Z pamięcią jeszcze, dzięki Bogu, nie tak tragicznie. Owszem, tu jakieś nazwisko w głowy wyleci, ówdzie nazwa pospolita, ale generalnie może być. Wczoraj np. JUŻ o trzeciej piętnaście w nocy przypomniałam sobie, że pies miał dostać zastrzyk! Lepiej późno niż wcale. I ta naprawdę nieduża satysfakcja, że Małż w ogóle nie pamiętał, a przecież to on jest domową ,,pigułą''...
Gdzieś niedawno przeczytałam, że pani Sława Przybylska, niewiasta już w okolicach 80-tki, dzień w dzień uczy się na pamięć jednego wiersza. Może to jest myśl?... By się ,,Niemcowi'' nie dać.
O ile jednak pamięć służy mi jeszcze jako-tako, o tyle zaczyna kuleć logiczne myślenie. No, nie dziwne to aż tak bardzo, to nigdy nie była moja pierwszorzędna specjalność! Niemniej, żeby do tego stopnia głupieć?!
W tłusty czwartek pączków wprawdzie nie popełniłam (po raz pierwszy od lat!), ale żeby jednak coś tam-coś tam, zaplanowałam rogaliki z dżemem. Moja poznańska Marysia podarowała mi jakiś czas temu paczuszkę z minirękawkami cukierniczymi i kompletem końcówek, takich jak do ozdabiania tortów. Chciałam je wykorzystać, by wycisnąć zgrabnie porcje dżemiku na kawałki ciasta. I... Zaćmienie totalne. Jak połączyć woreczek z końcówką? Nijak nie mogłam! Bo, zamiast przepchać końcówkę od szerokiej strony woreczka do wąskiego otworu, gdzie się plastik blokował samoistnie, próbowałam na odwrót!
Małż się niebotycznie zdumiał, gdy mu problem zreferowałam... I popatrzył jakoś tak! Jak na obcą osobę... Wcale się nie dziwię zresztą.
I takie właśnie miewam ostatnio ,,intelektualne'' przygody. Wcale mnie tu nie pociesza fakt, że kolega Małż jeszcze bardziej zapominalski. W końcu o kilka lat starszy jest. Wczoraj cały dzień przeszukiwał mieszkanie i piwnicę nawet w poszukiwaniu jakiejś blaszki i dwóch śrubek od furtki tarasowej, uszkodzonej podczas ostatniej wichury. Nawet nie odczułam specjalnego zadowolenia z faktu, że w końcu to ja zgubę odnalazłam... Bo cały dzień gdzieś mi w głowie kołatała myśl, że takową blaszkę gdzieś widziałam, tylko, motyla noga, gdzie?... Około dwudziestej drugiej trzydzieści, gdy Małż z piesą wyszedł, skojarzyłam, że ze dwa dni temu kopnęłam w jakiś metalowy element na tarasie. I to było to...
Usmiałam sie z tych końcówek...zdarzyło mi sie cos podobnego! Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńtakie problemy "z końcówką" to ja mam od lat ;) Wystarczy, że wnuś coś nie tak naciśnie w pilocie tiwi i kaplica! Nie umiem przywrócić choćbym się skręciła w jodze na podłodze ;)
OdpowiedzUsuńZapominalska też jestem i nawet córcia mi ostatnio doradziła słodko, bym poprosiła doktorkę i skierowanie do neurologa czy cóś ;) Jędza złośliwa ;)
Córcia, nie doktorka!
To pocieszające...
OdpowiedzUsuńOt, odwieczny konflikt pokoleń. młodsi starszych nie rozumieją...
OdpowiedzUsuńMasz rację, najgorzej jest z nazwiskami.
OdpowiedzUsuńJa swojej blaszki szukałem w ostania niedzielę
Poz\drawiam
Wierszy i piosenek uczę się na pamięć od lat - nic to nie poprawia tzw logiki zachowań i kreatywnego podejścia do problemów technicznych (i nie ma znaczenia, że jestem trochę młodsza ;)
OdpowiedzUsuńNo ale przynajmniej jak już kogoś ostatecznie zaćmi w kwestii jak połączyć końcówki czy gdzie to ja też kopnęłam śrubkę, to może sobie zacząć wesoło śpiewać... ;)
Mam nadzieję, że znalazłeś?...
OdpowiedzUsuńSialalalalala... I już lepiej!
OdpowiedzUsuńnie jest z Tobą źle, umiesz ogarnąć blog, załadować czytnik, dajesz sobie radę na blogerze i fejsie
OdpowiedzUsuńgrasz w coś?
Tylko pasjanse i klocuszki.... Nic ambitnego.
OdpowiedzUsuń