czwartek, 1 maja 2014

,,Urocza'' majówka

Dziś pomarudzę, a co tam...


Od pewnego czasu zamieniłam aerobik na dość długie marsze z Małżem i psicą. I tak np. w poniedziałek przeszliśmy 7 km, wczoraj nawet 8 z małym hakiem. Na dziś zaplanowaliśmy wspólnie z Asią i Michałem wycieczkę do jaru Raduni. Tak na dwugodzinne połażenie, potem jakiś obiad.


Tymczasem w nocy z wtorku na środę zanotowałam czołowe (dosłownie!) zderzenie ze ścianą łazienki, przy wychodzeniu z wanny. Wczoraj jeszcze wyglądałam jako tako, dziś jak po awanturze w rodzince patologicznej. Potęga charakteryzacji nie na wiele się zdała, gdy odbywałam ów ,,spacerek'' jarem. Bo to nie był spacerek, to był survival! Co parę kroków zwalone potężne drzewa, to górą, to pod spodem, to na czworakach trzeba było. Raz w górę, raz w dół, a wszędzie ślisko.


Razem z potem ściekał staranny maskujący makijaż, a ludzi wkoło multum, jak na ironię. Na szczęście przed wejściem do restauracji odrestaurowałam oblicze nieco, by gości i obsługi nie straszyć.


Karczma ,,Jurand'' w Egiertowie, gdzie byliśmy dotychczas raz, 11 listopada zeszłego roku, jest właśnie po ,,Kuchennych rewolucjach'', ale jeszcze przed kontrolną wizytą pani G. Od razu rzucił się nam w oczy inny wystrój, krzesła zamiast ław itp.


Skorzystaliśmy z dań rybnych, polecanych przez naczelną ,,rewolucjonistkę'' RP. Ku radości podniebień! Zdecydowanie. I to był najprzyjemniejszy akcent dnia.


A, zapomniałam nadmienić, że od przedwczoraj dręczy mnie okrutnie jakaś pokrzywka na obu dłoniach. Dosłownie czuję się cały czas tak, jakbym na bieżąco babrała się w pokrzywach. Łykam wapno, smaruję itp. Na razie bez skutku. Najgorzej pieką kciuki! I kontakt z wodą jest bolesny, a ja przecież co kwadrans muszę umyć ręce...


I teraz kwestia aury. Gdy startowaliśmy po dziesiątej spod domu, na zewnątrz było 17 stopni. Cztery i pół godziny później już tylko 6, teraz temperatura niebezpiecznie w okolicach zera oscyluje. Nawet pomidory wnieśliśmy na noc z tarasu do kuchni, bo a nuż przymrozi...


Mam tylko nadzieję, że skoro wiosna u nas generalnie o 2 tygodnie wcześniejsza, to może trzej zimni panowie też przybyli szybciej? I na nasz wyjazd z Sister będzie ciepło? Nie musi to być zaraz upał, ale chociaż te piętnaście in plus by się zdało...


8 komentarzy:

  1. No wczorajszy spadek temperaturowy odbył się dosłownie z minuty na minutę. Ja hasałam po rzepakowych łanach na naszych Żuławach i niech to dunder świśnie, końcówkę spędziliśmy w aucie, bo nie dało się inaczej. Wiatr lodowaty zacinał tak, że od razu czlowiek siny...
    I ja obstawiam, że to trzech zimnych panów i jedna zimna pani zawitali. I tego się trzymajmy!

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Klarka Mrozek2 maja 2014 02:32

    na placu mówią tak samo - ogrodnicy przyszli dwa tygodnie wcześniej!

    Czegoś musiałaś się złapać podczas tych wędrówek, pewnie jakiejś rośliny.

    Bardzo współczuję tego urazu twarzy, kiedyś (po wypadku) lekarz tłumaczył mi, że każdy taki uraz wygląda okropnie, niewspółmiernie do dolegliwości, choć ja bym się kłóciła, bo boli jak diabli, tyle, że nie jego to się wymądrza.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dokładnie tak samo sobie pomyślałam! Że to już ogrodnicy przyszli o dwa tygodnie za wcześnie- a właściwie przychodzą, bo chłodniej w pierwsze dni maja jest już od kilku lat

    OdpowiedzUsuń
  4. Oby od 12-ego było choć trochę przyjemniej!

    OdpowiedzUsuń
  5. Boleć gębusia nie boli, ale wygląda nieciekawie... Szczególnie dziś!

    OdpowiedzUsuń
  6. Będę się trzymać, pazurami!:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Do 12 maja jeszcze kawalek czasu wiec sie wypogodzi, a i gebusia sie zagoi, gorzej z tymi rekami pewnie jak juz ktos wyzej napisal dotknelas jakies niebezpieczne zielsko. Ot uroki obcowania z natura Zgago nigdy nie wiadomo czym nas poczestuje:/

    OdpowiedzUsuń
  8. Rączki już ok! Wapno łykałam, smarowałam jakimś ,,do-w-cipnym'' kremem i zaraza sobie poszła!

    OdpowiedzUsuń

Żyję,żyję

 Ale co to za życie... Moje trzydniowe chemie szpitalne, zakończone w kwietniu, nic nie dały. TK wykazało, że to co miało się zmniejszyć, ur...