wtorek, 15 lipca 2014

Na zamówienie

Zagościła u mnie moja poznańska Marysia. Więc, oczywiście, przymusowe zwiedzanie ciuchlandów wczoraj. Nawet owocne, i to bardziej dla mnie, niż dla gościa... Dziś ,,przegląd techniczny'' Erki i komplet szczepień. Niestety, nie było ulubionego doktorka, tylko młoda siła fachowa płci żeńskiej. Dzięki temu do zapłaty parę groszy mniej, ale i przyjemność z wizyty nie taka...


***


Zamówiła post podlaska Ewa. Trzy dni temu przysłała mi sms-a treści następującej:


,,Dziś mocno się zjeżyłam. Byliśmy w Auchan. A tam Polka i muzułmanin. Ona w 2 nakryciach na głowie, pod spodem bawełniana czapka, na to welonik w szarym kolorku. Zrobili te zakupy i ona je tachała, z 8 toreb. Ten... (tu słowo niecenzuralne na literę f) kroczył obok i ją obejmował. Scyzoryk mi się otwierał w kieszeni! Ze 4 lata temu widziałam podobną sytuację w pociągu, ale tamta dama jeszcze ten czarny habit miała, a pan małżonek  i ok. 6-letni synek byli ubrani silnie po europejsku. I ona też wszystkie bagaże wlokła. Chyba jestem rasistką...''


Może i ja w takich przypadkach ocieram się o rasizm... Jedno jest pewne: choćby nie wiem jaka potężna  strzała Amora mnie ugodziła i kazała zakochać się w muzułmaninie, nie dałabym sobie rady w takim związku!


Inna rzecz, że chyba po Mamie odziedziczyłam takie zdroworozsądkowe podejście: są mężczyźni, w których można się kochać na zabój i są ci, z którymi można się związać na zawsze! Niekoniecznie są to ci sami panowie...


Sama Mamusia kochała się ponoć okrutnie w niejakim panu Mrówce, rzeczywiście przystojnym jak amant wczesnopowojennego kina. Ale... Wyszła za Tatę, bo Mrówka tak dobrze nie rokował!


Na mojej drodze nigdy nie stanął wprawdzie ognisty Arab, ale beztroski skrzypek owszem. Urody raczej zupełnie nienachalnej, ale za to jak grał... Do dziś jestem mu wdzięczna, że mnie zostawił! W przeciwnym wypadku mogłabym go tak wielbić jeszcze wiele lat, bez nadziei na ,,normalne'' życie rodzinne...


Wracając jednak do tematu zadanego przez Ewę. To oczywiste, że kobieta niezależna i ceniąca sobie nade wszystko ową niezależność, całą duszą nienawidzi typu macho. I nawet na widok obcej kobiety, całkowicie poddanej ,,panu i władcy'', wszystko w niej krzyczy. Szczególnie, gdy ową ,,niewolnicą'' jest nasza, polska dziewczyna.


Zimą zeszłego roku zdarzyło mi się raz odegrać rolę arabskiej żony. Efekt był taki, że ogromnie się wtedy wstydził Małż. Wyciągnęłam go na zakupy do pobliskiego marketu kilka dni po połamaniu pięciu żeber. Blisko gdyńskiego domu, najwyżej 300-400 metrów. Wracałam z dwoma wypchanymi siatami, on kroczył obok. I cały czas powtarzał: - Ale wstyd! Ale mi głupio...


Na drugim roku studiów podczas imprezy u koleżanki poznałam śliczną filigranową blondynkę. Dla niej była to ostatnia impreza w Polsce, bo za kilka dni zamierzała wyjść za mąż za 25-letniego Turka. Co ciekawe, miała zostać jego... siódmą już z kolei żoną! I była absolutnie przekonana, że będzie tą ostatnią... Nie wiem, jak się potoczyły jej losy. Mniej niż dziś się wtedy słyszało  o tym, jak się takie małżeństwo może skończyć. Niemniej wszystkie obecne na imprezie dziewczyny były zszokowane i zatroskane...


Do dziś nie wiem, czy w podobnych przypadkach większa jest rzeczywiście  miłość, czy brak wyobraźni... I jaki procent kobiet decydujących się na podobny krok jest potem naprawdę szczęśliwych?

