piątek, 8 maja 2015

Czym się truliśmy dawniej, a czym dziś...

Obiegowa opinia głosi, że dawniej żyliśmy zdrowiej. Bo mniej chemii nas otaczało, nie używaliśmy tylu detergentów, jedliśmy lepiej itp. Czy to do końca prawda?


Małż m.in. wniósł ,,w posagu''   ,,Książkę kucharską dla samotnych i zakochanych'', wydaną po raz szósty w 1972 roku, ale napisaną między marcem 1957 a lutym 1958 przez Marię Lemnis i Henryka Vitry.


Tę  zacną skądinąd pozycję, z której przed laty czasem czerpałam receptury, studiuję sobie obecnie w ramach tzw.  literatury łazienkowej. I cóż ja tam znajduję? Otóż np. podstawowe wyposażenie kuchni singla lub singielki, gdzie zaleca się co rusz używanie aluminiowych garnków! Owszem, do potraw kwaśnych polecane są garnki emaliowane, ale już np. do ziemniaków jeno glin!


Cóż, w moim domu rodzinnym takoż przez dziesięciolecia do kartofelków warzenia był garnek z tego metalu. Dziś wiadomo, że ziemniak+aluminium= Alzheimer...  Może dlatego i Mama i  Babcia?... Dalej czytam, że koniecznie należy posiadać dwie płytki azbestowe - ,,w kawalerskiej kuchni niezastąpione. Położone na płomieniu gazowym łagodzą jego agresywność (?!) Dzięki nim możemy zawsze uniknąć przypalenia się potrawy''.


Dalej w rubryce ,,zupy pośpieszne'' cała gama pseudozup opartych na kostkach maggi lub ,,rosołu z kury''. Samo ,,zdrowie''!


Babcia moja z żadnych takich  kostek nie korzystała. Zupy były zawsze na mięsku prawdziwym. Drobiowym, indyczym, kaczym, gęsim, schabowym. Za to na porządku dziennym był smalec - do wszelkiego smażenia. Olej był nieodmiennie ,,fuj''... Dopiero za rządów Mamy udało się smalec częściowo na olej zamienić. Choć przez długi czas królowała w kuchni maminej obrzydliwa planta. Osobiście dziś tylko raz w roku smalec kupuję, gdy robię pączki.  Oczywiście doceniam, choć nie konsumuję od lat, smaluszek domowy, z cebulką, majerankiem i jabłuszkiem. Do swojskiego chleba, palce lizać!


Pojawiał się też czasem ceres. Twór dziś zapomniany całkowicie. I chyba dobrze? Bo to było coś pośredniego jakby między smalcem a margaryną. Bezbarwny, bezwonny, ohydny!


Najlepsze restauracje podobno dziś przyrządzają potrawy li i jedynie na klarowanym maśle. Babcia takie masło sporządzała, jak dziś pamiętam. Kupowała ,,od baby''  na ryneczku, potem topiła, szum zbierała itp. W kamiennym garnuszku stało... Na specjalne okazje!


Czym się kiedyś naczynia myło? Drucianym zmywakiem, który szorował powierzchnię garnka do zera. Bez zastanowienia... Czy to light czy dark. Teraz moc pośrednich możliwości...




 

 

12 komentarzy:

