Małżu mój ślubny od 37 lat! Uwielbiam Cię i kocham nad życie, ale czasem mnie wku..asz...
***
Panowie monterzy mebli przybyli ,,tri pried czasom'' i uwinęli się w niecałe cztery godziny. Posprzątali ślicznie po sobie, uiściłam co należało i zaczęłam się rozkoszować. No, cudnie! Bajka po prostu!
Szafa wielka, pojemna, i, co najważniejsze, skracająca optycznie pokój-kiszkę. Biblioteka - marzenie! Bieliźniarka ogromna, wreszcie nie będę pościeli kolanem dopychać...
***
Mega-zachwyt zaczął mi przechodzić gdzieś po dziewiętnastej. - A gdzie ja powieszę moje kable? - usłyszałam pytanie z ust umiłowanych. - Kochanie, ja tego kłębowiska ,,węży'' mam nadzieję już nigdy nie oglądać! - odrzekłam. - Ale one są niezbędne! Wciąż przecież z nich korzystam...
Nie śledzę małżowych poczynań non-stop. Jednak przez ostatnie lata nie zauważyłam, by na co dzień w kłębowisko ingerowano regularnie. Wisiało to na rogu jednej części segmentu (circa ze 40 sztuk!) i tylko mnie straszyło...
- Kotku! Bierzesz dwie szafki stare do piwnicy. Powieś tam swoje ,,skarby'', ale nie zohydzaj mi obecnego dizajnu, proszę! - zajęczałam. - Nie będę latał co chwilę do piwnicy, nie rozumiesz?
Nie rozumiem, ale przecież jestem ,,tylko'' kobietą... Podobnie nie pojmuję, dlaczego przy dokładnym omawianiu z panem stolarzem detali, nie można było zgłosić pewnych sugestii.
- A gdzie ja mam podziać moje różne przybory? Do golenia? Do fotografowania? Do wycieczek rowerowych? Przedtem były półki i szuflady, a teraz? - rozindyczał się stopniowo Małż. - Oj tam, oj tam! Wszystko się pomieści, trzeba tylko pomyśleć! - odpowiadałam jeszcze spokojnie, ale już pierwsze oznaki wku..a się pomału tliły we wnętrzu.
Na końcu się okazał jeszcze jeden ,,ogromny'' problem. - A gdzie ja mam ustawić naszą stację meteo? - zapytnął nagle pan K. - Meble pod sam sufit, nigdzie miejsca nie ma... - Przenieśmy ją do większego pokoju. Tam są półeczki! I parapet większy. - No, ewentualnie można... - usłyszałam.
***
W tej chwili łóżko całe zawalone małżowym dobytkiem wszelakim. Tego nie odda, tamtego żal... I gdzie to wszystko podziać? Ba, żebym to ja wiedziała!
***
Najważniejsze, że ciemnogranatowa ,,jaskinia'' wreszcie odeszła w niebyt! Ściany jasne, seledynowe, podłoga i meble jaśniutkie takoż. Jeszcze trzeba wymienić lampę, bo nie współgra, nabyć jakiś nieduży prostokątny dywanik i pozbyć się kilku małżowskich ,,przydasiów''. Łatwo nie będzie, ale od czego babska dyplomacja? Dam radę!
***
Absolutny klar musi nastąpić do soboty, bo wtedy wiedźmy na lustrację przybędą. A muszą zobaczyć obraz idealny!
to musiało nie wyglądać najlepiej - takie kable jak w garażu, mnie by to przeszkadzało.
OdpowiedzUsuńMąż zajmuje jeden pokój i ja mu się tam nie wtrącam, choć zaglądam tam raz w tygodniu lub rzadziej, bo sterty "przydasi" doprowadzały mnie do szału
Oj, jak mi się marzą jakieś szafy i regały! Jak już się uporasz, to wrzuć fotkę, nie bądź taka.
