Kochani! Ale wyczyn!
Po trzydziestu trzech latach życia w grajdołku przedsięwzięliśmy dziś wielką wyprawę w celu zdobycia Korony Żuław Gdańskich. Cel oddalony był o mniej więcej dwa kilometry. Droga niełatwa. Wiodła bowiem początkowo ubitym traktem, by potem poprowadzić nas przez łany kwitnącego rzepaku i pole pszenicy.
Tratowaliśmy bezlitośnie uprawy, jednak przyświecał nam szczytny cel! Odważnie, ale i mozolnie pokonywaliśmy drogę pod górę. Różnica wysokości od startu spod domu do mety bowiem nie byle jaka - ponad OSIEM metrów!
Zziajani stanęliśmy na ,,szczycie'', by podziwiać rozległą panoramę wokół. Z dziką satysfakcją w sercach... Oto zdobyliśmy najwyższe wzniesienie naszej małej ojczyzny! Według różnych źródeł od jedenastu do niemal czternastu metrów nad poziomem morza!
***
Wyprawę ,,górską'' poprzedziło bardzo owocne przedpołudnie. Udało się załatwić nowe tablice i tymczasowy dowód rejestracyjny (te dwie sprawy w Pruszczu), zmianę w dowodzie ubezpieczenia auta (w Starogardzie), metrykę ślubu Sister, wizytę u ciotki i lustrację tatowego ogródka (w Gdyni).
Tatowy ogródek w całkiem niezłej kondycji. Oczywiście trawa domaga się skoszenia, ale poza tym wszystko bujnie rośnie i wygląda nie najgorzej. A cztery posadzone rok temu hortensje takie dorodne, że aż mi żal, iż nie u mnie będą kwitnąć...
U pani Marzenki odebrałam ostatnie cztery kryminałki. Zapowiedziałam, że jeszcze się co jakiś czas pojawię czysto towarzysko, ale z powodu ,,Zygusia'' książek już mi nie należy odkładać.
***
Rano mam nadzieję zadziwować pana stolarza, który zawita dokonać pomiarów meblowych. Będę albowiem paradować przed nim w stroju ludowym! Ciekawe, co sobie chłop pomyśli?...
A jeszcze bardziej mnie ciekawi, jak on będzie mierzył to i owo, bo w najbardziej strategicznych punktach akurat jest niezwykle ciasno, a pan jest postury raczej słusznej... I wzdłuż, i wszerz. Ciekawe, panowie stolarze wykonujący nam szafę w Gdyni też byli ,,obszerni'' i wysocy ponad miarę. Siostrzeniec Taty, którego produkty stoją w gdyńskim mieszkaniu od niemal 30 lat, również nie ułomek. Czy to cecha przyrodzona zawodu?... Znam jednego fachowca z tej branży bardzo mikrej postury. Jest nim mąż jednej z moich byłych uczennic. Może to jednak tylko wyjątek potwierdzający regułę?...
Przecież Ty jesteś Niesamowita :)))
OdpowiedzUsuńCzytam nałogowo wszystko, gorzej z pisaniem.
OdpowiedzUsuńGratuluję lekkiego pióra i wytrwałości w prowadzeniu bloga.
Uchyl proszę rąbka tajemnicy jak i gdzie nabywasz strawę dla Zygusia?
Pozdrawiam serdecznie z poznanskiego.
Krystyna
Kolezanka z racji uprawianego ongis zawodu , pochłaniaczka książek
No nieźle.
OdpowiedzUsuńŻadna korona na mnie by wrażenia nie zrobiła, ale te złote łany rzepaku i pszenicy po drodze to jakoś tak mi wytrąciły berło pewności w tej kwestii ;)
(Zawsze chciałam mieć taką klasyczną gdańską szafę... ale tylko robioną przez anorektyka ;)
oni mają takie sprytne laserowe metróweczki
OdpowiedzUsuńA tablicę jaką dla upamiętnienia tego wyczynu żeście wmurowali?:)
OdpowiedzUsuńKłaniam nisko:)
Ot, pomyślunku nie stało!
OdpowiedzUsuńTo teraz rozumiem, co pan wyczyniał za czary...
OdpowiedzUsuńGdańskie szafy są piękne, ale w muzeach. W pokoju o powierzchni 11 metrów niekoniecznie...
OdpowiedzUsuńStrawa pod adresem ebooks4me. Smacznego!
OdpowiedzUsuńPrzed tą 60-tką trzeba było jeszcze jakieś ,,szaleństwo'' popełnić, nie?
OdpowiedzUsuń14 metrów!- to prawie "Mały Gerlach". Na 70 urodzinki zapraszam Cię na Gubałówkę. :)))
OdpowiedzUsuńGratuluję wyczynu! Może ten stolarz jest wygimnastykowany, więc da radę wszystko wymierzyć:)))
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Chyba jest, bo się zmieścił!:)
OdpowiedzUsuńNa 70-tkę to ja się wespnę wyżej!
OdpowiedzUsuńBędę dzielnie kibicowała :)))
OdpowiedzUsuń