Taka refleksja związana ze śmiercią Bohdana Butenki...
Czasem mam nieodparte wrażenie, że za czasów ,,komuny'' było znanych postaci mniej, ale te, o których słyszeliśmy, były jakby z wyższej półki niż dziś...
W młodości znałam po nazwisku zaledwie trzech panów rysowników: Butenkę, Gwidona Miklaszewskiego i mojego ukochanego Janusza Grabiańskiego. Aha, był jeszcze, oczywiście, Jan Marcin Szancer - wspaniały ilustrator bajek i baśni.
Gwidon utkwił mi w pamięci jako rysownik satyryczny, autor kobitek o specyficznej budowie anatomicznej - panie były szerokie w ramionach, węższe w biodrach, nóżki zdecydowanie rachityczne, na głowie niezmienna trwała (loczki).
Grabiański specjalizował się w zwierzakach, szczególnie w psach i kotach. Namiętnie zbierałam pocztówki z jego ilustracjami. Miałam naprawdę pokaźny zbiór. O ile dobrze pamiętam, to Tatko w swoich filatelistycznej kolekcji miał też znaczki z jego twórczością...
Butenko był wszechobecny. W ,,dobranockach'' i książkach dla dzieci. Najbardziej utkwił mi w pamięci jako ilustrator powieści W. Woroszylskiego ,,Cyryl, gdzie jesteś?''. Była to lektura uzupełniająca, bodajże w piątej lub szóstej klasie podstawówki. Ciekawie skonstruowana, bardzo nietypowa w formie. Przez kilka dobrych lat ,,przerabiałam'' ją z dzieciakami. I, co dla mnie bardzo ważne, potrafiłam, mimo totalnego braku zdolności plastycznych, narysować na tablicy wszystkich bohaterów utworu. Dzieciaki najbardziej kochały wizerunki Olimpiady i Zyzia...
Pewnie dlatego wiadomość o śmierci Butenki jakoś niemal osobiście mnie dotknęła...
W czasie studiów miałam praktyki zawodowe w Muzeum Książki Dziecięcej", to właśnie wtedy zainteresowałam się ilustracją. Tak jak Tobie i mnie znane są te nazwiska, chociaż najmniej kojarzę Grabińskiego. Książki o której piszesz nie kojarzę, widocznie zestaw lektur uzupełniających miałam inny. Ukłony.
OdpowiedzUsuń,,Cyryl...'' wszedł do lektur szkolnych w latach 90-tych dopiero. Sciskam!
Usuń