Jeszcze z głębin remontowych...
Nie poszło tak bezproblemowo, jak się spodziewaliśmy. Niedziela miała już być wolna od robót. Niestety... Nie wszystko szło jak po maśle, sporo raczej po grudzie. W końcu i nie tacy my młodzi, by hop-siup i już! Po drugie w pewnych kwestiach (np. kładzenie paneli) zwyczajnie brak doświadczenia. Wreszcie po trzecie cztery sobotnie godziny nam zajął, przyjemny skądinąd bardzo, prezent od Asi. Koncert piosenek Wojciecha Młynarskiego na gdańskiej Ołowiance. Z udziałem m.in. Wiktora Zborowskiego (ach! uwielbiam tego pana...) i kilku innych dość znanych postaci. Duża, duża przyjemność, ale i obsuwa w czasie jednocześnie...
Do podłogi zabraliśmy się około 21-ej. Zanim zrozumieliśmy co i jak, zeszło półtorej godziny. Na szczęście sąsiedzi z naprzeciwka akurat wyjechali, więc mogliśmy szaleć z narzędziami do pierwszej w nocy, bez obaw, że pobudzimy ich dzieci np. warkotem wyrzynarki...
W poniedziałek o dziewiątej rano wkracza pan stolarz z montażem szafy i biblioteki, więc niedziela robocza będzie bardzo... Biedny mój Małż wspaniały! Zasuwa od czwartkowego popołudnia na najwyższych obrotach, ja tylko skromnie asystuję jako ,,przynieś, podaj, pozamiataj''. Oraz dziś jako przypodłogowy ,,penetrator szpar''! W panelach, w panelach!
Cały dobytek z remontowanego pokoju przeżył dziś chrzest bojowy. Z sukcesem! Gwałtowny opad burzowy nie zdołał się przedrzeć przez nasze zabezpieczenia w postaci ceratowych plandek!
Mam nadzieję, że do środy już się całkowicie zainstalujemy w nowym ,,anturażu''. Że znikną ostatnie ,,pamiątki'' po remoncie... Bo potem Małż wyrusza w dwudniową delegację, a z kolei w sobotę przyjmujemy urodzinowo moje wiedźmy! Musi być natenczas klar absolutny...
w kwestii paneli Jack mógł służyć pomocą, ma wprawę:)) ale super, że dobrze poszło...
OdpowiedzUsuńmy startujemy w czerwcu..aż się boję...bo od podstaw...panele, ściany, meble..masakra jakaś..
a bonus koncertowy miodzio!
Poczytać - poniekąd - przyjemnie :) , odbywać - zgroza. Ja tak odkładam, odkładam, odkładam..., ale i na nas przyjdą te ciężkie terminy.
OdpowiedzUsuńNa każdego w końcu przychodzą. Ja się tak rwałam, kusiłam, nakłaniałam. Gdybym wiedziała....:)
OdpowiedzUsuńMałż się niby teoretycznie przygotował i z Pierworodnym naradził, ale jak co do czego przyszło, tośmy jak debile zaczęli, aż wstyd się przyznać. Nic to, już za nami najgorsze, teraz tylko transport powrotny wnętrza szaf i półek. Przy czym owo ,,tylko'' jest dość pokaźne...
OdpowiedzUsuńuczucie, gdy wszystko już zrobione i stajesz w drzwiach świeżo wyremontowanego pomieszczenia - bezcenne!
OdpowiedzUsuńRemonty chyba nigdy nie idą planowo - chyba mają to w genach!
OdpowiedzUsuńPrzez chwilę tak!Bo pan mąż już kombinuje, jak tu pomieszczenie usiać gęsto kablami...
OdpowiedzUsuńA efekt finalny nie jest prawie nigdy taki, jakiego się spodziewamy. Jakieś ,,ale'' być musi!
OdpowiedzUsuń