OdpowiedzUsuńEhhh, Ci faceci;)
OdpowiedzUsuńTeż jestem ciekawa nowego wyglądu pokoju, a zapowiada się ciekawie więc o zdjęcie też się upraszam:)
Zgaguś,przeżywałam to wszystko rok temu, do tego kupiłam meble ładne, ale jak to teraz- piekielnie płytkie.Narzędzia mężowskie, te, które muszą być w domu są w szafce wiszącej, która wisi w WC, reszta wyleciała do piwnicy.Pierwszą redukcję "majątku" przeprowadziłam w trakcie wybebeszanie mebli, drugą, bardziej bolesną, w trakcie chowania wszystkiego do nowych mebli.Redukcje dotknęły zwłaszcza mnie, bo to z mojego pokoju wyleciały pojemne meble. Poza tym- wiesz przecież, że faceci to inny gatunek biologiczny. Kable- powieś w dużym pokoju na żyrandolu, żeby mu uprzytomnić, że nie są dekoracją. Samo tłumaczenie to niepotrzebne strzępienie organu mowy.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
na szczęście mam garaż...a tam bałagan- nie mój- pełen przydasiów...
OdpowiedzUsuńale wkurw mną targa,jak przydasie przychodzą do sralonu...
o kablach litościwie nie powiem nic.
łączę się w bólu!
Nie pokazuj tego mężowi !!!!!!!
OdpowiedzUsuńJeżeli już muszą być kable "na podorędziu" i koniecznie w pokoju, to proponuję przewiesić je przez wieszak na spodnie (ten z drążkiem) a potem wszystko wpakować w ochraniacz na ubrania, najlepiej krótki jak na marynarki
taki co to się w nim nie kurzy, i zawiesić w środku w szafie.Nie widać,kable są "w zasięgu", tylko trzeba pilnować, aby nie wygoniły ubrań.
Pozdrawiam
łączę sie w bólu kablowym. Myślałam że tylko Szanowny mój tak ma ale widzę że nie jestem jedyna. Co oni mają z tymi kablami?????? To chyba jakies uzależnienie jest. Ja mam w domu taka ich ilość różnych, różnistych wszystkie niezbędne oczywiście, że ziemię wzdłuż równika można by omotać . No i najlepiej jakby były na wierzchu . Teoretycznie są , poza tymi których braku, mimo że były "strasznie potrzebne" Szanowny jakos nie zauważył i leżą sobie spokojnie w kartonie w pawlaczy. Od kilku lat z resztą.
OdpowiedzUsuńZgago,
OdpowiedzUsuńZadowolona jesteś z mebli i panów stolarzy? Może uda Ci się wrzucić parę fotek?
Widzę, że problem z mężowskimi przydasiami jest powszechny. Lata leżą, a jak wyrzucę natychmiast są potrzebne. Też myślałam, że jak już mamy garaż, to bałagan zniknie z werandy, ale on się rozmnożył i spokojnie rezyduje w 2 miejscach.
Ciekawe co panowie myślą o naszych przydasiach...
Jestem bardzo zadowolona! Termin dotrzymany, ustalona cena także, montaż sprawny i schludny, wszystko zgodne z oczekiwaniami. A nawet troszkę ponad...
OdpowiedzUsuńHm... Może i ja spróbuję opisanej tu metody? Wtedy się okaże, co rzeczywiście niezbędne!
OdpowiedzUsuńDobra myśl! Tylko bym musiała dokupić futerał...
OdpowiedzUsuńA czy w garażu jest trochę miejsca na auto?:)
OdpowiedzUsuńKable w najbardziej nawet ,,paradnym'' miejscu nie uraziłyby mojego ,,kablarza''. Chyba, żebym mu pocięła jeden do rosołu zamiast makaronu... A meble mam głębokie, bo na zamówienie.
OdpowiedzUsuńJeszcze parę detali i wtedy się postaram...
OdpowiedzUsuńObiecuję, że spróbuję!
OdpowiedzUsuńGdyby mój miał indywidualny pokój, mógłby tam nawet hodować dżdżownice, których się brzydzę okropnie!
OdpowiedzUsuńjeszcze jest:)) ale czasami..
OdpowiedzUsuń