziliśmy do wywalenia z wynajmowanego pokoju idioty, który w ramach rozrywki potrącał koty i psy na osiedlowej bądź co bądź ulicy, bo miał fantazję gnać ile fabryka dała....wywalenie gostka trwało..jeden dzień. się sąsiedzi wkurzyli i tyle.

    kuligi też były, co prawda po osiedlowych uliczkach,ale ja swoich nie puściłam, chociaż marudziły,a koledze organizatorowi poradziłam walnięcie się w czółko..zmądrzał dopiero wtedy, kiedy mu własne dziecko wypadło na zakręcie i się potłukło..

    OdpowiedzUsuń
  7. Nasza Era kocha zimę, z trudem ją ściągam z tarasu co godzinę na kolejną w mieszkaniu. Potem stoi pod drzwiami i marudzi znów... Mimo to nadal linieje straszliwie!

    OdpowiedzUsuń
  8. Muszę panią dyrektor uczulić!

    OdpowiedzUsuń
  9. Doczekasz się i Ty! Jeszcze zatęsknisz za plusową temperaturą...

    OdpowiedzUsuń
  10. Dojrzewam do tej roli...

    OdpowiedzUsuń
  11. Dzięki za propozycje!

    OdpowiedzUsuń
  12. Doskonały pomysł! Zaprosić, niech posłucha.

    OdpowiedzUsuń
  13. Obawiam się, Zgago, że na głupotę ludzką, na brak wyobraźni, najczęściej nie ma rady, choć delikatnie można by spróbować ...
    wezwać straż pożarną :-) (po tym przeprosić gospodarza, że w obawie o jego życie ta pokusa wystukania 112, boć pewna byłaś, że przynajmniej na najbliższej ścieżce do zaczadzenia jest on i cały inwentarz ludzko-zwierzęcy... a samochodowemu kuligowi po stokroć powiedzieć "nie", gdyz to dla prawdziwego, końskiego kuligu, ten automobilowy to zniewaga a zgorszenie obyczaju... nadto nie na drodze miejsko-wiejskiej miłość taką się uprawia, lecz na polanie, na leśnym dukcie jej miejsce
    pozdrawiam
    :-)

    OdpowiedzUsuń
  14. Wszystko przez to, że u nas ani lasu, ani koni nie uświadczysz...

    OdpowiedzUsuń

Żyję,żyję

 Ale co to za życie... Moje trzydniowe chemie szpitalne, zakończone w kwietniu, nic nie dały. TK wykazało, że to co miało się zmniejszyć, ur...