czwartek, 8 maja 2014

Czar podróży pekaesem

Umówiłam się na dziś z Sister do notariusza. Miejsce ,,zbiórki'' - peron kolejki skm Gdynia Wzgórze św. Maksymilina, godzina - 12.45.


Mój sposób dotarcia do celu dwuetapowy. Najpierw z grajdołka pekaes, potem kolejka. Autobus powinien być o 11.18. Kolejka kwadrans po dwunastej. Tak być powinno, ale...


Na przystanku grajdołkowym się dowiedziałam, że autobus jeździ od pewnego czasu o prawie dwadzieścia minut później, bo zajeżdża dodatkowo do dwóch wsi. OK, trudno. Zadzwoniłam do Basi z informacją, że przybędę następną kolejką, więc spotkamy się punkt trzynasta.


Czekam, czekam, czekam... Autobusu ani widu, ani słychu. Zaczynam się z lekka pienić, bo w końcu notariusz ,,na zicher'' umówiony... W końcu jedzie, spóźniony o jakieś piętnaście minut. Dlaczego? Kataklizmów na drodze nie ma, zasp też nie! Ale coś jest...


Okazuje się, że za kierownicą ,,świeżak''. A obok wytrawny znawca szkolący debiutanta. Zasypujący nowego gradem informacji. ,,Nowy'' kompletnie nie radzi sobie ze sprzedażą biletów. A tu jak na złość wciąż wsiadają kolejni podróżni, co na ogół się podczas tego kursu nie zdarza.


W Pruszczu wsiada trzech młodych ludzi, każdy dzierży w dłoni butelkę piwa. Kierowca mozolnie wykonuje zadanie pt. sprzedaż trzech biletów naraz. Ja zamieniam się w kłębek nerwów!


Mało tego! Na wysokości Gdańska-Oruni jeden z trzech młodzianów podchodzi do kierowcy i pyta o najbliższy przystanek, bo... - Panie kochany, tak mi się chce siku, że za nic nie dojadę!


Uprzejmy debiutant wysadza pasażera ,,za potrzebą''. Ten chowa się za najbliższy krzaczek i... Sika, sika, sika, sika,sika... A ja zaczynam bluzgać pod nosem, bo wizja odjeżdżającej kolejki  o 12.30. realnieje w oczach!


Wreszcie pasażer wraca. Cała trójka wyraża bezgraniczną wdzięczność wobec kierowcy, z którym ,,i do Krakowa by można, gdy taki uprzejmy''... Jasne, tylko z jakim opóźnieniem?


Co chwila sprawdzam w komórce, która godzina. Z tego wszystkiego i mnie się zachciewa do toalety. No, niestety! Albo zdążę na pociąg, albo do kibelka. Wybieram opcję numer 1!...


Ledwo-ledwo zdążam. Gdynia wita mnie ulewą szaloną. Ale co tam, ważne, że jestem na czas!


***


Pan notariusz rzeczowy i miły bardzo. Po nim wizyta u cioci Ireny. Basia zakupiła piękny bukiet, który, ku naszemu zadziwieniu, okazał się urodzinowo-rocznicowym! Nie miałyśmy pojęcia, że właśnie dziś ciocia kończy 80 lat! W życiu na tyle nie wygląda... Duchem taka młoda!

12 komentarzy:

  1. ...u nas zazwyczaj autobusy spóźniają się gdyż jadą pod wiatr. Innego wytłumaczenia nie widzę jak pogoda ładna, zero zasp i utrudnień na drodze. Pozdrawiam...

    OdpowiedzUsuń
  2. PKSem dawno nie jechałam, ale jak czytam to nic nie straciła i Bareja wciąż żywy...

    OdpowiedzUsuń
  3. hihi ale uczynny ten nowo upieczony kierowca autobusu..bo po tylu piwach potrzeba przecież wielka była...

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wracam do Polski bo mam pęcherz słaby ...

    OdpowiedzUsuń
  5. A ja z tym słabym jednak daję radę!

    OdpowiedzUsuń
  6. Prawda? Jaka męska solidarność!

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak Lenin! Choć tu by się pan Bareja pewnie obraził za porównanie...:)

    OdpowiedzUsuń
  8. A wiatry ciągle...:)

    OdpowiedzUsuń
  9. ~Klarka Mrozek10 maja 2014 01:07

    miałam nadzieję, że kierowca zatrzaśnie drzwi i zostawi tego obszczymurka. Gdzie to tak lać jak zwierzęta!

    OdpowiedzUsuń
  10. Jako że my prawie sąsiady, to Cię muszę uszczypnąć w zadek. Jak Ty mając PKS-a o 11.18 śmiesz się umawiać na Wzgórzu Nowotki na 12.45? toć to wiadomo, że się spóźnisz. No cóż... może taka kobieca uroda...

    Chłopakom się nie dziw. Sama byś zdążyła piwo wypić, nim rzeczony PKS nadjechał. ;-)))))))))))))

    OdpowiedzUsuń
  11. A widzisz? Jaka lojalność wobec pasażera w potrzebie?...:)

    OdpowiedzUsuń
  12. Szczypa w zadek na klatę przyjmuję z pokorą!:)

    OdpowiedzUsuń

Żyję,żyję

 Ale co to za życie... Moje trzydniowe chemie szpitalne, zakończone w kwietniu, nic nie dały. TK wykazało, że to co miało się zmniejszyć, ur...