We wtorek odszedł nasz najbliższy przyjaciel... Chrzestny Asi, jeden z trzech najwspanialszych mężczyzn, jakich dane mi było w życiu spotkać. Cudowny, serdeczny, uczciwy, prawy człowiek. O manierach przedwojennego dżentelmena.
Znaliśmy się i przyjaźniliśmy od trzydziestu paru lat. Mimo, że od lat dzieliły nas setki kilometrów, byliśmy sobie bliscy jak rodzina. A może nawet bardziej... Jeszcze w maju wydawało się, że to, co nieuchronne, odsunie się mocno w czasie. S. był pełen optymizmu... My też.
Trudno uwierzyć, że już nigdy nie powita nas w progu swojego domu, nie poczęstuje koniaczkiem, nie opowie z uroczym uśmiechem o ostatnich zdarzeniach w pracy i w domu...
Przykro mi, wiem co czujecie. Mam wrażenie, że ci, którzy mają wiele bardzo pozytywnych cech odchodzą od nas zbyt szybko.
OdpowiedzUsuńPrzytulam;)
Zaczyna się robić wokół nas coraz więcej pustego miejsca
OdpowiedzUsuńDaje do myślenia
Pozdrawiam
nasza półka...
OdpowiedzUsuńNikt nie zna na szczęście dnia ani godziny. Serce boli kiedy odchodzi dobry człowiek. Serdeczne współczucie Grażynko. Przytulam serdecznie-;)
OdpowiedzUsuńwyrazy współczucia;((
OdpowiedzUsuńWszyscy sie kiedys spotkamy po tamtej stronie.
OdpowiedzUsuńOptymizm jest jednak zgubnym sukinsynem.
OdpowiedzUsuńKondolencje moja droga.
kiedyś drylowałyśmy wiśnie ubrane za duchy- w papierowe ubranka z gazet
OdpowiedzUsuńO, to jest myśl!
OdpowiedzUsuń