sobota, 13 lutego 2016

Jak żona bossa mafii...

Tak się dokładnie dziś poczułam, choć ani nie te lata, ani nie te walory...


W restauracji, w której zarezerwowaliśmy stolik na walentynkową kolację, zjawiliśmy się dokładnie minutę po osiemnastej. Zgodnie z godziną podaną w ofercie. A tu?! Puściuteńko! My i poza tym tylko (i aż!) obsługa.


Jak nas zaczęto po królewsku traktować, ło matko... Aż mi nieswojo się zrobiło.  Gdzie mnie, wiejskiej babie, do takiego ,,ę'' i ,,ą''? Już się nam czasem zdarzało, szczególnie gdzieś w trasie, że także byliśmy jedyni w całym lokalu, ale bez takowych rewerencji przecie.


Dopiero co w jakimś serialu podobna scena była, tyle, że tam ,,płacił i wymagał'' prawdziwy gangster...


Nagle sobie pomyślałam, że  wobec takiego scenariusza  lada moment wkroczy na salę cygańska kapela! Albo podrzędny włoski tenor z różą w zębach... Na szczęście właśnie nadeszła kolejna para i uwolniła nas na dłuższą chwilę od zalewu uprzejmości.


Mogliśmy się teraz w spokoju podelektować kolacją i swobodnie porozmawiać. Na okoliczność wieczornych rarytasów niemalże pościłam od rana, a i tak nie dałam rady wszystkim daniom. A jedzenie było bardzo dobre...


Tu zaznaczam, że nasza kolacja nie odbywała się w miejscu szczególnie ,,górnopółkowym'', aczkolwiek dość eleganckim. W naszym powiatowym miasteczku. Całość kosztowała 99 złotych od pary. To nasze drugie Walentynki w tym przybytku, cena się od 2014 roku nie zmieniła. Jedna rzecz  tylko dwa lata temu było inna. Przygrywał nam  wtedy pięknie na żywo artysta muzyk. Tym razem romantyczne melodie ,,zapodawała'' maszyna...


***


A jutro walentynkują sobie dziecka większe. My jedziemy posiedzieć z wnukami... Dziecka mniejsze nie świętują, bo rozdzielone - Asia w trasie!




8 komentarzy:

  1. No to miło było. My nie obchodzimy żadnych "gwizdkowych świąt", czyli:
    walentynek, oraz dni matki, dziadka, babci, kobiet i...imienin. Ważne są natomiast dla nas urodziny i rocznice ślubu.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. A my sobie nie tyle może obchodzimy, ile ,,zaznaczamy'' jakoś symbolicznie. Zawsze to jakaś drobna przyjemność...

    OdpowiedzUsuń
  3. Doprawdyż, naucz się w końcu przyjmować należne honory!
    Przez chwilę miałam wrażenie, że zrobiłaś kopiuj-wklej tej historii.
    A to tradycja się nazywa :)
    (Teraz mi trochę głupio, że tak nieuprzejmie się u siebie wyzłośliwiłam na okolicznościowe walentynkowanie. No ale wiadomo, że od wyjątków są reguły czy jakoś tak ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ależ wyzłośliwiaj się, do woli! Ja bardzo lubię złośliwości w wydaniu inteligentnych ludzi!

    OdpowiedzUsuń
  5. ~Nie- Podlaska Ewa14 lutego 2016 18:11

    A Ja Zazdroszczę Zgaguni!
    9-10 lat temu, Walentynki nie były aż takie takie modne , zaledwie w powijakach.. Mój Skarb zabrał mnie na urodzinową(13 lutego) kolację= wróciliśmy do domu głodni i zniesmaczeni i obiecaliśmy sobie, żadnych wypadów w miasto! Nawet w naszym Pepino tłok, więc my stacjonarnie!
    Oczywiście pozdrawiam Zazdrośników!

    OdpowiedzUsuń
  6. ~Antoni Relski15 lutego 2016 06:59

    Ja też nie jestem fanem takiego zalewu uprzejmości
    Chyba już nigdy nie będę bogaty
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja też, ale wcale bym nie chciała...

    OdpowiedzUsuń
  8. E tam, znowu nie ma czego zazdrościć. Zwłaszcza, że na wadze zaraz wieczorem o kilo więcej. I teraz tydzień ,,pokuty'' o sałacie i wodzie...")))

    OdpowiedzUsuń

Żyję,żyję

 Ale co to za życie... Moje trzydniowe chemie szpitalne, zakończone w kwietniu, nic nie dały. TK wykazało, że to co miało się zmniejszyć, ur...