  1. ~Klarka Mrozek9 maja 2015 00:30

    świadomość społeczna dotycząca trybu życia bardzo się zmieniła,
    pamiętam powszechne palenie papierosów w każdym miejscu bez ograniczeń,
    natomiast gotowanie w stołówkach i knajpach było z powodu braku produktów dość zdrowe - rano nastawiało się na blachę kocioł z porąbaną kością i warzywami, to się gotowało kilka godzin i stanowiło bazę do zup i sosów. Nie zamrażało się jedzenia ani nic nie zostawało na drugi dzień bo już koło 18 wszystko, co było ugotowane, zostało "wydane".
    W ośrodkach wczasowych i w szkolnych stołówkach królowały pasty na bazie twarogu, jaj i ryb.
    A w domach prywatnych rzeczywiście bywała margaryna, kostki maggi i cudo, które spotkałam pierwszy raz w życiu u teściowej - ciasto w proszku uniwersalne. Aż szczypało w język od chemii.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jedynie bez tej płytki azbestowej, bo gazu u nas nie było, ale z tym wszystkim o czym piszesz to przeżyli i to prawie do stu lat i moja Babcia i moja Mama ,a żadna z nich alzheimera nie miała..I jeszcze dodam że cukier też nie był fuj i niezdrowy..jak teraz..Grażynko. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  3. Do końca nie wiadomo, czy alzheimer to kwestia genetyki czy też owego aluminium. Jeszcze nie tak dawno wszystkie demencje były zapisywane jako arteriosclerosis, a dolegliwości ze strony pamięci,orientacji itp. były nazywane otępieniem starczym.. Po prostu ta choroba jest wyodrębniona stosunkowo niedawno, a z czego wynika do dziś nie za bardzo wiadomo.
    Może kiedyś, gdy jeszcze więcej poznamy różnych powikłań genetycznych i tego się dowiemy. Ludzie zawsze, od początku dziejów czymś się podtruwali -a to rurami ołowianymi, a to zjadaniem czarnoziemu, piciem wywarów halucynogennych, paleniem tytoniu, braniem narkotyków..Chcąc się nie truć to na zakupy trzeba chadzać z wykazem kodów trucizn, bo nie wszystkie "E" w wykazie produktu to szkodliwa chemia - np. naturalny barwnik pochodzący z owoców typu wiśnia, porzeczka czarna, aronia też jest wymieniany jako "E".
    Moja teściowa, która z całą pewnością nie przestrzegała przeróżnych zasad gotowania i przechowywania żywności zmarła w wieku 98 lat i do końca była przytomna i kontaktowa.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zawsze ceniłam bary mleczne, tam naprawdę jedzenie było domowe. Smaczne i niedrogie, co dzień świeże. To fakt.
    Czy dziś po prostu wiemy więcej o tym, co szkodliwe, czy rzeczywiście aż tyle złego nas otacza? Tego nie wiem.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dlatego ja nie twierdzę na pewno, że z tym aluminium należało uważać. Po prostu w pewnym momencie się dowiedziałam, że to niezdrowe, a nawet szkodliwe. I zaczęłam się dziwić, że w miarę zdrowa jestem na ciele i umyśle...

    OdpowiedzUsuń
  6. Wiesz, co mnie intryguje? Tyle się teraz mówi o zdrowiu, sprawdza produkty pod lupą (kto się kiedyś przejmował jakimiś utrwalaczami, a nawet terminami przydatności), chucha i dmucha. A kolejne pokolenia coraz słabsze, mniej odporne... Coś tu jest absurdalnego!

    OdpowiedzUsuń
  7. U Angielczyków, a i w ogólności w okcydentalnych krajach, pomidor przez dwa stulecia z górą uchodził za truciznę, bo podawany na cynowych talerzach i pokrojony wiązał swym sokiem ową cynę z talerzy...
    Kłaniam nisko:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Imaginuj sobie Waszmość, iż i czasami dzisiejszymi jestem w komitywie bliskiej z jednym jegomościem i jedną młodą białogłową, którzy to nadal w jad pomidorowy wierzą. I trucizny owej za nic do gęby nie wrażą...

    OdpowiedzUsuń
  9. Co cię dziwi? Antybiotyki w mięsie, owoce i warzywa spryskane roztworami 'na dojrzenie' w trakcie transportu, takie tam.
    No ale najważniejsze, żeby glutena nie zjeść, bo to ZUO.

    OdpowiedzUsuń
  10. Bardzo ciekawe, możesz streszczać takie frykasy w ilości większej, ku nauce młodzieży ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Otóż to, otóż to!

    OdpowiedzUsuń
  12. Młodzieży tu niewiele zagląda, ale skoro idea słuszna...:)

    OdpowiedzUsuń

Żyję,żyję

 Ale co to za życie... Moje trzydniowe chemie szpitalne, zakończone w kwietniu, nic nie dały. TK wykazało, że to co miało się zmniejszyć, ur...