wtorek, 23 lipca 2013

***

Tęskniąc przez te niespełna 20 miesięcy za powrotem do grajdołka, trochę go sobie wyidealizowałam. Nie ja pierwsza przecie... Już bowiem wieszcz Adam, jak wiadomo, lat temu dwieście z górką sporą podobnie upiększył swoją Litwę-ojczyznę, kraj lat dziecinnych...

Trzy tygodnie w pieleszach uświadomiły mi ponownie pewne niedostatki bytowania wiejskiego. Drobne, acz doskwierające. Letnie skoki ciśnienia wody, nagminne. Rano z kranu ciurka byle jak, głowy np. umyć nie sposób. Bywają też niczym nie zapowiedziane zaniki całkowite, kilkugodzinne.

Nawet gdy się moskitiery zainstaluje w otworach wszelkich, robactwo autoramentu różnistego zawsze się jakoś wciśnie i ,,urozmaici'' wieczór! Te najdrobniejsze stworzonka gromadzić się  kochają w szklance z kawą, współuczestnicząc ze mną w konsumpcji.

Nic to! Zalet bytowania w małym środowisku  i tak więcej znacznie jest i za nic nie zamieniłabym się na zawsze na miasto. Ot, ironijka losu! Jak ja dzieciakiem i podfruwajką będąc, wsi nie cierpiałam! Jaką karą były wizyty u rodziny na Kujawach. Inna sprawa, że taka wieś sprzed pół wieku, przaśna i pozbawiona wygód jak w ,,Konopielce'',  odeszła definitywnie w niepamięć... Skok cywilizacyjny ogromny się dokonał! I dobrze...

***

Z innej beczki...

Są ludzie, z którymi los nas zetknął jeden jedyny raz, a mimo to ich pamiętamy. Bo to jedyne spotkanie było niezwyczajne... Czasem bardzo smutne, innym razem przeciwnie, nadzwyczaj zabawne.

Kilka dni temu dotarła do mnie wiadomość o śmierci pewnego człowieka, którego spotkałam osobiście raz, w roku 1975. Było to w październiku, podczas studenckiego przeglądu piosenki turystycznej w Stegnie. Parę godzin po wieczornym koncercie wyszłam z pawilonu, gdzie pokotem spało pewno kilkaset osób.

Wyszłam, gnana naturalną potrzebą. Tymczasem nijakiej ,,sławojki'' w okolicy nie było. A ośrodek skąpany w światłach latarni... Miotając się pomiędzy domkami znalazłam wreszcie w miarę ciemne miejsce i... przykucnęłam. Nagle obok pojawił się facet. Jakiś półprzytomny, albowiem nie skojarzył, dlaczego ja w pozycji kucającej właśnie. Zaczął rozmowę!

Wiłam się jak piskorz. Monosylabami odpowiadałam na pytania, jak mi się koncert podobał, czy słyszałam jego wykonanie itp. Cały czas w te kucki, bo przecież... A on od pytań przeszedł do monologu. Nie pamiętam o czym, bo marzyłam tylko o tym, by sobie poszedł! Bym mogła odnóża wreszcie rozprostować i wrócić do spania... Marzenie się spełniło po mniej więcej kwadransie, gdy dojrzewałam już powoli do chęci mordu!

Taka banalna sytuacja, a pamiętam jakby to było  dziś! Na wieść o przedwczesnym zdecydowanie (63 lata!) zejściu  J.D., od razu obrazek wrócił... Przez wspólnego przyjaciela znałam mniej więcej aktualne, niewesołe zresztą generalnie, losy jednorazowego ,,znajomka''. Gość żył z dnia na dzień, poezją zdecydowanie  bardziej niż chlebem... Kąt do spania oferował mu zaprzyjaźniony Dom Kultury.

Jurku! Pewnie teraz przechadzasz się po niebieskich połoninach ze Stachurą, Bellonem, Jonaszem...

 

 

12 komentarzy:

  1. ~Antoni Relski24 lipca 2013 00:18

    Mam to samo . Walka z muchami i wszystkim tym na czterech sześciu czy stu nóżkach. To w końcu koloryt wsi.
    I wiesz, że ja z tym robakiem w kawie jestem zadowolony z decyzji.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. nigdy nie wróciłabym do miasta i do bloku!!!! czułabym się jak w więzieniu...a robaczki? ojtam, wszędzie wlazą, w Wawie na ósmym piętrze co prawda muchów niet, ale nietoperek zawitał i zbłąkana myszka...

    i teraz sobie przypominam,że wszędzie na wsi, gdzie bywaliśmy,były w oknach siatki..teraz można kupić moskitiery,wtedy pamiętam,były siatki w ramach z drewna, montowali je w oknach,no i lep na muchi!!!!wszędzie lep!! ot uroki:)))

    w kucki 15 minut????bosz!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. ...wsi spokojna, wsi wesoła. I tak wolę spokój na wsi niż to całe towarzystwo drące się pod oknami. Na komary jest sposób, może i brutalny, skrzydełka wyrwać i niech na pieszo do domku zasuwa, albo klapsa w tyłek dać, he he he...

    OdpowiedzUsuń
  4. Strasznie smutne, gdy dowiadujemy się o śmierdiu ludzi, nawet tych mniej nam bliskich. To zresztą teź przypomina nam o przemijalnosci, a ta wiedz nie jest miła.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale to nas powoli przygotowuje... Zauważam, że myśl o odejściu coraz mniej mnie przeraża, a staje się prawie normalnością.

    OdpowiedzUsuń
  6. To wybieram klapsa w pupsko!

    OdpowiedzUsuń
  7. Co mniejsze, to się przedrze przez każdą siatkę... A w kucki było tak, jak napisałam...

    OdpowiedzUsuń
  8. Ależ ja też do miasta za nic! Choćby i z całym stadem robaków w napoju. Zawsze można wziąć sitko i odcedzić przecież...

    OdpowiedzUsuń
  9. Moje córka uwielbia życie na wsi. Już jednak wolę to moje zamieszkiwanie, takie prawie jak na wsi, ale jednak w mieście

    OdpowiedzUsuń
  10. To jest bardzo dobra sytuacja, niby miasto, a trochę jak wieś...

    OdpowiedzUsuń
  11. Robaczki robaczkami, zawsze jest na nie jakiś sposób, ale co z decyzją Antoniego? Może możesz na niego wpłynąć?

    OdpowiedzUsuń
  12. Właśnie dotarłam, szok! Ale nie ma sensu zmuszać nikogo, nawet przyjaciela, by robił coś, co mu nie sprawia żadnej radości... Myślę, że i Antoniemu nie było łatwo podjąć tę decyzję. Ponadto w wielu aspektach świetnie go rozumiem.

    OdpowiedzUsuń

Żyję,żyję

 Ale co to za życie... Moje trzydniowe chemie szpitalne, zakończone w kwietniu, nic nie dały. TK wykazało, że to co miało się zmniejszyć, ur...