poniedziałek, 23 marca 2015

Się działo!

Tylko pogoda nam próbowała uprzykrzyć pobyt. Ale my nie z tych, co pierzchną przed zimnem, deszczem czy wichurą...


Już podróż małym busem dostarczyła wielu atrakcji. Matka nasza przełożona, jak zawsze przygotowana na każdą okoliczność, zapoznała nas z zasadami bhp, prezentując bogate wnętrze ,,ogólnowojskowej'' apteczki. A znajdowały się tam takie akcesoria, że nawet po 22-giej nie ośmielę się wymienić. Kto domyślny, zgadnie, czego samotnym kobietom może nagle zabraknąć i jak braki owe udatnie zrekompensować...


Po przybyciu i przydziale pokoi krótka kawka i marsz nad morze. Mimo deszczu i przenikliwego zimna. Na zaostrzenie apetytu przed obiadem. A po posiłku basen, sauna i jacuzzi. Dla chętnych również zabiegi rozmaite upiększające i relaksujące.


Wypławione, czyściutkie i upiększone, a także najedzone po urozmaiconej kolacji, zasiadłyśmy na hotelowym korytarzu do konsumpcji płynów rozmaitych, ploteczek, facecji itp. Kilka gospodyń nie marnując czasu, zawzięcie szydełkowało ozdoby na wielkanocny kiermasz. Niestety, trzy dziewczyny zostały nagle  powalone chorobami...


Niedziela powitała słońcem i końcem wichury. Nadal było zimno, ale na balkonach od południowej strony można było się pogrzać w wiosennych już przecież promykach... Więc po śniadaniu dłuższy spacerek po miejscowości. Dziwna to okolica . Momentami bardzo zadbana, miejscami wręcz odstraszająca. Pewnie w sezonie obrazek byłby bardziej zachęcający...


Przed obiadem znów taplanie się w wodzie, bąbelkach i parze. Dochodziło do mniej lub bardziej udanych przedsięwzięć heroicznych. Moja współlokatorka np. przełamała nagle lęk przed ,,ugotowaniem się'' w saunie, a po wyjściu nawet wskoczyła do beczki z lodowatą wodą.


Po obiedzie jeszcze część z nas wyszła do ,,Kredensu'', czyli dość klimatycznej kawiarni, gdzie podawano przeogromne porcje szarlotki i tortu bezowego oraz doskonałą kawę. Niczego nie jadłam, za to do hotelu wróciłam z kawałkiem bezy na bucie!


A potem już tylko pakowanie się i powrót... Myślę, że nasze radosne chichoty i rechoty jeszcze się echem odbijają  w całej Jastrzębiej Górze. Wesoło było bardzo, bo my jak się już bawimy, to na całego! Przed tygodniem pełnym pracy i przygotowań do Jarmarku taki wyjazd dobrze nam zrobił...


P.S. Chyba jedyny minus wyjazdu to niewygodne łóżka. Zbyt miękkie, dość wąskie, z bardzo ciężkimi kołdrami i sztywnymi niezwykle poduchami, których nie sposób było sobie dogodnie uformować. Między innymi dlatego noc dla wielu z nas była trudna. Ja praktycznie w ogóle nie spałam... Ale co tam, raz na jakiś czas to nie dramat!


4 komentarze:

  1. Jastrzębia Góra zawsze taka była- miejscami zadbana, miejscami nie.I jak dla mnie to ta plaża była zbyt marna i mało dostępna. Jezdziłam na plażę 6 km za Jastrzębią, w stronę Karwi. Przed wojną na plażę jezdziło się windą- niestety morze podmyło jej fundamenty. Poza tym tam wieczorami nigdy nie było co robić. Fakt, że byłam tam wiele lat temu, może teraz jest lepiej?
    No ale grunt, że się przewietrzyłaś.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. O przewietrzenie się nie było trudno akurat...:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jastrzębia przed sezonem faktycznie wygląda jakoś nieatrakcyjnie, ale grunt to dobra kompania i pobytowe atrakcje.

    OdpowiedzUsuń
  4. Oczywiście! Mniej ważne gdzie, istotniejsze z kim!

    OdpowiedzUsuń

Żyję,żyję

 Ale co to za życie... Moje trzydniowe chemie szpitalne, zakończone w kwietniu, nic nie dały. TK wykazało, że to co miało się zmniejszyć, ur...