niedziela, 5 maja 2019

Nie lubię festynów...

Nie do końca umiem wyjaśnić, dlaczego. Niemniej staram się omijać szerokim łukiem.  Czasem jednak nie ma odwrotu... Bo już na przykład trudno nie być na imprezie dożynkowej, gdy należy się do Koła Gospodyń. 

Zawsze najbardziej żal mi na takich imprezach dzieci, które przymuszane są do występów. I zaproszonych artystów.  Dzieci tańczą, śpiewają, recytują, a widzami są na ogół wyłącznie ich rodzice. Reszta obecnych w tym czasie zalicza stoiska z jadłem i napitkami oraz inne atrakcje. Zaproszone na imprezę zespoły muzyczne, o ile organizatorów nie stać na Bayer Full lub Weekend, są traktowane jeszcze bardziej po macoszemu. A jeszcze zawsze trafi się lekko (lub bardzo) podochocony trunkami ,,tubylec'', który koniecznie musi wyrazić swoje niezadowolenie z repertuaru!

Trzeciego maja byłam z rodziną i przyjaciółmi na festynie w powiatowym mieście. Aura fatalna, ale ludności całkiem sporo. Przybyliśmy wyłącznie dlatego, że Asia z zespołem miała koncert. Mniej więcej godzinny. Zimnica straszna, organizatorzy nie wpadli na pomysł obudowania sceny, muzykom grabiały rączki... Publiczność, poza nielicznymi wyjątkami, stanowiła kolejka po darmową grochówkę, którą rozdawano tuż obok.  Niestety, w połowie koncertu ,,atrakcji'' kulinarnej zabrakło. Wtedy widownia stopniała do kilkunastu osób. Głównie rodzin artystów.

Chyba przy drugim utworze tuż przed sceną pojawił się miejscowy menel. Postał chwilę, po czym demonstracyjnie zatkał uszy, machnął prawicą pod hasłem ,,a co to za syf?'' i odszedł, bardzo z siebie zadowolony... O dziwo, wrócił pod koniec i wyraźnie zmienił zdanie w kwestii repertuaru. Klaskał, tańczył itp. Być może w tak zwanym ,,międzyczasie'' się jakimś płynem zdopingował?...

Wychłodzeni ponad wszelką miarę wróciliśmy z rodziną i przyjaciółmi do domu. I dopiero wtedy było naprawdę przyjemnie...




4 komentarze:

  1. Nie chodzę, omijam z bardzo daleka. W ogóle staram się nie bywać w jakimkolwiek tłumie. Ubiegłoroczna moja bytność na Stadionie Olimpijskim na Mistrzostwach Europy (lekkoatletyczne) była wyjątkiem a te tłumy w drodze "na i ze" stadionu wprawiały mnie w panikę. I ku memu zdumieniu był porządek, dobra organizacja na każdym kroku.
    Zdecydowanie mniej osób bywa na festynach ale dla mnie i tak za wiele. Szkoda, że nie było pogody, śpiewanie w takich warunkach z reguły nie wychodzi na zdrowie.
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie nigdy nie lubiłam spędów, nawet za młodu. A teraz to już totalnie źle się czuję w tłumie... Buziaki!

      Usuń
  2. Uwielbiałam odpusty organizowane przed kościołem we wsi, gdzie mieszkali moi dziadkowie. Jako miastowa uczestniczyłam w dwóch pierwszomajowych imprezach. Jestem za organizowaniem imprez masowych, tyle tylko że powinny być bardzo starannie przygotowywane. Bywają bowiem na nich najmłodsi i to oni powinni mieć najlepsze wzorce, by w przyszłości wiedzieć jak naśladować z najlepszym skutkiem. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie - dzieci patrzące na wstawionych ojców i wujków. ..

      Usuń

Żyję,żyję

 Ale co to za życie... Moje trzydniowe chemie szpitalne, zakończone w kwietniu, nic nie dały. TK wykazało, że to co miało się zmniejszyć, ur...