Nie wiem, jak Wy, ale ja mam absolutnie dość trzeciego z rzędu listopada! Szczególnie, że mam nieszczęście mieszkać w terenie nadzwyczaj błotnistym... Wystarczy, że wyjdę z mieszkania i dotrę do samochodu, a buty nadają się do gruntownego czyszczenia! I wcale mnie nie cieszy fakt, że mogę przechodzić całą tak zwaną zimę w cienkim płaszczyku...
Dobrze, że chociaż przy tej ohydnej aurze nie mogę narzekać na brak rozrywek. Oraz na zdrowie - morfologia znów jak u pilota! I serducho, póki co, spisuje się dobrze, albowiem...
Moja pani kardiolog, z którą łączy mnie już piętnastoletnia znajomość, przeniosła się do nowej siedziby. Pojechałam więc, by się zarejestrować. W poprzednim miejscu doktor K. przyjmowała tylko raz w tygodniu, więc na wizytę czekało się jakieś cztery miesiące. W nowym popatrzyłam na tabliczkę, a tu aż trzy dni. Dobrze jest! - myślę sobie.
Okazało się, że jest tak dobrze, że dobrze mi tak! O, święta naiwności! Po z górą półgodzinnym oczekiwaniu w kolejce do rejestracji, dowiedziałam się, że wizytę mogę mieć ,,już'' siódmego grudnia... A powinnam pojawić się na kontrolę gdzieś w marcu. Gdyby coś z moją ,,pompką'' było nie tak, mogłabym nie doczekać...
Z innej beczki... We wtorek Małż ostatecznie rozstał się z pracą. Po dwóch latach dorabiania do emerytury. Zdał, co trzeba itp. I odetchnął z ulgą, oddając się w pełni osobistym pasjom. Nawet malutkiego szampanika, który został z Sylwestra, wypiliśmy z tej okazji. A tu dziś dzwoni jeden z szefów i kusić zaczyna ponownie... Czy skutecznie?...
Ta zima jest naprawdę wyjątkowa. Za kilka dni lecimy do Polski i nie mamy pojęcia jak się ubrać.
OdpowiedzUsuńTrudno doradzić, ale raczej na mrozy się nie nastawiajcie...
OdpowiedzUsuńKiedy się czyta bądź słucha o podwyżkach, to chyba niektórym przyjdzie się skusić na powrót do pracy chociażby na 1/2 etatu, bo "pecunia non olet". Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńNo, niestety... Uściski.
OdpowiedzUsuńBardzo dobry wpis. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń