czwartek, 14 marca 2013

Kucharzenie nocą, trochę przed północą

Nie lubię gotować wieczorami. W zasadzie to już od zmroku. Gdy w kuchni ciemno, nie gotuję! Na szczęście nie miałam nigdy takiego przymusu, który dotyka przecież wiele pań domu pracujących do późna. Z czasów babcinych wyniosłam takie podejście, że na noc nie ,,raczymy'' familii kuchennymi wyziewami.Kolacji na gorąco nigdy  nie dane mi było spróbować... Chyba, że poza domem.


Dziś mi się jednak przydarzyła konieczność wieczornego pichcenia, z powodu jutrzejszych dopołudniowych obowiązków. Pora obiadu święta, nie może przekroczyć piętnastej. Mama niby na zegarku się nie zna, ale jej żołądek owszem...A ja po ćwiczeniach wracam do domu na circa 40 minut, po czym pędzę do pani doktor rodzinnej na 13.30, więc będę z powrotem dobrze po drugiej.


Długo myślałam nad czymś minimalnie woniejącym. Stanęło na łatwiźnie w postaci barszczu ukraińskiego opartego w znacznej mierze na gotowych mrożonkach. Szybko poszło, tylko ziemniaków parę dołożyłam i dwa kurzęce  udka. A że się potem na ,,Przyjaciółki'' zagapiłam, to i pięknie się wszystko pod przykrywką do miękkości uwarzyło. Zapominalstwo miewa dobre strony!


***


Moja poznańska Maryśka stoi na przeciwnym biegunie. Rozmawiamy sobie czasem blisko północka, a w tle słyszę jakieś łomotanie garnkami i łyżkami. - Co ty, kobito, wyprawiasz o tej porze? - pytam. - No, rosół gotuję/rybę smażę/sałatkę kończę/gołąbki zawijam, itp.


Telefon na głośnomówiący włącza i szaleje po kuchni! Ani to gadanie, ani gotowanie... Ale nie moja broszka, skoro tak lubi.


Dziecka starsze też ukochały nocne pitraszenie. Nie raz i nie dwa dzwonili, gdy około pierwszej w nocy dopiekał się sernik!  Teraz, gdy na dietę przeszli, ciast pewno nie produkują, ale może co inszego...


 


 


 

20 komentarzy:

  1. A kiedy Ty odpoczniesz? Abyś niemiała pustych przebiegów ha,ha, to zapraszam na: http://junak4blog.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. Już drugi raz z rzędu nie mogę przeczytać posta z powodu reklamy. Zasłania post z prawej strony i można tylko przeczytać niedokończone zdania. Może ktoś wie jak się tego dziadostwa pozbyć?

    OdpowiedzUsuń
  3. ~Klarka Mrozek15 marca 2013 00:07

    u nas od dawna obiad czy jak nazwać ten posiłek dopiero po osiemnastej, wcześniej nikogo nie ma w domu, takie czasy.Prawie nikt już nie gotuje codziennie, ludzie jedzą na mieście albo gotują kocioł czegoś na kilka dni. Nie dziwię się - praca do 17, potem jeszcze trzeba zrobić zakupy, dojechać do domu, ogarnąć wszystko, i robi się dwudziesta. Zostają weekendy.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie lubię na noc, ale czasem trzeba.Zwłaszcza jak teraz mam takie godziny pracy:)

    OdpowiedzUsuń
  5. ...zdarzało się pichcić ale do 22giej najpóźniej, później żebym nie wiem co się działo szło się lulu. Gary nie będą nami rządziły...

    OdpowiedzUsuń
  6. ~Antoni Relski15 marca 2013 02:52

    A ja jestem bardziej skowronek niż sowa.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. A ja gotuję właściwie wyłącznie wieczorem, trochę z przyzwyczajenia, bo w poprzednim życiu jadaliśmy główny posiłek ok.7-mej (teraz to tak 2-ga, 3-cia); trochę daltego,że lubię przy gotowaniu sobie popijać dla dodania animuszu, a trochę, bo myślę wolno i wobec tego lubię być przygotowana na zaś.

    OdpowiedzUsuń
  8. Tez to miałam, zmniejszyłam ekran i dało się przeczytać

    OdpowiedzUsuń
  9. A od czego mam odpoczywać? Bo chyba nie od bloga, na Boga!

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja, niestety, nie wiem...

    OdpowiedzUsuń
  11. U mnie raczej opcja kocioł na 3 dni! Na mieście nie jadamy nigdy! Przynajmniej nie dobrowolnie...

    OdpowiedzUsuń
  12. Wiem, wiem. Miałam szczęście, że nigdy tak po nocy nie musiałam.

    OdpowiedzUsuń
  13. Słuszna koncepcja! Nie my dla garów przecież.

    OdpowiedzUsuń
  14. Ciekawe, czy skowronkowatość wiąże się z płcią?...

    OdpowiedzUsuń
  15. Każdy podług potrzeb. I upodobań.

    OdpowiedzUsuń
  16. No proszę, sprytnie!

    OdpowiedzUsuń
  17. Staram się gotować zawsze na 2 lub 3 dni, więc na ogół miewam tylko 2 dni gotowania w tygodniu, najczęściej od 10 rano do 13-tej. W następne dni to już tylko odgrzewanie i ewentualnie dochodzą jakieś gotowce.
    Wiele lat gotowałam wieczorami, bo rano byłam w pracy, a z reguły do domu docierałam dopiero około 17-tej.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  18. Czasem, z konieczności, ale tylko po cichu :), czyli minimum wonności.

    OdpowiedzUsuń
  19. Tajne kotlety? :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Ja od południa do piętnastej góra. I też na 2-3 dni, jeśli chodzi o danie główne. Dodatki wymienne.

    OdpowiedzUsuń

Żyję,żyję

 Ale co to za życie... Moje trzydniowe chemie szpitalne, zakończone w kwietniu, nic nie dały. TK wykazało, że to co miało się zmniejszyć, ur...