sobota, 30 lipca 2016

Przy sobocie

Powoli oswajamy się z tym, że Ery już nie ma. Wciąż jeszcze się łapiemy na tym, że np. pada tekst: - Jak będziesz wyprowadzać psa, wyrzuć śmieci...


Niewykorzystane leki i karmę oddaliśmy w dobre ręce pary młodych weterynarzy, którzy jeszcze są pełni ideałów i potrafią leczyć za darmo. Specyfiki na poprawę mobilności dostali sąsiedzi, bo ich labrador Argo, mimo stosunkowo młodego jeszcze wieku, cierpi na jakieś zwyrodnienia stawów. Przysmaki powędrowały do asinego Bilba. Mieszkanie wypucowane i  znów ,,odywanione'' po długiej przerwie.


Zaczęliśmy też robić plany wyjazdowe. We wrześniu wracamy do naszego ukochanego Egeru na kilka dni. Już zaklepaliśmy apartamencik za nieduże pieniądze. Może się uda namówić Magdę, by wybrała się z nami. Na pławienie i degustowanie wina...


Tymczasem dziś byłam na przyjęciu-niespodziance z okazji srebrnego wesela jednej z naszych gospodyń. Impreza odbywała się w niewykończonym nowym domu jubilatów. Bohaterowie zostali podstępnie wywiezieni przez potomstwo na uroczysty obiad, goście w tym czasie zorganizowali stoły, ławy, dekoracje, oraz oczywiście dania i napoje. Miny K. i M. gdy wysiedli z samochodu i zobaczyli siedemdziesięcioro biesiadników - bezcenne!


Pomysł wyszedł od dzieci. Bardzo to krzepiące, gdy dziś tyle wkoło młodych ludzi o postawie li i jedynie roszczeniowej...



2 komentarze:

  1. Patrzę sobie na ten Eger w wikipedii i nadziwić się nie mogę, ile to nazw w różnych jezykach to miasto posiada, a że piękne, w to nie wątpię, bop całe Węgry są urocze.... ja tylko na parę dni pod Zakopane wpadnę... a potem praca... pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Siedemdziesięcioro? O matulu. Miny jak miny, ale toć jakaś żyłka mogła pęknąć z szoku jubilatom.

    OdpowiedzUsuń

Żyję,żyję

 Ale co to za życie... Moje trzydniowe chemie szpitalne, zakończone w kwietniu, nic nie dały. TK wykazało, że to co miało się zmniejszyć, ur...