Był taki czas w moim życiu długim, że pamiętałam całą masę numerów telefonów. Nie potrzebowałam żadnego notesu, wszystko siedziało zakotwiczone w głowie. Ale to była epoka aparatów stacjonarnych. No i znajomych z telefonami nie liczyło się w dziesiątki, czy setki...
W tej chwili na pamięć znam słownie trzy numery: swój, Małża i Asi. Do kilku osób znam 3 ostatnie cyfry - do Madzi 203, do Maryśki 221, do Pierworodnego 189 itp.
Jakieś półtora roku temu wdepnęłam z nieświadomości w telefoniczne ,,bagienko''. Nabywając polecany przez koleżankę szampon w pewnej firmowej drogerii, wypełniłam niebacznie karteczkę z danymi, w tym z numerem komórki. I się zaczęło... Sms-y, telefony, nagabywania! Po jakimś czasie zapamiętałam, że końcówka ich numeru to 195 i wszelkie próby połączenia systematycznie odrzucałam.
Pięć dni temu zaczął się istny zmasowany atak. Cztery-pięć telefonów dziennie. A już apogeum nastąpiło w sobotę, gdy dobrze po dwudziestej trzeciej znów zaczęło dzwonić. - No, to już szczyt bezczelności! - pomyślałam i to utwierdziło mnie w przekonaniu, by tym bardziej ignorować numer z końcówką 195...
W niedzielę znów 3 próby. A potem sms o zagadkowej treści: ,,MAMA NA O''. - A co to za szyfr? - myślę sobie i usiłuję domyśleć się dalszego ciągu. Bezskutecznie. Kilka minut później kolejny sms. ,,Mama na OIOM-ie. Centrum kardiologii. Po koronografii''.
Oniemiałam! Pomyłka?! A jeśli nie? Postanowiłam oddzwonić. Po pierwszym sygnale usłyszałam: - Tu Tadeusz, nie mogę teraz odebrać...
Okazało się, że to nielubiany przeze mnie szczególnie syn mojej ukochanej cioci! Nie mam go w spisie telefonów, bo nie. Zbieżność trzech końcowych cyfr z napastliwą drogerią spowodowała całe zamieszanie.
Na szczęście wiadomości o stanie zdrowia cioci okazały się w miarę pozytywne! Najgorsze minęło w czasie, gdy ignorowałam połączenia. Na moment ciocia wzięła do ręki komórkę (bo kuzyn był akurat przy mamie w szpitalu) i od razu na mnie napadła: - Dlaczego ty nie odbierasz telefonów?!
Wyjaśniłam przyczynę, choć sama rozumiem, że to żaden powód. Z drugiej strony dziwne, że Tadeusz nie próbował zadzwonić z domu na mój stacjonarny. Bo tak się zwykle z ciocią kontaktujemy.
Wnioski z tej historii? Chyba dwa. Po pierwsze: nigdy więcej byle komu numeru nie dawać. Po drugie: nawet niezbyt lubiane osoby (szczególnie z rodziny) warto w książkę adresową wpisać. Bo nigdy nie wiadomo...
Tak to bywa, ale dobrze, ze sie tak skonczylo.
OdpowiedzUsuńAno!
OdpowiedzUsuńJakiej to się można traumy nabawić przez te wszystkie promocje - i potem człowiek ważną sprawę może przegapić. Ja się wzięłam na sposób - podaję fałszywy numer telefonu, ewentualnie stacjonarny, jednak większość firm wymaga jednak komórki. Wtedy rezygnuję z takiej oferty, żeby nie wiem jak była fajna. Wiem, że narażam jakiegoś innego nieszczęśnika na telefony z promocją (fałszywy numer ma przestawione jakieś cyfry, więc może do kogoś należeć...) ewentualnie jestem nagabywana na domowy, ale trzeba sobie jakoś radzić...
OdpowiedzUsuńTeż się już nauczyłam, żeby telefonu nie dawać za każdym razem kiedy tego chcą. A jak już nie ma innego wyjścia to podaję zmyślony... Raz, czy dwa mi się zdarzyło.
OdpowiedzUsuńDobrze, że z ciocią już lepiej
Jak im mówiłam kiedyś, że jestem już wiekową osobą o niskiej emeryturze ,to od pewnego czasu już do mnie nikt nie dzwoni. Widocznie się rozniosło hehe..
OdpowiedzUsuńTeż padłem kiedyś ofiara numerowych skojarzeń
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Nauczkę zapamiętam! Ty pewnie też zapamiętałeś...
OdpowiedzUsuńDobry patent...:)
OdpowiedzUsuńZmyślonego bym wolała nie podawać, bo a nuż kogo innego zaczną dręczyć?... Lepiej odmówić i już!
OdpowiedzUsuńTakie czasy - agresywny marketing żyć nam nie daje!
OdpowiedzUsuńJasne, że lepiej. Tylko czasami nie można, bo to jest warunkiem czegoś tam - pamiętam przynajmniej jedną taką sytuację. Zmyślam taki, który jest raczej nierealny, żeby istniał :)
OdpowiedzUsuń