18 komentarzy:

  1. Ale myślę, że to nie dotyczy tylko arabskich żon...
    Mąż mojej kuzynki też siada do samochodu, a ona pcha koszyk pełen zakupów i sama ładuje do bagażnika. Dla mojego Męża niepojęte!

    OdpowiedzUsuń
  2. Nasze matki polki także jakoś w większości wszystkie zakupy taskały w siatach do domu, mnie nie wyłączając .Teraz to juz przynajmniej na zakupy samochodem jeżdżą. Ja bez auta przez całe moje życie nadźwigałam się co niemiara.

    OdpowiedzUsuń
  3. ~Antoni Relski16 lipca 2014 00:42

    No właśnie, ale szczęście trudno zdefiniować. każdego z nas co innego czyni szczęśliwym
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wyobrażam sobie związku z kimś tak odmiennym, ze skrajnie innej kultury...
    A to, co napisałaś o kochaniu się na zabój i byciu razem- chyba sobie gdzieś zapiszę, żeby pamiętać, trafiłaś w samo sedno :)
    Miłego dnia życzę!

    OdpowiedzUsuń
  5. Był czas, kiedy byłam zakochana i to z wzajemnością. Ale miałam wyobraźnię... Osiem lat temu podjęłam trudną decyzję i postanowiłam, że pokieruję się rozumem a nie sercem. Trudno było, ale dziś wiem, że to była jedna z najlepszych decyzji w moim życiu, zwłaszcza, że pół roku później poznałam Franka.

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam chyba fart w życiu, bo jakimś cudem zawsze w ostatniej niemal chwili "przytomniałam" i dokonywałam dobrego wyboru choć mnie skręcało z żalu.
    Wyjście za mąż za faceta z zupełnie innego kręgu kulturowego i na dodatek zamieszkanie w jego kraju ojczystym jest równe z samobójstwem,
    ponadto świadczy o całkowitym braku wyobrazni. Zauważyłam ,że całkiem sporo jest teraz polskich muzułmanek i tego to ja nie mogę pojąć.
    Nie starcza mi rozumu by to zrozumieć.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. ~Podlaska Ewa16 lipca 2014 14:37

    Spodziewałam się burzy, a na forum spokojnie...
    Wzorem Francji powinno w Naszym kraju być zakazane noszenie takich emblematów wiary!
    Pięknie to Zgago ujęłaś- można się w kimś kochać, a rozsądek mówi co innego...
    Ja swojej miłości szukałam długo, oczywiście wśród Słowian, mam to -co chciałam i jestem szczęśliwa.

    OdpowiedzUsuń
  8. Zaraz tam burza! Ot, zamruczało...:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Też mam za mały rozumek, by to pojąć...

    OdpowiedzUsuń
  10. Zatem warto poczekać i znaleźć tego, kogo podpowiada i rozum, i serce!

    OdpowiedzUsuń
  11. To Mamusia trafiła, ja tylko przyjęłam dobrą radę!

    OdpowiedzUsuń
  12. Racja! Może tylko nam, kobietom niezależnym, wydaje się, że noszenie tych ośmiu siatek to nieszczęście. A w końcu książę małżonek nie niósł, ale za to obejmował... Żonie to może wystarcza?

    OdpowiedzUsuń
  13. Ale jeśli już zakupy we dwoje, to jednak widzę, że generalnie panowie pomagają.

    OdpowiedzUsuń
  14. Na szczęście ,,mężów kuzynki'' coraz mniej!

    OdpowiedzUsuń
  15. ~Podlaska Ewa16 lipca 2014 15:36

    Taaaaaaaaaaaaa, jesteś niesamowita!

    OdpowiedzUsuń
  16. Konik polny i Mrówka :)

    Też jestem zdania, że różnokulturowe związki to spore ryzyko. Trzeba mieć chłodną głowę a tu zakochanie ślepe wchodzi w paradę i klops. Potem różne dramaty się dzieją.
    Osobiście nie narzekam: różnimy się tyle, ile trzeba ( w ramach jednej kultury).

    OdpowiedzUsuń
  17. Bo podobno można się ładnie różnić...

    OdpowiedzUsuń
  18. Taka rada jakoś się sama zapisuje w pamięci :)))

    OdpowiedzUsuń

Żyję,żyję

 Ale co to za życie... Moje trzydniowe chemie szpitalne, zakończone w kwietniu, nic nie dały. TK wykazało, że to co miało się zmniejszyć, ur...