Nie lubię gotować wieczorami. W zasadzie to już od zmroku. Gdy w kuchni ciemno, nie gotuję! Na szczęście nie miałam nigdy takiego przymusu, który dotyka przecież wiele pań domu pracujących do późna. Z czasów babcinych wyniosłam takie podejście, że na noc nie ,,raczymy'' familii kuchennymi wyziewami.Kolacji na gorąco nigdy nie dane mi było spróbować... Chyba, że poza domem.
Dziś mi się jednak przydarzyła konieczność wieczornego pichcenia, z powodu jutrzejszych dopołudniowych obowiązków. Pora obiadu święta, nie może przekroczyć piętnastej. Mama niby na zegarku się nie zna, ale jej żołądek owszem...A ja po ćwiczeniach wracam do domu na circa 40 minut, po czym pędzę do pani doktor rodzinnej na 13.30, więc będę z powrotem dobrze po drugiej.
Długo myślałam nad czymś minimalnie woniejącym. Stanęło na łatwiźnie w postaci barszczu ukraińskiego opartego w znacznej mierze na gotowych mrożonkach. Szybko poszło, tylko ziemniaków parę dołożyłam i dwa kurzęce udka. A że się potem na ,,Przyjaciółki'' zagapiłam, to i pięknie się wszystko pod przykrywką do miękkości uwarzyło. Zapominalstwo miewa dobre strony!
***
Moja poznańska Maryśka stoi na przeciwnym biegunie. Rozmawiamy sobie czasem blisko północka, a w tle słyszę jakieś łomotanie garnkami i łyżkami. - Co ty, kobito, wyprawiasz o tej porze? - pytam. - No, rosół gotuję/rybę smażę/sałatkę kończę/gołąbki zawijam, itp.
Telefon na głośnomówiący włącza i szaleje po kuchni! Ani to gadanie, ani gotowanie... Ale nie moja broszka, skoro tak lubi.
Dziecka starsze też ukochały nocne pitraszenie. Nie raz i nie dwa dzwonili, gdy około pierwszej w nocy dopiekał się sernik! Teraz, gdy na dietę przeszli, ciast pewno nie produkują, ale może co inszego...
A kiedy Ty odpoczniesz? Abyś niemiała pustych przebiegów ha,ha, to zapraszam na: http://junak4blog.blog.onet.pl
OdpowiedzUsuńJuż drugi raz z rzędu nie mogę przeczytać posta z powodu reklamy. Zasłania post z prawej strony i można tylko przeczytać niedokończone zdania. Może ktoś wie jak się tego dziadostwa pozbyć?
OdpowiedzUsuńu nas od dawna obiad czy jak nazwać ten posiłek dopiero po osiemnastej, wcześniej nikogo nie ma w domu, takie czasy.Prawie nikt już nie gotuje codziennie, ludzie jedzą na mieście albo gotują kocioł czegoś na kilka dni. Nie dziwię się - praca do 17, potem jeszcze trzeba zrobić zakupy, dojechać do domu, ogarnąć wszystko, i robi się dwudziesta. Zostają weekendy.
OdpowiedzUsuńNie lubię na noc, ale czasem trzeba.Zwłaszcza jak teraz mam takie godziny pracy:)
OdpowiedzUsuń...zdarzało się pichcić ale do 22giej najpóźniej, później żebym nie wiem co się działo szło się lulu. Gary nie będą nami rządziły...
OdpowiedzUsuńA ja jestem bardziej skowronek niż sowa.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
A ja gotuję właściwie wyłącznie wieczorem, trochę z przyzwyczajenia, bo w poprzednim życiu jadaliśmy główny posiłek ok.7-mej (teraz to tak 2-ga, 3-cia); trochę daltego,że lubię przy gotowaniu sobie popijać dla dodania animuszu, a trochę, bo myślę wolno i wobec tego lubię być przygotowana na zaś.
OdpowiedzUsuńTez to miałam, zmniejszyłam ekran i dało się przeczytać
OdpowiedzUsuńA od czego mam odpoczywać? Bo chyba nie od bloga, na Boga!
OdpowiedzUsuńJa, niestety, nie wiem...
OdpowiedzUsuńU mnie raczej opcja kocioł na 3 dni! Na mieście nie jadamy nigdy! Przynajmniej nie dobrowolnie...
OdpowiedzUsuńWiem, wiem. Miałam szczęście, że nigdy tak po nocy nie musiałam.
OdpowiedzUsuńSłuszna koncepcja! Nie my dla garów przecież.
OdpowiedzUsuńCiekawe, czy skowronkowatość wiąże się z płcią?...
OdpowiedzUsuńKażdy podług potrzeb. I upodobań.
OdpowiedzUsuńNo proszę, sprytnie!
OdpowiedzUsuńStaram się gotować zawsze na 2 lub 3 dni, więc na ogół miewam tylko 2 dni gotowania w tygodniu, najczęściej od 10 rano do 13-tej. W następne dni to już tylko odgrzewanie i ewentualnie dochodzą jakieś gotowce.
OdpowiedzUsuńWiele lat gotowałam wieczorami, bo rano byłam w pracy, a z reguły do domu docierałam dopiero około 17-tej.
Miłego, ;)
Czasem, z konieczności, ale tylko po cichu :), czyli minimum wonności.
OdpowiedzUsuńTajne kotlety? :)
OdpowiedzUsuńJa od południa do piętnastej góra. I też na 2-3 dni, jeśli chodzi o danie główne. Dodatki wymienne.
OdpowiedzUsuń