To był chyba najtrudniejszy etap remontu. Najpierw wynieść te tysiące, potem wprowadzić z powrotem! Tak czy owak ten moment już za nami!
Półki różnych rozmiarów, więc co książka, to decyzja! Najłatwiej poszło z małoformatowymi kryminałkami starodawnymi, nawet w trzy rzędy można było ułożyć. Za to potem? Co pozycja, to dopasowywanie wzrostem do półeczki. Sama fantastyka występuje w co najmniej czterech formatach. Podzieliłam nową bibliotekę na część żeńską i męską. Po prawej małżowe, po lewej moje. Trzymałam się tego podziału do jakichś 80-ciu procent wypełnienia. Potem się jednak okazało, że moich mniej, pawłowych więcej... Więc końcówka to już był istny misz-masz!
Zaparłam się definitywnie przy najniższej półce z mojej strony. Przeznaczonej li i jedynie na kulinaria. Nie dopuściłam tu absolutnie żadnego ,,intruza''!
Największe pozycje musieliśmy położyć poziomo, albowiem ponadwymiarowe się okazały stanowczo. Choćby taka ,,Lilla Weneda'' ogromniasta, moja nagroda sprzed wieków za coś tam... Półmetrowa prawie. Zostało natomiast jeszcze troszkę luzu na dwóch półkach pod miniaturki i dwóch na książki średnio wysokie.
Tak czy siak przyznać muszę, że nigdy dotąd nie mieliśmy tak porządnie ułożonego księgozbioru. Biblioteka prezentuje się bardzo ,,dostojnie''! Jak u jakichś arystokratów sprzed wieków niemal. Niemal, bo nasze woluminy nieoprawne w skóry, niestety... :)
W sumie fajnie było sobie przypomnieć przy okazji remontu, co posiadamy. Na pewno chętnie zajrzę po raz kolejny do niektórych pozycji, o których zapomniałam na amen! Za to znów nie sposób spamiętać, co gdzie położone... Gdyby przyszło znaleźć konkretny tytuł? Plus-minus owszem, ale nie co do joty! Wiem, skatalogować powinnam! Ale ta czynność mnie brzydzi bezbrzeżnie... Po latach bibliotekowania w szkole! Uraz posiadam...
***
Jeszcze takie drobiazgi niezbędne - nowa lampa, nieduży dywanik na podłogę, jakieś obrazki na ścianę nad łóżkiem, może kilka pudełek z Ikei na małżowe skarby... Ważne, że już firanki zawieszone, więc jest ,,po domowemu''! I tak jasno jakoś... Nie mogę przywyknąć. Aż oczy bolą...
...jak już książki ułożone to po remoncie. Pracowałem w księgarni i znam Twój ból z układaniem księgozbioru...
OdpowiedzUsuńA dwieście tomów w czytniku e-booków jedną ręka przekładasz na dowolne wybrane miejsce
OdpowiedzUsuń...ebook a książka t co innego, to inne doznania...
OdpowiedzUsuńto jest dość przerażające, ale ja układam książki kolorami, trafia się, że obok biblii jest wielka księga czarów.
OdpowiedzUsuńRozumiem, miałam osobiście do czynienia z biblioteką szkolną przez parę lat i ze zjawiskiem pt. scontrum.
OdpowiedzUsuńAle to nie jest powód do satysfakcji szczególny, prawda?
OdpowiedzUsuńZdarza się! Ja się poddałam w pewnym momencie, zrezygnowałam z układu tematycznego i potem był już totalny misz-masz...
OdpowiedzUsuńno ja jak sobie pomysle ze raz ,dwa do roku moj ksiegozbior trzeba porzadnie odkurzyc to mnie trzesie, remonty maja to do siebie ze sie od razu robi porzadek i male co nieco wyrzuca i to jest ta dobra strona :)
OdpowiedzUsuńNie układam książek - układają się same. To znaczy przy ich używaniu, czytaniu, przekładaniu biblioteczka ułożyła się sama:)
OdpowiedzUsuń