Uff... Gdyby nie moje niezawodne koleżanki-gospodynie, nie byłoby szans na tak szybki finał. Dzięki, dziewczyny! Oszczędziłyście mi przede wszystkich bólu pleców, a przy okazji jak miło się gawędziło przy robocie! Z wiaderkiem herbaty i, czasem, odrobiną naleweczki...
Nie mogę tu zapomnieć o moim osobistym koledze Małżu, który z benedyktyńską cierpliwością obrabiał i drukował zdjęcia. A jest ich w kronice z osiemdziesiąt...
Może niezbyt imponujące to ,,dzieło'', bo 5 lat zmieściło się na zaledwie sześćdziesięciu stronach? Może nadmiernie kiczowate również? Pędu do przyozdabiania kolorowymi pierdółeczkami nic bowiem nie było w stanie zahamować...
Nie wykluczam jawnej lub utajnionej krytyki, wiadomo. Może się komuś nie spodoba brak osobistej fizys na konkretnej fotografii na przykład? Albo też niezaistnienie na kartach jakiegoś zdarzenia... Ha, trudno! Skoro innych chętnych do roboty nie było, mata co mata...
W ostatniej chwili doczekałyśmy się też naszego logo, które miało się znaleźć na pierwszej stronie. Ale dotarło i jest piękne! Będziemy sobie teraz mogły ,,logować'' nasze przetwory, wizytówki, w planie są też koszulki, bo czasem trzeba wystąpić na sportowo, itp. Jeśli dostanę błogosławieństwo od szefostwa, to je tu pokażę. Znaczy logo pokażę...
Z jednej strony uciecha, że koniec roboty, z drugiej... Po mniej więcej dziesięciu intensywnych dniach obmyślania koncepcji, pisania tekstów, wybierania materiałów, wreszcie samego klejenia - czegoś, kurczę, jakby brak! Bo tu się na moment duch emerytki solidnie ożywił, a teraz pora wracać do powszedniości...
Jak jest logo to już pełna profeska!
OdpowiedzUsuńA jak!:)))
OdpowiedzUsuńNo to projekt logo pewnie Was finansowo szarpnął. Tyle się o tym teraz czyta
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Wyobraź sobie, że logo mamy za dziękuję i uśmiech! Takie jesteśmy zaradne...
OdpowiedzUsuń