sobota, 28 czerwca 2014

Jak sobota, to robota

Tak już mam, że weekendy zwykle bardziej pracowite w moim wydaniu niż powszednie dzionki. Soboty szczególnie.


Więc dziś pospałam najpierw słusznie, bo kolega Małż skoro świt ruszył na rower i nie było go do dziesiątej; wtedy mnie obudził. Śniadanko, mycie głowy i do Pruszcza na cotygodniowe zakupy. Zaczęłam jednak od fryzjera, bo nadmiernie już zarosłam...


Na ryneczku zaskoczenie - nie było ani jednej truskawki! Małż nie mógł przeżyć. Na szczęście w jednym ze sklepów parę koszyków ocalało. Ale już drogie! Widać, że końcówka...


Po powrocie do domu szybki obiad. Trochę bardziej niż w ostatnim czasie  dietetyczny. Muszę zgubić przez lipiec chociaż dwa kilo! Odstawić ukochane żółte i topione sery, kabanosy itp. Małż zgodził się, by dostawać lepsze śniadania i kolacje kosztem chudych obiadków... Bo na dwie wersje to ja jestem za leniwa!


O siedemnastej postanowiliśmy pojechać do Decathlonu (Małż nowych butów do wędrówek szuka) oraz po kratki dla naszych winorośli, by miały się po czym wspinać. Przed wyjazdem zamarynowałam mięsko na jutrzejszy konkurs. Oraz podlaliśmy cały ogródek, albowiem zapowiadany deszcz jakoś spaść nie chciał.


Zajrzeliśmy jeszcze na cmentarz, by zostawić Rodzicom imieninowe kwiatki. I zlustrowaliśmy tatowy ogródek w Gdyni. Owszem, róże kwitną bujnie, ale generalnie chwast też ma się nieźle. I śmieci pełno, bo nie ma komu pozbierać reklamówek, puszek i butelek...


Po powrocie dalszy ciąg obróbki mięska. W dwóch porcjach - jedna na konkurs, druga na jutrzejszy obiad dla nas i dziecek mniejszych. Troszkę chyba mi się zbyt szczodrze sypnęło ostrej papryki... Trudno!


Chciałam sobie nabyć, m.in. z jutrzejszej okazji (ale nie tylko) naczynie z podgrzewaczem. Ceny mnie jednak nieco poraziły. Egzemplarz, który mnie zadowalał gabarytowo - prawie 300 złotych! To ja poczekam, może zamówię sobie jako prezent na jakąś okazję. A tymczasem na jutro pożyczę z koła gospodyń...  Dziewczyny przez trzy lata istnienia dorobiły się mnóstwa sprzętów. Z nagród na licznych turniejach i pokazach. Niestety, nie mamy żadnego własnego  lokum, więc wszystko zgromadzone na strychu u ,,szefowej''...


Trzymajcie za mnie kciuki od szesnastej, żebym nie była całkiem ostatnia!




2 komentarze:

  1. ~Klarka Mrozek29 czerwca 2014 01:35

    na pewno będzie pyszne!
    U nas znów klęska urodzaju czarnej porzeczki, aż strach, kto to przerobi.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja chętnie, ale trochę daleko mam do Twoich krzaków...

    OdpowiedzUsuń

Żyję,żyję

 Ale co to za życie... Moje trzydniowe chemie szpitalne, zakończone w kwietniu, nic nie dały. TK wykazało, że to co miało się zmniejszyć, ur...