piątek, 14 marca 2014

W kolektywie

Ile radości może dać tak prozaiczna czynność, jak pieczenie ciastek w grupie!


W zasadzie miałam się  udać do gościnnego domu mojej byłej uczennicy, Kasi, celem pobrania ze mnie miary na strój ludowy. Rano zadzwoniła Iza z komunikatem: - Słuchaj! Stroju na razie nie będzie, albowiem myszy zjadły materiał! Ale przyjdź, przydasz się, bo musimy wypróbować ciastka na przyszłą sobotę...


Zapasy sukna, leżakujące w worku na strychu u Moni, rzeczywiście zostały zaatakowane przez gryzonie. Gdybym była drobną siedmiolatką, może dałoby się jeszcze coś sklecić. Ale żem ani drobna, ani malutka... Ha, trudno!


Nic to! Nie dziś, to za miesiąc się oblekę w Żuławiankę-Grabiniankę. Tymczasem z ogromną przyjemnością wzięłam udział w wypiekaniu. W ramach kontynuowania starych tradycji robiłyśmy ciastka kręcone przez maszynkę, klasyczny standard i evergreen.


Dwie kule mocno schłodzonego ciasta, według dwóch konkurencyjnych receptur, spoczywały w lodówce. Maszynka do mięsa mocno wiekowa, z wyraźnym piętnem czasu. Wypiek odbywał się w tzw. ,,ruskiej mikrofali'', czyli takim przenośnym piekarniku, mieszczącym jednocześnie dwie blachy. Wybór urządzenia nieprzypadkowy, albowiem w przyszłą sobotę mamy prezentować produkcję ,,na oczach'' gości sesji naukowej.


Kolejne porcje ciasteczek (w sumie około dwustu sztuk) ozdabiałyśmy dodatkowo a to trzcinowym cukrem, a to cynamonem, a to znów sezamem. W ,,rozumie'' jeszcze inne pomysły, z dodatkami, których akurat nie było pod ręką, ale na 22 marca się zakupi.


Oczywiście w trakcie produkcji pogaduszki rozmaite, wspomnienia z asystowania babciom przy podobnych czynnościach itp. I koncepcje dotyczące sposobu podania ciasteczek znakomitym gościom. Jakie obrusy, serwetki, dodatki? W czym podać herbatkę, z sokiem czy konfiturami? Itp. itd... W końcu każdy szczegół ważny! To  jeden z największych atutów naszego KGW, dbałość o detale i dobry gust...


Dokładam i ja swoją cegiełkę do owego ,,dopieszczenia''. W tym celu jednak muszę udać się do gdyńskiego mieszkania, gdzie nieopatrznie zostawiłam kilka drobiazgów. Już uzgodniłam wizytę na jutro. Przy okazji z piwnicy zabiorę ubiegłoroczne przetwory, których sporo tam zostało! Mniam, mniam, ogóreczki z curry... I mus morelowo-nektarynkowy...


Ale najpierw rano fryzjer. Bo już zarosłam nadmiernie...



8 komentarzy:

  1. Ależ miło spędzony czas:)

    Nie dobre te myszy, oj nie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Z makiem! koniecznie z makiem ciastka przez maszynkę!
    O jak mi się zachciało a tu ani maszynki ani przystawki do ciasteczek...

    OdpowiedzUsuń
  3. -- jeju... my nie tak dawno przeżywałyśmy podobne emocje... dziewczyny wciągnęły mnie w taki pokaz pod hasłem... warzywa i owoce w naszej kuchni... same przepisy to pikuś, tylko ten wystrój stołu... biały obrus, biały tiul, zielone i żółte serwetki i koszyk wiosennych kwiatków ... no pierwszego miejsca nie miałyśmy, ale za to zostałyśmy , gwiazdami" lokalnych gazet.... ogólnie to fajnie jest wyjść do ludzi nie ma wtedy czasu na użalanie się nad sobą....
    -- pozdrawiam... a takie ciasteczka pamiętam, tylko już maszynki nie mam... chyba trochę żal...

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja też niestety wyrzuciłam, gdy nabyliśmy maszynkę na prąd... Oj, durny człowiek czasem...

    OdpowiedzUsuń
  5. Też proponowałam mak. A nowoczesność, jak widać, czasem bokiem wyjść potrafi!:)

    OdpowiedzUsuń
  6. No, niedobre! Pozbawiły mnie takiej atrakcji!

    OdpowiedzUsuń
  7. ~Klarka Mrozek15 marca 2014 15:57

    teraz to się szumnie nazywa "warsztaty" ;)
    uwielbiam robić pierogi czy ciastka z siostrą czy z synową, nagadamy się, naśmiejemy i nie wiadomo kiedy samo się upiecze, a jakie dobre!

    OdpowiedzUsuń
  8. Kolektywnie zazwyczaj produkowałam pączki i pierogi. Jak nie z dzieckami, to koleżanki wiedźmy się zlatywały...

    OdpowiedzUsuń

Żyję,żyję

 Ale co to za życie... Moje trzydniowe chemie szpitalne, zakończone w kwietniu, nic nie dały. TK wykazało, że to co miało się zmniejszyć, ur...