środa, 9 grudnia 2015

Jak co roku...

Boże Narodzenie coraz bliżej, już tylko dwa tygodnie do Wigilii, więc przyspieszenie niejakie...


Kwestia podarków zrealizowana mniej więcej w 40 procentach. Wnuki zabezpieczone nawet w stu! Za to Pierworodny, jak zwykle, wielką zagadką. Gdzie te czasy, gdy cieszył się jak gwizdek z resoraka z Pewexu?... Teraz taki trudny do usatysfakcjonowania. Spytać - nie odpowie. A jak sama wymyślę, to mam wrażenie, że nie bardzo zadowolony. Ot, zagwozdka coroczna...


Dużo łatwiej zadbać o aprowizację świąteczną. Odhaczone już nalewki, pasztet (gotów do upieczenia) i farsz do pierogów. W niedzielę zakiszę buraczki na barszcz i ulepimy z Małżem niewielką ilość pierogów, tak z 50 sztuk najwyżej. Mam też pomysł na ciasto, choć nieco ryzykowny, bo to będzie debiut. Jednak zwykle pierwszy raz udany, więc optymistycznie podchodzę... Zresztą od wypieków są zdecydowanie lepsze (i młodsze) specjalistki w rodzinie.


Jutro coroczna impreza charytatywna w szkole. Zapowiada się ciekawie. Pakowałam dziś z koleżankami fanty na loterię, ależ tego było! Byle ludzie dopisali i chcieli troszkę nadwerężyć portfele. To nasz coroczny stresik - czy będzie frekwencja?


A w sobotę wybieramy się na niecodzienny koncert. I nie w repertuarze tu rzecz, a w miejscu. Muzykowanie bowiem odbędzie się w prywatnym salonie! Czy to nie fantastyczne, że się komuś chce wpuścić do własnego domu ze czterdzieści osób, by razem cieszyć się przyjemnymi dźwiękami w przedświątecznej atmosferze? Czuję się prawdziwie zaszczycona mogąc uczestniczyć w czymś takim...


2 komentarze:

  1. ~Antoni Relski10 grudnia 2015 03:02

    Zazdroszczę tego prywatnego koncertu.
    U nas pierniczki udekorowane
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. U nas pierniczy Asia.

    OdpowiedzUsuń

Żyję,żyję

 Ale co to za życie... Moje trzydniowe chemie szpitalne, zakończone w kwietniu, nic nie dały. TK wykazało, że to co miało się zmniejszyć, ur...