piątek, 1 czerwca 2018

Gruzja, część pierwsza

Oczywiście wykrakałam! Z tym spotkaniem w Warszawie...
Nasz samolot z Gdańska do Warszawy miał odlecieć o 21.05. O 22.30 planowo mieliśmy lot do Tbilisi. Mieliśmy... Bo nasz samolot z Gdańska opóźnił się o godzinę, a naprawdę niemal półtorej! I tu się zaczęło. Nasi w Gdańsku twierdzili, że poczekają na nas, na sto procent, mimo opóźnienia. Z kolei na lotnisku w stolicy, kiedy Michał poszedł się dowiadywać, otrzymał informację, że ,,raczej nie''. Możemy dostać w ramach rekompensaty pewną kwotę na hotel i poczekać na lot następnego dnia. 

Nieźle mnie to wszystko zestresowało, nie powiem, wyrazów nieładnych użyłam kilkakrotnie. Ostatecznie samolot do Tbilisi na nas rzeczywiście poczekał, za to musieliśmy dzikim pędem przemierzyć całe Okęcie od ostatniej bramki do pierwszej! Gdy w końcu usiedliśmy koło naszych przyjaciół, przez dobre pół godziny nie mogłam uspokoić oddechu...

Kolejna niespodzianka już w Gruzji. My, owszem, dolecieliśmy. Mój bagaż nie! Na jedną dobę zostałam tak, jak stałam. Bez bielizny na zmianę, kosmetyków itp. W dżinsowej sukience i niezbyt wygodnych klapkach.

Dom, w którym mieliśmy zamieszkać, u babci dziewczyny Michała, stareńki, biedniutki i mocno nadgryziony zębem czasu. Za to w centrum miasta. Babcia Nana powitała nas serdecznie, z typowo gruzińską gościnnością, wskutek czego po raz pierwszy w życiu piłam koniak o szóstej rano!

Trochę odsapnęliśmy po nieprzespanej nocy i w towarzystwie mamy Rusiko ruszyliśmy zwiedzać miasto. Młodzi nam nie towarzyszyli, więc trzeba było od razu wytężyć umysł i przestawić się na kulawy rosyjski. Alona prowadziła nas w niemiłosiernym upale z prędkością pendolino od zabytku do zabytku, ja pociłam się w moim dżinsie, ale było pięknie. Jednak po kilku godzinach takiego Tbilisi w pigułce powołałam się na moją pooperacyjną słabość i wtedy Alona zdecydowała, że jeszcze tylko wjazd kolejką gondolową na górę z widokiem i do domu! Na szczęście taksówką... Taksówek tam mnóstwo i tanie, gdy się potargować. Za 7-10 zł można całą stolicę objechać.

Wieczorem pierwsza supra (biesiada) u rodziców Rusiko. O tym wydarzeniu już w następnym odcinku.

8 komentarzy:

  1. No cóż, z wojażami zagranicznymi różnie bywa. I to niezależnie czy lecisz na wschód od Wisły czy na zachód.
    Okęcie jest nieduże, tych "gejtów" jest mało w porównaniu np. z Monachium, gdzie pokonuje się kilometry i całe lotnisko jest samoobsługowe, czyli idziesz i się modlisz by się nie pomylić.
    Takie intensywne zwiedzanie zaraz po podróży to zwykłe barbarzyństwo. Chyba nie polecieliście tam tylko na trzy dni?
    Czekam na dalsze wiadomości;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie lotnisko w Monachium wydaje się bardzo przyjazne w porównaniu z Warszawą. Czasem lepsza samoobsługa niż aroganccy funkcjonariusze.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czekam na ciąg dalszy :)!

    OdpowiedzUsuń
  4. Start z przygodami, ale pobyt chyba w całości udany, bo jak sama wspomniałaś, gościnny naród ci Gruzini. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Zazdroszczę w całym pozytywnym znaczeniu tego słowa
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Początek ekscytujący (cokolwiek to znaczy :) ) - czekam na dalszy ciąg.

    OdpowiedzUsuń

Żyję,żyję

 Ale co to za życie... Moje trzydniowe chemie szpitalne, zakończone w kwietniu, nic nie dały. TK wykazało, że to co miało się zmniejszyć, ur...